Messi do dziś pewnie pamięta jego słynną asystę. Holenderski magik skończył karierę zniszczoną przez kontuzje
Pięciokrotnie wygrywał rozgrywki ligowe, triumfował w Lidze Mistrzów i został wicemistrzem świata. Ibrahim Afellay po wszystkie te sukcesy sięgnął przed ukończeniem 26. roku życia. Później przez kontuzje nigdy nie wrócił już na poziom, który prezentował tuż przed transferem do Barcelony. Niedawno Holender zakończył karierę piłkarską.
Swego czasu w Holandii utarł się termin “wielkiej czwórki”, do której należeli piłkarze decydujący na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku o sile reprezentacji “Oranje”. Wesley Sneijder, Robin van Persie, Arjen Robben oraz Rafael van der Vaart są zawodnikami, których chyba nikomu przedstawiać nie trzeba.
Zdaniem wielu ekspertów, w pewnym momencie do tego piłkarskiego gwiazdozbioru dostał się właśnie Ibrahim Afellay. Wydawało się, że jego przejście do “Dumy Katalonii” w 2011 r. jest dopiero początkiem obecności na szczycie futbolowego świata. Tymczasem okazało się, że był to początek, ale końca przygody Holendra z wielką piłką.
Transfer dobry, moment zły
Niektórzy kibice uważają, że to właśnie decyzja o transferze do Barcelony ze stycznia 2011 roku zaważyła na jego dalszej karierze. Niewielu zdaje sobie jednak sprawę, że Afellay w momencie przeprowadzki na Camp Nou miał już prawie 25 lat, a do stolicy Katalonii trafił jako czterokrotny mistrz Holandii z PSV.
- Nie sądzę, że jego transfer do Barcelony był błędem. Jeśli chcesz wskoczyć na najwyższy poziom, a taki klub chce właśnie ciebie, po prostu musisz spróbować. W tamtym momencie znajdował się w idealnym wieku i miał już odpowiednie doświadczenie - mówi nam holenderski dziennikarz Rik Elfrink z “Eindhovens Dagblad” i “AD Sportwereld”.
Transfer na futbolowy szczyt, do piekielnie wówczas silnej “Barcy”, nawet jeśli grasz dla tak dużego klubu jak PSV, jest niczym pójście na piłkarski uniwersytet. Szczególnie, że to był złoty czas w najnowszej historii katalońskiego klubu. Dlatego, jeżeli już mamy upatrywać jakichś wad w kontekście tego ruchu, to jedynie momentu, w którym do niego doszło.
- Oczywiście, krok w przód - gra w Barcelonie - wydawał się logicznym posunięciem. Być może jednak zarówno sam piłkarz, jak i jego doradcy powinni nieco bardziej wtedy rozważyć fakt, że w “Dumie Katalonii” grali wtedy Xavi, Iniesta, a nieco bliżej własnej bramki Busquets i Mascherano. Przy takich piłkarzach musisz zdawać sobie sprawę, że za dużo nie pograsz - tłumaczy Jeroen Thijssen, holenderski skaut pracujący dla “Sports Interactive”.
Ekskluzywny rezerwowy z tym jednym podaniem
Afellay na Camp Nou rzeczywiście pełnił rolę głównie cennego zmiennika. Holender w ciągu pierwszego półrocza w stolicy Katalonii wchodził do gry na nieco podmęczonych rywali lub w końcówce sezonu, gdy Barcelona miała już zapewnione mistrzostwo kraju. Pomocnik potrafił jednak odwdzięczyć się za zaufanie również w kluczowych dla klubu chwilach.
- Momentem z jego kariery, który wielu z nas zapamiętało najmocniej, jest chyba właśnie asysta przy golu Leo Messiego w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Afellay odegrał wtedy ważną rolę w jednym z kluczowych momentów tamtej wielkiej Barcelony - zwraca uwagę Rypke Bakker z “NU.nl”.
W sumie w drugiej części sezonu 2010/2011 Afellay spędził na boisku blisko tysiąc minut. Do asysty z El Clasico dołożył jeszcze po golu w La Lidze i Pucharze Króla. Wydawało się, że może rozkręcić się jeszcze bardziej, a pełnię umiejętności pokaże w kolejnych rozgrywkach, już po kompletnej aklimatyzacji.
Kruche zdrowie największym problemem
Wtedy jednak do głosu doszło zdrowie, a właściwie jego brak. Przed transferem do Barcelony oczywiście również zdarzały mu się kontuzje. Ale żadna z nich nie okazała się tak brzemienna w skutkach, jak zerwanie więzadła krzyżowego z września 2011 roku, którego Ibrahim doznał na treningu”.
- Kontuzje z pewnością zahamowały jego karierę. W Barcelonie był zawodnikiem do rotacji, ale wtedy znaczyło to, że byłeś już naprawdę dobry. Zerwanie więzadeł i ponad siedem miesięcy przerwy, a później kolejny uraz kolana i znów długa absencja. Następnie problemy zdrowotne również w Schalke, Olympiakosie oraz Stoke. W sumie stracił szmat czasu na rekonwalescencję po naprawdę ciężkich kontuzjach. Co gorsza, był to moment, w którym znajdował się w szczytowej formie - przyznaje Thijssen.
- Karierę w Holandii miał naprawdę dobrą i możliwe, że po prostu za późno wyjechał, zbyt późno zaczął trenować w bardziej wymagający dla organizmu sposób? - zastanawia się z kolei Tomasz Weinert, autor kanału “JZW Piłka Nożna” na YouTube i sympatyk holenderskiego futbolu.
Zerwanie więzadła było początkiem łańcucha problemów zdrowotnych Holendra. Później dokuczały mu jeszcze urazy mięśniowe czy kłopoty z udem. Z czasem powróciły też perypetie z kolanem. Afellay stracił niemal trzy lata gry wyłącznie przez kontuzje.
Zapamiętany przez popisy w kadrze
Za to Afellay wycisnął niemal sto procent z kariery reprezentacyjnej. Załamanie jego zdrowia przypadło bowiem na kiepskie lata holenderskiego futbolu, kiedy kadra “Oranje” nie kwalifikowała się na wielkie turnieje. Te natomiast pomocnik zaliczył trzy - Euro 2008 i 2012 oraz MŚ 2010, na którym Holandia dotarła do finału.
- Jego najlepszym momentem w karierze były chyba eliminacje do Euro 2012. Zapadło mi w pamięć jego niesamowite podanie w spotkaniu z Węgrami, kiedy odebrał piłkę jeszcze na własnej połowie, przedryblował kilku piłkarzy i zagrał niesamowitą piłkę do Dirka Kuyta, który z kolei asystował przy golu Ruuda van Nistelrooya. Później, jeszcze przed mistrzostwami był w świetnej formie w meczu z Irlandią Północną, w którym strzelił dwa gole i zanotował asystę - wspomina Finley Crebolder z “ClockworkOranje.com”.
- Do dzisiaj pamiętam jego świetny występ w spotkaniu ze Szwecją z 2010 roku, w którym strzelił swoje dwa debiutanckie gole w narodowych barwach. To właśnie wtedy wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że nie mamy już “wielkiej czwórki”, lecz “wielką piątkę”. Nieco ponad rok później, wraz z odniesieniem przez niego kontuzji, cały czas jednak prysł - uzupełnia Rypke Bakker.
“Osiągnął tyle, ile mógł”
Afellay w sumie rozegrał dla reprezentacji Holandii 53 mecze, co biorąc pod uwagę jego kruche zdrowie i tak należy traktować jako spore osiągnięcie. Do tego dołożył 362 spotkania w piłce klubowej. Całkiem sporo, jak na zawodnika, który przez drugą połowę kariery częściej niż na boisku, musiał walczyć na stole operacyjnym.
- Myślę, że biorąc pod uwagę jego kruche zdrowie, osiągnął w swojej karierze tyle, ile mógł. Nie zapominajmy, że po tych wszystkich urazach udało mu się ją swego czasu poniekąd odbudować, kiedy w 2015 wylądował w Premier League i powrócił do reprezentacji Holandii. Z pewnością chciał wygrać więcej, ale uważam, że wycisnął ze swojej kariery maksimum - twierdzi Crebolder.
W przypadku młodych piłkarzy trafiających do Barcelony czy jakiegokolwiek innego klubu z topu oczekiwania zawsze są ogromne. Choć więc w rozwinięciu skrzydeł na Camp Nou przeszkodziły mu problemy zdrowotne, być może też kibice “Blaugrany” spodziewali się po nim po prostu za wiele.
- To był całkiem uniwersalny piłkarz, inteligentny, obunożny z bardzo dobrym, opartym na precyzji, nie sile strzałem z dystansu. Drybling też przyzwoity. Ale czy miał w sobie cząstkę piłkarza kalibru graczy typu Georginio Wijnaldum czy Wesley Sneijder? Tego się oczywiście nie da zmierzyć, ale moim zdaniem to była jednak półka niżej. Nadal wiodący piłkarz pokolenia, ale raczej nic ponad to - uważa Weinert.
Koniec końców Holender buty na kołku zawiesił jako piłkarz o dorobku, którego pozazdrościć może wielu graczy nie narzekających raczej przez całą karierę na kontuzje.
- Z pewnością nie jest zmarnowanym talentem. Z PSV wygrał cztery mistrzostwa, z Barceloną triumfował w Lidze Mistrzów, rozegrał 53 mecze dla reprezentacji narodowej i został wicemistrzem świata w 2010 roku. Lista jego osiągnięć naprawdę robi wrażenie - podsumowuje Elfrink.