Najpierw Legia, a potem... walka o mistrzostwo Anglii. Aston Villa ma argumenty, by sprawić sensację
Aston Villa to główny faworyt do wygrania Ligi Konferencji, ale czwartkowy rywal Legii Warszawa fantastycznie zaczął też sezon w Premier League. Choć na razie brzmi to jak scenariusz fantasy, to zespół Unaia Emery'ego ma powody, by wierzyć, że rzuci wyzwanie nawet Manchesterowi City.
Po 13 kolejkach tego sezonu Aston Villa traci tylko dwa punkty do prowadzącego w tabeli Arsenalu i jeden do Manchesteru City. Dzięki wygranej na wyjeździe z Tottenhamem wyprzedziła go i zrównała się z Liverpoolem. Unai Emery ostatnio przekonywał, że w lidze jest aż siedem klubów, które mają większe predyspozycje na miejsca dające Ligę Mistrzów, ale to chyba tylko zaklinanie rzeczywistości i zdejmowanie presji z jego piłkarzy.
Aston Villa też ma swoje argumenty, które mogą sprawić, że nie tylko "zakręci się" wokół top four, ale może nawet powalczy o coś więcej...
Błyskawiczny rozwój
Właściciele klubu z Birmingham - Nassef Sawiris i Wes Edens - mają duże ambicje i dużą wiarę w menedżera, któremu dali dużą władzę w klubie. Dzięki temu Aston Villa też stała się duża, w bardzo krótkim czasie. Emery przejmował zespół, który musiał drżeć o utrzymanie, a skończył z nim sezon na siódmym miejscu, najlepszym od 13 lat.
Od tego czasu jego forma nie spada. Latem na Villa Park wydali na transfery "tylko" 93 mln euro (dopiero 14. miejsce w lidze pod tym względem), ale ściągnęli piłkarzy, którzy spokojnie mogliby trafić do większych klubów. Moussa Diaby i Pau Torres z miejsca zaczęli stanowić o sile drużyny, a Youri Tielemans ostatnio zalicza coraz lepsze występy. Jednocześnie nie odszedł nikt znaczący. Efekt: 71 punktów w tym roku kalendarzowym. Więcej zdobył tylko Manchester City.
- Również tylko City ma w tym sezonie więcej strzelonych goli. To zasługa Emery'ego, jego profesjonalizmu i konsekwentnego wdrażania swoich rozwiązań. Ma też specjalną broń - Ollie'ego Watkinsa, który od przyjścia Hiszpana w 37 spotkaniach w lidze ma 30 goli lub asyst - mówi nam polski kibic "AVLFC", Maciek Caban.
Mocna, wyrównana kadra
Piłkarze tacy jak Diaby i Torres chcieli trafić do Aston Villi, bo uwierzyli w projekt Emery'ego. Widzieli, że pod jego wodzą rozwija się nie tylko zespół, ale też każdy zawodnik indywidualnie. Sprawianie, że piłkarze stają się lepsi, to najlepsza miara pracy trenerów, o czym oni sami często mówią.
Watkins stał się czołowym napastnikiem ligi i stworzył świetnie się rozumiejący duet z Diabym. Douglas Luiz rozwinął się w każdym aspekcie, dziś to jeden z najlepszych pomocników w Anglii. W życiowej formie jest kapitan John McGinn. Doskonale swoje obowiązki realizują Boubacar Kamara, Ezri Konsa i Matty Cash. Leon Bailey to ostatnio być może najlepszy rezerwowy w Premier League. W kadrze "The Villans" próżno szukać zawodnika, który dzisiaj grałby gorzej niż przed przyjściem Baska. Na większości pozycji jest wartościowa rywalizacja. A przecież od początku sezonu muszą sobie radzić bez dwóch kluczowych piłkarzy, którzy doznali poważnych kontuzji - Tyrone'a Mingsa i Emiliano Buendii - a także bez najlepszego wychowanka, Jacoba Ramseya, który ma ciągłe problemy z urazami.
Twierdza Villa Park
"Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie" - słynny cytat z "Boskiej komedii" mógłby zawisnąć nad bramami stadionu Aston Villi, która u siebie nie przegrała od lutego licząc ligę i europejskie puchary. Serię 17 kolejnych zwycięstw przerwała tylko wpadka z Evertonem w Carabao Cup.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że zwycięstwa ze Zrinjskim i AZ w Lidze Konferencji nie przyszły gładko. Zespół z Mostaru skapitulował dopiero w 94. minucie, po tym jak Emery wpuścił na boisko swoich najlepszych graczy. Kto wie, może w czwartek Legii uda się sztuka, która nie udała się Bośniakom i Holendrom...
A jeśli nie Legii, to może dwóm kolejnym rywalom. Początek grudnia będzie dla Aston Villi piekielnie wymagający. 6 grudnia zagra u siebie z Manchesterem City, a trzy dni później z Arsenalem, czyli ostatnim zespołem, który wywiózł z jej stadionu trzy ligowe punkty. Gdyby udało się wygrać nie oba, ale przynajmniej jeden z tych dwóch meczów, to byłoby potwierdzeniem wielkich możliwości ekipy Emery'ego.
Mają swoje problemy
Wymagający terminarz nie jest jedynym wyzwaniem "The Villans". Dotychczas z tego tekstu wyłania się obraz drużyny idealnej, a do takiej im daleko. Dowiodła tego choćby Legia w pierwszym meczu, we wrześniu wygrywając 3:2.
Aston Villa ma bardzo atrakcyjny, ekspansywny styl gry. Bazuje na intensywnym pressingu, wysokich odbiorach i szybkich kontratakach. Co prawda w tym sezonie stała się bardziej zrównoważona, częściej przeprowadza też spokojne, dłuższe akcje, ale fundamentem pozostaje bliskość formacji i wysoko ustawiona linia obrony. Od przyjścia Emery'ego jego piłkarze łapali rywali na spalonym już 163 razy. Drugi pod tym względem Liverpool ma w tym okresie "tylko" 93 udane pułapki ofsajdowe.
Czasem działa to doskonale, jak w ostatnim meczu z Tottenhamem, gdy Heung-min Son strzelił trzy gole, ale wszystkie nieuznane, bo był na spalonym. Wiąże się to jednak z dużym ryzykiem. Umieli to wykorzystać choćby Paweł Wszołek i Ernest Muci na Łazienkowskiej. Umieli to też wykorzystać piłkarze Newcastle United czy Liverpoolu, którzy pokonywali Villę odpowiednio 5:1 i 3:0.
Bez kompromisów
Wszystkie trzy porażki w tym sezonie przyszły na wyjazdach. Poza swoim stadionem Aston Villa zdobyła na razie 10 punktów na 21 możliwych. To nie jest bilans godny pretendenta do tytułu. Podobnie jak seria ostatnich siedmiu meczów ligowych bez czystego konta. Nawet jeśli Emiliano Martinez jest w doskonałej formie, jak na Tottenham Hotspur Stadium, to i tak zawsze coś wpuści, bo jego koledzy za mocno otwierają się i idą na wymianę ciosów. Tracą kontrolę.
- Styl Emery'ego jest bezkompromisowy, co dobrze zorganizowani rywale potrafią wykorzystać. Mistrzostwa zdobywa się przede wszystkim solidną grą w tyłach, co każe obniżyć oczekiwania raczej na walkę o pierwszą czwórkę niż fotel lidera. Ale to i tak byłoby niewątpliwie wielkim sukcesem Aston Villi - podkreśla Caban.
Liga Mistrzów? Jest w zasięgu, ale gdyby "The Villans" uniknęli problemów kadrowych i zadyszki, jaka im się przydarzyła pod koniec zeszłego sezonu, to z obecną średnią punktów skończyliby sezon z dorobkiem 84 "oczek". Ostatni raz taki wynik dałby mistrzostwo w sezonie 2015/16, kiedy sensacyjnie triumfowało Leicester. Od tego czasu Manchester City tak wywindował wymagania, że dzisiaj trzeba się zakręcić powyżej 90 pkt, by myśleć o tytule. Czy Aston Villę na to stać? Warto się przyglądać.
Więcej o czwartkowym rywalu Legii posłuchasz w najnowszym odcinku "Halo, Premier League" na kanale Meczyków na Youtube.