Miał być drugim Ronaldinho, z FC Barceloną żegnał się hattrickiem. Niespełniony talent od roku bez klubu
Grał u boku Leo Messiego, Samuela Eto’o czy Thierry’ego Henry, porównywano go z Ronaldinho i wróżono wielką karierę. Teraz wieczny talent od roku pozostaje na bezrobociu, bezskutecznie szukając nowego klubu. Co poszło nie tak w karierze Giovaniego dos Santosa?
Giovani dos Santos spokojnie zasługuje na miano jednego z najbardziej zmarnowanych piłkarzy ostatnich lat. Jako dzieciak był wschodzącą gwiazdą Barcelony, młodzieżowym mistrzem świata i jednym z kandydatów do przejęcia pałeczki boiskowego lidera na Camp Nou. Dziś po 33-letnim zawodniku pozostały tylko mgliste wspomnienia dawnej świetności i żal z powodu tego, jak fatalnie potoczyły się jego losy.
Meksykańska fala
Giovani dos Santos właściwie od urodzenia wiedział, że jego przyszłość wiąże się z futbolem. Podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni, więc postanowił on pójść w ślady swojego ojca, Zizinho, który również był piłkarzem. Gio spędził dzieciństwo na meksykańskich ulicach, gdzie sensem życia było ganianie za piłką lub wszystkim, co choćby w najmniejszym stopniu przypominało ją kształtem. Można powiedzieć, że dos Santos wcześniej nauczył się gonić za futbolówką niż chodzić.
- Chciałem naśladować ojca, więc cały czas graliśmy w piłkę z bratem. Organizowaliśmy małe zawody z dzieciakami z okolicy, tata widział, że tylko my czerpaliśmy z tego przyjemność. W wieku 12 lat po raz pierwszy poleciałem do Europy na turniej młodzieżowy w Paryżu. Tam zauważyli nas skauci Barcelony. Już po rozegraniu pierwszego meczu w La Masii chciano, żebym został. To był dla mnie inny świat. Traktowali mnie jak profesjonalistę, dawali buty, jedzenie, edukację. W Meksyku nie miałem nawet prysznica - opowiadał dos Santos na łamach “El Pais”.
Meksykanin naturalnym talentem wywalczył sobie luksus życia w barcelońskiej akademii. Chociaż nigdy wcześniej nie miał styczności z europejskim futbolem, przerastał naturalnym talentem swoich rówieśników. A trzeba uczciwie przyznać, że konkurencja nie spała, bowiem dos Santos przechodził przez szczeble młodzieżówek w Barcelonie w podobnym okresie, co Leo Messi, Gerard Pique czy Cesc Fabregas. Ofensywny pomocnik jednak robił swoje, nie zważając na rywalizację z innymi perłami La Masii.
W 2005 roku cały piłkarski świat zakochał się w młodym wychowanku Barcelony. Dos Santos był jedną z wiodących postaci młodzieżowej reprezentacji Meksyku, która sensacyjnie zdobyła tytuł mistrzów świata do lat 17. W finałowym starciu ekipa “El Tri” rozbiła faworyzowaną Brazylię 3:0. Niedługo potem Giovani doczekał się oficjalnego debiutu na Camp Nou. Kariera stała przed nim otworem.
Drugi Ronaldinho
- Gio grał w Barcelonie, miał długie włosy, więc wszyscy nazywaliśmy go “Ronaldinho”. On tylko się uśmiechał, był skromny, chociaż tyle osiągnął w młodym wieku - opowiedział członek złotej reprezentacji Meksyku, Cesar Villaluz, w rozmowie z Tono De Valdesem.
W tamtym okresie każdy piłkarz chciał być jak Ronaldinho, jednak mało kto przypominał ikonicznego Brazylijczyka w tak dużym stopniu, jak dos Santos. On potrafił grać z równą lekkością, finezją, piłkarską eterycznością. Jego dryblingi były hipnotyczne, akcje spektakularne, a zagrania równie efektywne, co efektowne. Nic dziwnego, że już w wieku 17 lat Meksykanin dostał szansę debiutu w seniorskiej ekipie Barcelony. Mógł grać u boku takich legend, jak Ronaldinho, Thierry Henry czy Samuel Eto’o. I nie widać było, aby odczuwał z tego powodu tremę. Wtedy “World Soccer Magazine” umieściło go na piątym miejscu w rankingu piłkarzy z największym potencjałem. Wyprzedził m.in. Karima Benzemę, Sergio Aguero, Garetha Bale’a czy Angela Di Marię.
- Giovani jest jeszcze młody, musi się wiele nauczyć, ale bardzo podoba mi się jego sposób gry. Jestem przekonany, że zostanie wielkim piłkarzem - mówił Ronaldinho na konferencji prasowej przed startem sezonu 2007/08.
- Przyjemnie jest widzieć tak młodego zawodnika, który gra w tak szczególny sposób, ma swój styl - wtórował Samuel Eto’o.
W 2008 roku Frank Rijkaard nie bał się sporadycznie stawiać na młodego dos Santosa. Ogromna konkurencja sprawiała jednak, że ofensywny pomocnik musiał często godzić się z ławką rezerwowych. Poza wspomnianymi legendami o miejsce w drużynie rywalizowali równie przebojowi Leo Messi i Bojan Krkić. Meksykanin nie ukrywa, że czuł się nierówno traktowany przez trenera “Dumy Katalonii”.
- Nie czułem się dobrze, rywalizując z Bojanem. Grałem mało, chociaż w ostatnim meczu zdobyłem hat-tricka. Czy Krkicia faworyzowano, bo był Katalończykiem? To prawda, którą trudno ukryć. Miałem z nim dobre relacje, ale nie czułem się w tej sytuacji komfortowo - przyznał po latach dos Santos cytowany przez portal “FCBarca.com”.
Na koniec rozgrywek 2007/08 Meksykanin dostał jedną z niewielu szans rozegrania pełnych 90 minut w meczu “Blaugrany”. Już wtedy głośno mówiło się o tym, że piłkarz prawdopodobnie latem opuści Katalonię. Pomocnik pożegnał się z Barceloną, strzelając trzy gole. Wtedy wydawało się, że włodarze z Camp Nou strzelają sobie w stopę, wypuszczając tak uzdolnionego piłkarza. A sam dos Santos jakby wysyłał jasną wiadomość: “Pożałujecie, że na mnie nie stawialiście”. Z perspektywy czasu żałować można tylko tego, że był to prawdopodobnie ostatni wielki mecz wychowanka La Masii.
Rany Koguta
Przed startem sezonu 2008/09 Tottenham kupił dos Santosa za 5 mln euro. Zwolennikiem tego ruchu był Juande Ramos, ówczesny trener “Spurs”. Hiszpan odważnie stawiał na Meksykanina, jednak niedługo potem stracił pracę. Jego następcą został Harry Redknapp, który, w krótkim czasie rozpoczął wojnę z niesfornym nastolatkiem.
- Gdyby omijał nocne kluby z taką łatwością, jak omija rywali na boisku, wszystko byłoby dobrze. To bardzo utalentowany piłkarz, ale co z tego, jeśli co poniedziałek przychodzi do klubu z bolącym brzuchem. W weekend pewnie baluje w Barcelonie - mówił Redknapp w rozmowie z “Daily Star”.
Brytyjska prasa żyła konfliktem młodego piłkarza z trenerem “Kogutów”. Dos Santos błyskawicznie zapracował na łatkę imprezowicza, którego życie klubowe ogranicza się do wiecznych balang, a nie zaangażowania w losy Tottenhamu. Najwidoczniej zbyt mocno wziął on sobie do serca porównania z Ronaldinho. W swojej karierze postanowił jednak ominąć moment bycia najlepszym piłkarzem świata i od razu przejść do etapu niesubordynacji, autodestrukcji, uzależnienia od alkoholu i zabaw kosztem futbolu.
- Jestem zawiedziony i nieco zły, bo nadal nie obdarzono mnie zaufaniem. Chciałbym dostać szansę i ją wykorzystać - mówił wtedy dos Santos w wywiadzie dla “Goal.com”.
Redknapp nie zamierzał zmieniać swojego nastawienia do Meksykanina. Ten musiał szukać szczęścia na wypożyczeniach w takich “tuzach”, jak Ipswich Town, Galatasaray czy Racing Santander. Chociaż miewał tam przebłyski, to jednak nigdy nie nawiązał do formy z czasów stawiania pierwszych kroków na Camp Nou. Dos Santos spadł w otchłań zanim na dobre wspiął się na piłkarski szczyt.
Nieudolne próby wskrzeszenia kariery
W 2012 roku Mallorca wykupiła dos Santosa za milion euro. Na Balearach reprezentant “El Tri” przypomniał kibicom, że dysponuje nogami na miarę Ligi Mistrzów. Gdyby tylko głowa nie była na poziomie okręgówki, zapewne do dziś mógłby on brylować w La Liga. Po zanotowaniu sześciu asyst i siedmiu bramek w 32 spotkaniach dla Mallorki ofensywny pomocnik trafił do Villarrealu. Tam miewał momenty słabości, jednak zdarzały się też chwile, kiedy wprawiał kibiców w osłupienie. Choćby w sezonie 2013/14 zdobył spektakularną bramkę przeciwko Realowi Madryt, którą nominowano do najlepszego trafienia roku.
- Możemy liczyć na Gio w każdym momencie. To zawodnik, który gwarantuje jakość - chwalił go Marcelino Garcia Toral.
W Villarrealu dos Santos radził sobie na tyle dobrze, że spokojnie mógłby liczyć na angaż w drużynie z czołowych europejskich lig. Piłkarz jednak na własne życzenie zepchnął się na margines, kiedy sensacyjnie przyjął ofertę z Los Angeles Galaxy. MLS to porządna liga, jednak z pewnością nie powinna ona być pierwszym wyborem dla 26-letniego piłkarza. Gio w karierze kroczył jednak swoimi ścieżkami, zwykle krętymi i zgubnymi.
- W Kalifornii żyje mnóstwo Meksykanów, więc czuję się jak w domu. Stąd jest zresztą blisko do ojczyzny, więc kiedy mam kilka dni wolnego, mogę odwiedzić swój kraj. Jestem na etapie, gdy postrzegam pewne rzeczy w inny sposób. Skupiam się na tym, by otaczać się ludźmi, z którymi chcę spędzać czas. Gdybym mógł cofnąć czas, jeszcze raz wybrałbym LA Galaxy - stwierdził w wywiadzie dla “ESPN”.
W “Mieście Aniołów” dos Santos przez cztery lata zarobił około 24 mln dolarów. W tym czasie był jednym z pięciu najlepiej opłacanych piłkarzy w MLS. Klub w końcu jednak doszedł do wniosku, że oferowany przez Meksykanina poziom nie jest wystarczający, aby nadal palić pieniądze w tym kominie płacowym. W 2019 roku niedoszły następca Ronaldinho po raz pierwszy w karierze został bez klubu.
Upadek
- Nauczyłem się, że w futbolu nic nie jest dane na zawsze. To, że jesteś z Barcelony niczego ci nie gwarantuje. W jednej chwili masz wszystko, w drugiej pozostajesz z niczym - brutalnie przyznał dos Santos w jednym z wywiadów.
Niestety, ale jego kariera po opuszczeniu Camp Nou przypomina równię pochyłą. W ostatnich latach stała się ona na tyle stroma, że dos Santos w końcu sięgnął dna. W latach 2019-2021 na jego dawny blask nabrał się jeszcze Club America. W rodzinnych stronach rozegrał 42 spotkania, notując zaledwie cztery bramki i dwie asysty. Po eksplozywnym wirtuozie z czasów młodości nie został nawet ślad.
- Gio wszystko schrzanił. Prywatne życie ma wielki wpływ na twoje występy i to był przypadek dos Santosa, on wszystko spier***ił - podsumował na portalu “Elfutbolero.us” Rafael Marquez, legendarny reprezentant Meksyku.
Dziś wybija dokładnie rok od momentu, kiedy dos Santosowi wygasła umowa z Club America. Chociaż piłkarza w ostatnich miesiącach łączono z kilkoma drużynami, jak choćby Interem Miami, to jednak nikt ostatecznie nie zdecydował się zaoferować mu kontraktu. Kiedyś można było oczekiwać, że Gio w chrystusowym wieku będzie miał już na koncie wszystkie możliwe trofea ze Złotą Piłką w pakiecie. Niespełnionemu pomocnikowi pozostało jedynie świętować rok na bezrobociu. Śladami Ferdynanda Kiepskiego Meksykanin może powiedzieć, że widocznie nie ma obecnie pracy dla ludzi z jego wykształceniem.