Mieli spaść z ligi, powoli stają się rewelacją. Gigant wstaje z kolan, tymczasowy trener cudotwórcą
Przez wiele tygodni nad zasłużonym klubem wisiało spadku do drugiej ligi. Dawny gigant francuskiej piłki niechybnie stąpał w kierunku przepaści. Po burzy wyszło jednak słońce. Olympique Lyon wreszcie wraca na właściwe tory.
Spoglądając na tabelę Ligue 1, wciąż potrzeba chwili, aby znaleźć Olympique Lyon. Dziesiąte miejsce teoretycznie nie może być sukcesem dla siedmiokrotnych mistrzów Francji. Mimo wszystko trzeba docenić odrodzenie klubu, który jeszcze do niedawna szurał po dnie. Większą część rundy jesiennej ekipa “Les Gones” spędziła przecież w strefie spadkowej. To nie była chwilowa zniżka formy, ale prawdziwy kryzys, który mógł zakończyć się sportową katastrofą. Dziś zaś wszystko wskazuje na to, że w Lyonie w końcu znaleziono zwycięską formułę. Odświeżony zespół prowadzony przez nowego trenera odzyskał utracony blask.
Klub w rozkładzie
- Wiem, że Grosso potrafi poradzić sobie z presją. W zeszłym roku widziałem, jak dostosował się do stylu gry w Serie B. To nowoczesny trener, stawia na ekscytujący styl, solidną defensywę i odważną grę w ataku. Jestem szczęśliwy, że zatrudniliśmy takiego trenera - powiedział John Textor, właściciel OL, na powitalnej konferencji Włocha.
Zatrudnienie Fabio Grosso okazało się fatalnym ruchem francuskiego klubu. 46-latek zdawał się zupełnie nie mieć pomysłu na drużynę, którą przejął po nieudanej kadencji Laurenta Blanca. Mistrzowi świata z 2006 r. wystarczyło kilka tygodni, aby wywołać wewnętrzną burzę. Nie dogadywał się z ważnymi piłkarzami, co skutkowało zniżką ich formy. Choćby Alexandre Lacazette za jego kadencji strzelił raptem dwa gole. Francuskie media informowały, że zawodnicy po cichu kwestionują warsztat szkoleniowca, co tylko potęgowało chaos panujący w klubie.
- Jeśli ktoś myśli, że ja jestem problemem, niech pójdzie do Johna Textora i powie, żeby mnie zwolnił. Ale niech ten ktoś będzie miał jaja, żeby najpierw powiedzieć mi to w twarz. Osobiście uważam, że to nasza wina jako kolektywu, ale jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, niech to powie Textorowi. Tylko najpierw sam chcę to usłyszeć - według dziennikarzy L'Equipe takie słowa wypowiedział sfrustrowany Grosso do swoich piłkarzy.
W takiej atmosferze nie dało się stworzyć niczego trwałego. Dość powiedzieć, że pod wodzą Włocha Lyon wygrał tylko jeden z siedmiu meczów. Trener pozostawił drużynę na ostatnim miejscu w ligowej tabeli z mizernym dorobkiem siedmiu punktów. Kibice mogli poważnie drżeć o dalszy byt we francuskiej ekstraklasie. Z misją ratunkową przybył jednak nowy szkoleniowiec. Pierre Sage okazał się prawdziwym cudotwórcą.
Ryzykowny ruch
Wybór ten był obarczony dużym ryzykiem. Pierre Sage po raz pierwszy w karierze został pierwszym trenerem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wcześniej pracował jako asystent w Red Star FC i szkoleniowiec juniorów Lyonu. Pokazał się wówczas z tak dobrej strony, że awansował nawet na szefa sekcji młodzieżowej OL. Dziennikarze podkreślali, że ma on dobre oko do młodych talentów oraz czerpie wzorce z pracy Pepa Guardioli i Marcelo Bielsy. 44-latek nie potrzebował wiele czasu, aby jego metody zaowocowały wyczekiwanymi rezultatami.
W swoim debiucie Sage musiał zaakceptować porażkę 2:3 z Lens. Co ciekawe, katem Lyonu został wtedy Przemysław Frankowski, który ustrzelił dublet. Po tamtym meczu “Les Gones” oczywiście pozostali na ostatnim miejscu w tabeli. Pojawiło się jednak sporo pochwał w kierunku następcy Grosso. Po raz pierwszy od dawna “Olimpijczycy” zaprezentowali przyjemny i ofensywny styl gry. Wygenerowali 2,70 oczekiwanej bramki i jedynie nieskuteczność pozbawiła ich punktów. Pojawiło się światełko w tunelu.
- Dobrze jest zbudować coś na przyszłość, ale nie możemy być szczęśliwi, jeśli nasze wysiłki nie zaowocują punktami. Dobra gra to jedno, ale trzeba grać dobrze i wygrywać - zaznaczył wtedy Sage.
Cztery dni później Lyon został rozbity 0:3 przez Marsylię. Tamto spotkanie można uznać za punkt zwrotny całego sezonu. Trener postanowił wtedy zmienić formację, stawiając na ustawienie z trójką środkowych obrońców. Dzięki temu uwolniono potencjał wahadłowych w osobach Clintona Maty, Henrique Silvy i Ainsley Maitlanda-Nilesa. Nieco więcej zadań ofensywnych otrzymał Maxence Caqueret, który wyrósł na lidera drugiej linii. Przede wszystkim udało się jednak doprowadzić do renesansu Alexandre’a Lacazette’a, który pod wodzą Sage’a zanotował już dziesięć goli i dwie asysty. Francuz znów wyrósł na gwiazdę Ligue 1.
Oczyszczona atmosfera
- Trener przekazał nam kluczowe instrukcje, wydał jasne polecenia. Wypowiada się o nas bardzo pozytywnie, a zawsze miło jest czuć się docenionym. Widać, że trener dostrzega nasze atuty i stara nam się to przekazać. Teraz czujemy się trochę lżej, ale musimy działać krok po kroku, trzeba zachować pokorę. Mam nadzieję, że właśnie coś rozpoczęliśmy, ale jutro znów wracamy do pracy - przyznał Lacazette, cytowany przez beIN Sports po meczu z Tuluzą.
- Trener pracuje z nami krótko, ale mówi jasno i klarownie o tym, co mamy robić na boisku. Szybko przekazuje nam najważniejsze informacje, a my pokazujemy swój talent podczas meczów - wtórował Clinton Mata. - Jesteśmy bardzo szczęśliwi ze współpracy z trenerem i jego sztabem. Chętnie kontynuowalibyśmy to, ale musimy skupić się na wygrywaniu kolejnych spotkań, bo podejmowanie takich decyzji nie należy do piłkarzy - dodał Maxence Caqueret.
- Dużo rozmawiamy z trenerem. Kiedy przyszedł do zespołu, wprowadził wiele nowych rzeczy. Sprawia, że postrzegamy grę w bardziej inteligentny sposób. W ciągu tygodnia pracujemy nad wieloma elementami, szczególnie, jeśli chodzi o analizę wideo. To rzeczy, które mogą wydawać się proste, ale mają ogromne znaczenie podczas spotkań. Trener wyjaśnia, w jakiej pozycji mamy się ustawiać, aby wywierać nacisk na rywali lub kontrolować piłkę. Robi to, pokazując filmiki z treningów. Dużą zaletą jest to, że zawsze jest dostępny, rozmawia, poświęca czas na omawianie różnych spraw z zawodnikami. To wszystko robi dużą różnicę - to już wypowiedź Henrique Silvy na antenie TNT Sports.
Słowa poszczególnych zawodników pokazują, jak ważna jest odpowiednia atmosfera w zespole. Fabio Grosso ewidentnie był konfliktową osobą, która za nic w świecie nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z szatnią. Z kolei Pierre Sage umie dotrzeć do podopiecznych, co stanowi pierwszy krok do sukcesu. Pod względem kadrowym Lyon od początku sezonu nie był drużyną, która powinna martwić się o utrzymanie. Problem polegał na tym, że piłkarze w pewnym momencie stracili wiarę w ten projekt. W ostatnich tygodniach skutecznie ją odzyskali.
Wpływ Sage’a na poprawę wyników jest aż nadto widoczny. W 13 ostatnich spotkaniach jego zespół odniósł 11 zwycięstw. Od 15. kolejki Ligue 1 Lyon sięgnął po 21 punktów. To najlepszy wynik w tym czasie ex aequo z PSG i Stade Brest. Po raz pierwszy od początku 2021 roku “Les Gones” wygrali pięć meczów z rzędu. Żaden trener w tym klubie nie zanotował tak udanego startu w ostatniej dekadzie. Na razie OL jeszcze plasuje się w środku tabeli, ale w tym tempie niedługo może włączyć się do walki o miejsce gwarantujące europejskie puchary. Chociaż sam szkoleniowiec oczywiście stąpa twardo po ziemi.
- Dopóki nie zdobędziemy 35 punktów, będziemy skupiać się wyłącznie na celu w postaci utrzymania. Awans do europejskich pucharów? Nie mówię, że nie powinniśmy o to grać, ale to jest jak mecz. Zanim przystąpisz do drugiej połowy, musisz rozegrać pierwszą. A w naszej pierwszej połowie chodzi o zapewnienie sobie utrzymania - podkreślał niedawno Sage.
Idealne transfery
Pierre Sage wypracował sobie kredyt zaufania. Klub wsparł zatem trenera, dokonując sporych inwestycji w zimowym okienku. W styczniu Lyon wydał 56 mln euro, będąc najaktywniejszym graczem na rynku. Nawet żaden zespół z Premier League nie zbliżył się do tej kwoty podczas ostatniego mercato. Za ceną poszła jednak jakość, ponieważ na Parc Olympique Lyonnais trafili m.in. Nemanja Matić, Said Benhrama, Orel Mangala i Gift Orban.
- Nowi zawodnicy przynoszą dodatkowe rozwiązania, a jednocześnie powodują wstrząs u zawodników, którzy już byli w klubie. Moja misja polega na dopilnowaniu, aby w każdym meczu wystawić optymalny skład przy jednoczesnym zachowaniu pewnej stabilizacji - ocenił Sage po zamknięciu zimowego okienka.
Proces adaptacji nowych nabytków przebiegł w ekspresowym tempie. Nemanja Matić od kilku tygodni gra pierwsze skrzypce w środku pola. W połowie lutego Orel Mangala strzelił zwycięskiego gola w prestiżowym meczu z Niceą. W ostatniej kolejce premierową bramkę w nowych barwach dołożył też Said Benrahma. Gift Orban pomógł w awansie do ćwierćfinału Pucharu Francji, trafiając przeciwko Lille. Każdy z elementów układanki wywiązuje się ze swoich zadań.
- Powiedziałem zawodnikom, żeby przestali grać na wiolonczeli i zaczęli grać na gitarze elektrycznej. Musimy jeszcze zwiększyć poziom intensywności w naszej grze. Trzeba grać z większą agresją - mówił trener cytowany przez oficjalną stronę Ligue 1. - Zaczynamy wyglądać jak zespół, którego oczekują nasi kibice. Płynna gra, z dużą częstotliwością pressingu i szybkim przesuwaniem się w kierunku ataku. Swoim stylem i tożsamością możemy powodować zmartwienia u przeciwników. Ale nadal musimy pracować nad najważniejszymi elementami, które chcemy wprowadzać w grze - dodał na konferencji prasowej przed meczem z Montpellier.
W dobrą stronę
Lyon traci już tylko osiem punktów do szóstego miejsca, które daje możliwość gry w Lidze Konferencji Europy. Jednocześnie zespół awansował do półfinału Coupe de France, wygrywając ze Strasbourgiem w serii rzutów karnych. Tylko w lutym Marsylia, Lille czy Nicea musieli uznać wyższość drużyny, której groził spadek do Ligue 2. Progres jest widoczny gołym okiem.
Warto też dodać, że Sage nie popada w samozachwyt. W miniony weekend Lyon wygrał 2:1 z Metz, chociaż zaprezentował się z przeciętnej strony. Pozwolił rywalom przejąć inicjatywę, dopuszczając do oddania aż 15 strzałów. Po ostatnim gwizdku szkoleniowiec otwarcie przyznał, że najlepszą rzeczą, która spotkała zespół, była stracona bramka. Dopiero ona wywołała odpowiednią reakcję skutkującą zdobyciem trzech punktów. 44-latek dodał, że sami piłkarze również nie byli w pełni usatysfakcjonowani swoim występem, co odczytuje jako bardzo pozytywny sygnał. Lacazette i spółka wiedzą, że stać ich na więcej niż wymęczone zwycięstwa.
- Teoria futbolu Pierre'a jest złożona, ale potrafi ją przekazać piłkarzom w prosty sposób. Lubią go, bo to wszystko przestaje być skomplikowane. Ma też w sobie dużo empatii, stara się być blisko z zawodnikami, zdobywa sobie ich szacunek, to szczera i bezpośrednia osoba - chwalił na antenie Canal+ Habib Beye, który współpracował z trenerem Lyonu w ekipie Red Star. - Pierre to dobry trener i doskonały nauczyciel. Jest szanowany przez naszych zawodników. Zespół rozwija się każdego dnia. Przyszłość Sage’a? Jeśli będzie się rozwijał, to nie widzę dla niego ograniczeń - wyznał zaś John Textor w rozmowie z L'Equipe.
11 stycznia oficjalnie potwierdzono, że Sage zostanie na stanowisku przynajmniej do końca sezonu. Przy czym podtrzymanie serii zwycięstw powinno zaowocować przedłużeniem współpracy. Lyon mógłby popełnić spory błąd, gdyby znów zdecydował się na zmianę trenera. Początek rozgrywek pokazał, że zbyt częste roszady są gotowym przepisem na katastrofę. A znane nazwiska pokroju Blanca czy Grosso wcale nie gwarantują sukcesu. Czasem warto postawić na mniej oczywistą opcję.
Były dyrektor młodzieżówek OL potwierdził, że jest jednocześnie świetnym mendżerem, taktykiem i psychologiem. Jego skuteczne metody pozwoliły odrestaurować dotychczasowych liderów przy jednoczesnym wkomponowaniu nowych postaci. Nie przez przypadek Lyon od kilku tygodni punktuje najlepiej ze wszystkich drużyn we Francji. Dawni mistrzowie już nie muszą drżeć o dalszy byt w Ligue 1. “Olimpijczycy” powinni patrzeć wyłącznie w górę tabeli. Właśnie w tym kierunku zmierza projekt Pierre’a Sage’a.