Mistrz w... Andorze! Tego jeszcze nie grali. Transfer z kategorii absurdalnych
Grał dla wielu znanych klubów, a z reprezentacją Hiszpanii, jako podstawowy zawodnik, sięgał po złoto na mistrzostwach świata i Europy. Tym trudniej uwierzyć zatem w fakt, że zaledwie kilka lat później kończył swoją karierę w… Andorze. Joan Capdevila do piłkarskiej mety dobiegł po swojemu. Bardzo oryginalnie.
Już dziś reprezentacje Niemiec i Hiszpanii powalczą ze sobą w ćwierćfinale mistrzostw Europy. Historia tej rywalizacji jest niezwykle bogata, a na pierwszy plan wysuwa się oczywiście finał EURO 2008, ostatecznie wygrany przez “La Furia Roja” 1:0. Tamten zespół, dowodzony przez Luisa Aragonesa, miał wielu bohaterów. Także tych z drugiego planu. Jednym z nich był bez wątpienia Joan Capdevila.
Krok po kroku do złotej kadry
Urodzony w miejscowości Tarrega piłkarz nigdy nie był gwiazdą największego formatu. Nie grał dla żadnego klubu ze ścisłego topu. Mimo to napisał na Półwyspie Iberyjskim kawał ciekawej historii. Chociaż poważną karierę zaczynał jako gracz Espanyolu i Atletico Madryt, to jednak najbardziej dał się zapamiętać ze swoich występów w Deportivo La Coruna oraz Villarreal. Dla tych pierwszych rozegrał łącznie 229 meczów, dla drugich - 184.
Co prawda w tamtym okresie boczni obrońcy nie zawsze brylowali w ofensywie, ale akurat on miał smykałkę do odważnej gry. Dla wszystkich hiszpańskich klubów, które reprezentował, strzelił aż 47 goli, a ponadto zaliczył 21 asyst. Nigdy nie poznał smaku zdobycia mistrzostwa Hiszpanii, natomiast wraz z Deportivo wygrywał krajowy puchar (raz) oraz superpuchar (dwukrotnie).
W końcu doczekał się też debiutu w reprezentacji Hiszpanii. Miał wówczas 24 lata, a ówczesny selekcjoner, Inaki Saez, powołał go na zgrupowanie kilka miesięcy po rozgrywanym w 2002 roku mundialu. Nie od razu lewy defensor występujący wtedy w Deportivo ugruntował jednak swoją pozycję w narodowych barwach. Na dobrą sprawę bardziej regularnych występów doczekał się dopiero… pięć lat później. Był już wtedy bardzo doświadczonym zawodnikiem, powoli dobijającym do trzydziestki.
Dobre mecze w eliminacjach EURO 2008 sprawiły, że Capdevila wskoczył wreszcie do podstawowej jedenastki “La Furia Roja”. Zaimponował zwłaszcza w rywalizacji ze Szwecją. Hiszpania wygrała 3:0, a jej lewy obrońca brał bezpośredni udział przy wszystkich trafieniach. Sam otworzył wynik meczu, potem asystował Andresowi Inieście, a na koniec to jego uderzenie skutecznie dobijał Sergio Ramos.
Później wysoką formę Capdevila potwierdził jeszcze w sparingach przed samymi mistrzostwami Europy. Nie dość, że dobrze wywiązywał się z podstawowych zadań w defensywie, to wciąż przynosił drużynie konkrety w postaci liczb. Strzelał gole w spotkaniach z Francją i Peru. W obu przypadkach zwycięskie.
Bohater z cienia
Hiszpania miała wtedy prawdziwy dream team. W bramce Iker Casillas, w obronie Carles Puyol czy Sergio Ramos, środek pola złożony z takich postaci jak Xavi, Cesc Fabregas i zachwycający wówczas Marcos Senna. W końcu także solidny atak, gdzie błyszczeli Fernando Torres czy David Villa. Układankę znakomicie uzupełniał natomiast będący nieco w cieniu Capdevila. Bez niego ten zespół nie byłby tak kompletny.
Mający wtedy dokładnie 30 lat defensor grał podczas EURO 2008 od deski do deski we wszystkich ważnych meczach. Odpoczął jedynie w trakcie trzeciego grupowego starcia z Grecją, gdy “La Furia Roja” była już pewna awansu. Wcześniej, w rywalizacji ze Szwecją, długo pachniało remisem, ale w doliczonym czasie gry to właśnie Capdevila z własnej połowy dograł do Villi, by po chwili ten zdobył zwycięską bramkę.
Hiszpania wywalczyła na tamtej imprezie złoto, a dwa lata później potwierdziła klasę na mundialu, gdzie również okazała się najlepsza. Capdevila wciąż był pewniakiem do gry w ekipie prowadzonej już wtedy przez Vicente Del Bosque. Zmieniali się selekcjonerzy, ale nie zmieniała się jego mocna pozycja w kadrze. Podczas turnieju w RPA nie opuścił choćby minuty. Zagrał od deski do deski w siedmiu meczach i co ciekawe, patrząc na skład “La Furia Roja” z wielkiego finału, wygranego z Holandią, był jedynym piłkarzem, który nie reprezentował wtedy Realu Madryt czy Barcelony.
Przez Portugalię, do Indii, Belgii i… Andory
Gdy jego ozłoceni koledzy wracali zatem do dwóch największych klubów w kraju, on z dumą przywiózł krążek do Villarreal. Ten klub reprezentował potem jeszcze przez rok, po czym pierwszy raz w karierze zdecydował się na zmianę ligi. Dołączył do Benfiki Lizbona, ale ta przygoda, która potrwała ostatecznie tylko 12 miesięcy, okazała się bardzo nieudana. Capdevila wystąpił w zaledwie 12 meczach, wywalczył co prawda mistrzostwo kraju, ale nie mógł być zadowolony ze swojej pozycji w zespole.
Mistrz świata i Europy zdecydował się wówczas na powrót do Hiszpanii, gdzie przez dwa lata, z całkiem niezły skutkiem, reprezentował Espanyol, a następnie ruszył w świat. Dwa sezony spędził w odległych Indiach, zaliczył krótki epizod w belgijskim Lierse, a po roku rozbratu z futbolem postanowił spróbować swoich sił w… Andorze.
Widok tak utytułowanego piłkarza w jednej z najgorszych lig Europy był dość szokujący. Capdevila podpisał kontrakt z FC Santa Coloma, stając się oczywiście absolutną gwiazdą niszowych rozgrywek. Do swojej gabloty, gdzie były już złote medale z mundialu czy EURO, dorzucił zatem jakże cenny krążek za zdobycie mistrzostwa Andory. Dwukrotnie próbował nawet pomóc kolegom w podboju eliminacji Ligi Mistrzów, ale w obu przypadkach lepszy okazywał się Alaszkert z Armenii.
Z reprezentacją Hiszpanii, w której święcił największe triumfy, Capdevila ostatecznie pożegnał się w 2011 roku, a więc niedługo po wygraniu mistrzostw świata w RPA. Zagrał jeszcze w kilku meczach towarzyskich i eliminacjach do EURO 2012, ale na sam turniej rozgrywany w Polsce i Ukrainie już nie pojechał. Szkoda, bo jego koledzy, już bez niego, znów zdobyli złoto. Tym razem z Jordim Albą na lewej flance.