Największa niespodzianka sezonu, najlepsze wyniki od dekad. Powtórzą historię Leicester?

Największa niespodzianka sezonu, najlepsze wyniki od dekad. Powtórzą historię Leicester?
James Holyoak / pressfocus
Radosław  - Przybysz
Radosław Przybysz05 Nov · 15:00
Jako jedyni pokonali Liverpool. Tylko "The Reds" stracili mniej goli od nich. Mieli znowu walczyć o utrzymanie, a po dziesięciu kolejkach są na trzecim miejscu. Nuno Espirito Santo robi w tym sezonie furorę z Nottingham Forest, ale... czy dadzą tak radę dalej?
Nottingham Forest przeszło długą drogę. Dokładnie trzy lata temu od dziś zajmowało 18. miejsce w Championship. A i tak była to niezła pozycja, biorąc pod uwagę, gdzie byli jeszcze kilka kolejek wcześniej, przed przyjściem Steve'a Coopera. Walijczyk w fenomenalnym stylu, w jeden sezon przeprowadził Forest ze strefy spadkowej do czwartego miejsca i awansu do Premier League przez play-offy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Dziś z tamtej drużyny, która przywróciła zasłużony klub do Premier League po 23 latach, pozostał tylko pomocnik Ryan Yates. Nottingham przez dwa lata przeszło rewolucję kadrową, z którą równać się może tylko ta z Chelsea. Już pierwszego lata po awansie ekscentryczny właściciel Evangelos Marinakis pozwolił na ściągnięcie 21 zawodników w jednym oknie. To był brytyjski rekord.
Po kilkanaście transferów wychodzących i przychodzących miało miejsce w każdym kolejnym oknie. Dziś można zapomnieć, że jeszcze niedawno w Forest pensję pobierali tacy gracze jak Jesse Lingard, Emmanuel Denis, Andre Ayew, Renan Lodi, Jonjo Shelvey, Nuno Tavares, Giovanni Reyna czy Divock Origi. A wybrałem tylko najbardziej znanych. W pewnym momencie Cooper wyznał, że nagle ma w składzie tak wielu Brazylijczyków, że sam zaczął się uczyć portugalskiego.
Powiedzmy wprost: to był chaos. Jego najlepszym symbolem była sytuacja z bramkarzami. Forest awansowali do Premier League między innymi dzięki świetnej postawie Brice'a Samby. Francuz przed sezonem 2022/23 odszedł jednak do Lens. Od tamtego czasu między słupkami stawali: Dean Henderson, Wayne Hennessey, Keylor Navas, Matt Turner, Odysseas Vlachodimos i Matz Sels. Dopiero ten ostatni, najmniej znany, 32-letni Belg, był w stanie na dłużej wywalczyć miejsce między słupkami.
Niemal równie często zmieniali się dyrektorzy sportowi, a za transfery przez pewien czas odpowiadał choćby Miltiadis Marinakis, syn Evangelosa. W takich warunkach trenerowi nie pracowało się najłatwiej. Zespół się wzmacniał, ale obok jakości za mocno szedł też w ilość i nie brakowało wiele, by skończyło się tragedią, czyli ponownym spadkiem. Właściciele jednak dawali Cooperowi mocne wsparcie. Po serii sześciu porażek z rzędu, zwieńczonej 0:4 w derbach z Leicester trener... podpisał nowy, trzyletni kontrakt.
Nie było mu jednak dane go wypełnić. Pierwszy sezon w PL Forest skończyli na 16. miejsce, a utrzymanie zapewnili sobie w 37. kolejce pokonując 1:0 Arsenal (i jednocześnie ostatecznie odbierając "Kanonierom" resztki nadziei na mistrzostwo). W następnym sezonie nie było jednak lepiej. Jedno zwycięstwo w 13 kolejnych spotkaniach od września do grudnia oznaczało, że nadszedł czas rozstania z Cooperem. Kibice go uwielbiali, zdawali sobie sprawę z trudnych warunków, w jakich przyszło mu pracować, ale przyjęli decyzję klubu ze zrozumieniem.
Wybór następcy budził jednak wątpliwości. Nuno Espirito Santo był w Anglii pamiętany jako trener, który awansował do Premier League z Wolves, a potem zajmował z nimi dwukrotnie znakomite, siódme miejsce, ale bardziej świeże były wspomnienia z jego bardzo krótkiego pobytu w Tottenhamie, gdzie popracował zaledwie cztery miesiące. Ostatnim miejscem jego pracy było saudyjskie Al-Ittihad.
Portugalczyk triumfował w dwóch z pierwszych trzech meczów na stanowisku (3:1 z Newcastle i 2:1 z Manchesterem United), ale potem do końca sezonu wygrał jeszcze tylko cztery ligowe spotkania i skończył na ostatnim bezpiecznym, 17. miejscu. Forest utrzymało się głównie dzięki słabości trzech beniaminków.
Espirito Santo obiecywał jednak, że jeśli przepracuje z tą drużyną cały okres przygotowawczy, to będziemy widzieli jego rękę. I rzeczywiście tak jest. Zaczął od uporządkowania obrony. "Tricky Trees" na razie tylko w jednym meczu - z Brighton - stracili więcej niż jednego gola (2:2). W sumie mają tylko siedem straconych bramek (więcej tylko od Liverpoolu), ale pod względem xGA są najlepsi. Do mniejszej liczby celnych strzałów rywali dopuściły w tym sezonie tylko Tottenham i Manchester City. Są bardzo dobrze zorganizowani i trudno przebić się przez ich niski blok.
Latem na City Ground znowu doszło do wielu transferów, ale nie AŻ TAK wielu (po części przez wiszące nad klubem widmo za łamanie zasad PSR). Były też one bardziej przemyślane. Alex Moreno (wypożyczony z Aston Villi) i Nikola Milenković (kupiony z Fiorentiny) stworzyli żelazny kwartet obrońców z utalentowanym Murillo i Olą Ainą. W bramce nadal świetnie spisuje się Sels.
Elliot Anderson kosztował sporo, ale z miejsca wskoczył do środka pola. Z ławki sporo dobrego potrafią wnieść Jota Silva, Ramon Sosa i James Ward-Prowse. Gdy Forest bronią wyniku, obronę wzmacnia kupiony z Benfiki Morato. Ale najważniejszy jest trzon drużyny, który przed obroną tworzą Ryan Yates, Morgan Gibbs-White i Chris Wood. Oni wszyscy byli już na City Ground przed tym sezonem.
O talencie Gibbsa-White'a nie trzeba było nikogo przekonywać. To główny kreator i po prostu najlepszy piłkarz w NFFC. Ale życiowa forma 32-letniego Wooda jest wielką niespodzianką albo raczej tajemnicą Espirito Santo. Odkąd objął Forest, Nowozelandczyk strzelił w lidze 19 goli. Więcej w tym okresie zdobyli tylko Erling Haaland (23) i Cole Palmer (22).
- W tym sezonie ma siedem goli, tylko jednego mniej niż cały Manchester United. Fantastycznie się go ogląda. Przez lata go posądzona o to, że porusza się po boisku zgodnie ze swoim nazwiskiem, ale on w tym sezonie potrafi naprawdę na różne sposoby zaskoczyć rywali - mówił Michał Zachodny z Viaplay w Magazynie Premier League dziesiątej kolejki, po czwartym z rzędu meczu Wooda z trafieniem.
Jeśli napastnik pokona również w niedzielę bramkarza Newcastle (drużyny, w której bardzo mu nie poszło), jego dorobek bramkowy w Premier League dobije do 78 bramek i zrówna się z liczbą trafień na poziomie Championship. Brakuje mu też jednego gola, by zrównać się z najlepszym strzelcem Nottingham w historii występów w PL - Bryanem Royem z 24 bramkami. Więcej o fenomenalnym sezonie byłego napastnika nie tylko Newcastle, ale i Burnley, Leeds, Leicester, Brighton, Birmingham czy West Bromu, pisaliśmy dopiero co TUTAJ.
Przeczekać, zagęścić środek, a w drugiej połowie wpuścić na boisko szybkich skrzydłowych - Calluma Hudsona-Odoi oraz Anthony'ego Elangę - i spróbować szczęścia po kontratakach - plan "NES" na mecze z mocniejszymi rywalami jest prosty, ale nie prymitywny i, co najważniejsze, działa.
Mają trzecie najniższe posiadanie piłki w lidze, podają z trzecią najmniejszą dokładnością, ale potrafią też zdominować słabszego przeciwnika, czego w ostatni weekend doświadczył West Ham, zwłaszcza po czerwonej kartce dla Edsona Alvareza. Strzelili też już cztery gole po stałych fragmentach gry, a te były wcześniej ich wielką słabością.
Tak dobrze w Nottingham nie było od dekad. Ostatni raz kończyli dzień na podium Premier League w 1998 roku (Gibbsa-White'a, Hudsona-Odoi, Elangi, Andersona czy Murillo nie było wtedy jeszcze na świecie), ale według kibiców obecny zespół jest najlepszym od tego, który niespodziewanie skończył sezon 1994/95 na trzecim miejscu pod wodzą Franka Clarka.
City Ground widziało przed laty triumfy w Pucharze Mistrzów, ale kibice na razie nie chcą głośno marzyć o powrocie do europejskich pucharów. To wydaje się, mimo wszystko nierealne, ale przecież Marinakis zapowiadał to już dwa lata temu, po awansie z Championship. Pewnie to będzie też jednym z zadań nowego dyrektora sportowego, Edu Gaspara, niespodziewanie wyciągniętego z Arsenalu.
- Tak, myślę, że możemy być jeszcze lepsi. Im dłużej będziemy razem, tym lepiej będziemy się rozumieć. Wrócą kontuzjowani zawodnicy, więc kadra będzie jeszcze mocniejsza. Więzi będą tylko silniejsze, zawodnicy będą wzajemnie sobie pomagać. Wierzę to - zadeklarował Espirito Santo po trzecim z rzędu meczu, który musiał oglądać z trybun w ramach kary za komentarze dot. pracy sędziów. Nie powstrzymało to jego zespołu od trzeciego z rzędu zwycięstwa.
Przed nimi trudny terminarz - mecze z Newcastle, Arsenal, Manchesterem City, Manchesterem United i Aston Villą, ale przecież dotychczasowy nie był szczególnie łatwy. Grali już na wyjeździe z Liverpoolem, Brighton i Chelsea. Przegrali na razie tylko jeden mecz - z Fulham. Tylko w trzech z dziesięciu spotkań mieli niższe xG niż rywale. Tylko raz różnica wynosiła więcej niż 0,5 xG - z Chelsea, gdzie w końcówce grali w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Warda-Prowse'a. Statystyki pokazują, że Forest zasłużyło na bycie w tym miejscu.
- Przeżyliśmy razem wiele rozczarowujących wieczorów, więc to przyjemne, gdy teraz możemy dać kibicom trochę radości. Wspólnie możemy cieszyć się i być z siebie dumni, ale pod względem pracy nic się nie zmienia - podkreślał Espirito Santo po najwyższym zwycięstwie w Premier League od 1996 roku. - Musimy dalej ciężko pracować i robić swoje. Nie ma innej opcji. Jeśli się rozkojarzysz, futbol ci nie wybaczy.

Przeczytaj również