Legendarny klub o krok od upadku. "Już tylko jedno może ich uratować"
Choć należy do grupy najbardziej utytułowanych francuskich klubów, od dłuższego czasu zmaga się z ogromnym kryzysem. Spadek Bordeaux z Ligue 1 sprzed dwóch lat był jedynie początkiem naprawdę poważnych problemów. Teraz “Żyrondystom” grozi kolejna degradacja, a to mogłoby oznaczać nawet ich całkowity upadek.
Jeszcze 15 lat temu sięgnęli po mistrzostwo Francji. Od tego czasu oprócz Paris Saint-Germain tylko pięć innych zespołów zdobyło ten tytuł. Bordeaux przetarło wtedy ślady, a młody i obiecujący trener Laurent Blanc zachwycił na tyle mocno, że niedługo potem przejął reprezentację narodową. Tyle że po tamtych sukcesach pozostały jedynie wspomnienia. Blanc dziś jest już tylko cieniem tamtego utalentowanego szkoleniowca. Samo Bordeaux drży natomiast o i tak przecież zaledwie drugoligowy byt.
Słynny klub od kilku sezonów balansuje na granicy przetrwania. Sytuacja, która ma miejsce teraz, wcale aż tak bardzo nie odbiega od tych, których kibice “Żyrondystów” byli świadkami w ubiegłych latach. I nie ulega wątpliwości, że to samo Bordeaux jest sobie w dużym stopniu winne takiemu stanowi rzeczy. Tym razem jednak groźby dotyczące karnej degradacji mogą się rzeczywiście ziścić. A wówczas klub z Nowej Akwitanii powtórzy scenariusz kilku innych równie zasłużonych zespołów i będzie musiał budować swoją historię zupełnie od nowa.
Długotrwały chaos
Jak to się stało, że ten pochodzący z jednego z bogatszych rejonów Francji klub już kolejny sezon z rzędu musi walczyć o finansowe przetrwanie? Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystkiemu winny jest Direction Nationale du Controle de Gestion (DNCG), który sprawuje kontrolę nad finansami tamtejszych klubów piłkarskich. Tyle tylko, że ten organ, choć bywa nieco irytujący, to jednak interweniuje aż tak zdecydowanie tylko w momencie, kiedy naprawdę musi. A sytuacja w Bordeaux stała się już w pewnym sensie podbramkowa.
- Chaos w klubie panuje już od 2018 roku, więc w sumie aż sześciu lat. Teoretycznie teraz też wszystko przebiegało zgodnie z planem. Bordeaux jak zwykle stanęło przed komisją DNCG i tydzień temu zostało karnie zdegradowane. Klub oczywiście się odwołał od tej decyzji i tym samym zyskał 15 dni na znalezienie rozwiązania swoich problemów. Takowym miało być przejęcie Bordeaux przez konsorcjum Fenway Sports Group (FSG) - tłumaczy nam Marcin Jabłoński, prowadzący twitterowe konto GirondinsPolska.
FSG od 2010 roku jest właścicielem Liverpoolu, a poza tym posiada w swoim portfolio takie ekipy jak Boston Red Sox (baseball) czy Pittsburgh Penguins (hokej). Od pewnego czasu ma jednak zakusy na stworzenie własnego imperium piłkarskiego, które mogłoby chociaż w jakiejś części rywalizować z takim konglomeratem jak np. City Football Group. Bordeaux wydawało się łakomym kąskiem, bowiem to klub o sporej grupie kibicowskiej, bogatej tradycji, a zarazem występujący w lidze, w której można stosunkowo łatwo wypromować młode talenty.
- Wszystko przebiegało zgodnie z planem, a nawet pojawiały się informacje, że klub w ostatnich dniach wspólnie współpracuje właśnie z przyszłymi właścicielami w tematach transferowych. Informacja o tym, że do przejęcia jednak nie dojdzie, zszokowała opinię publiczną. Jako jeden z oficjalnych powodów przewija się temat stadionu, który nie należy do klubu. W kuluarach mówi się jednak, że Amerykanów odstraszyła również ogólnie niepewna sytuacja finansowa francuskiej piłki, na którą duży wpływ ma nowy kontrakt telewizyjny - zauważa nasz rozmówca.
Trupy z szafy
Ligue de Football Professionnel (LFP) od dłuższego czasu miała ogromne trudności ze znalezieniem kupca na prawa telewizyjne do pokazywania Ligue 1 i Ligue 2 w najbliższych latach. Pisaliśmy o tym szerzej TUTAJ. Nie dziwi więc, że znani przecież z mocnego przywiązania do marketingu sportowego Amerykanie ostatecznie nie zdecydowali się zainwestować w tak niepewny podmiot jak Bordeaux. Klub został jednak zupełnie na lodzie i na miesiąc przed startem sezonu nie wie, czy w ogóle przystąpi do rozgrywek.
- Taki stan niepewności panuje od wspomnianego 2018 roku, kiedy Bordeaux zostało kupione przez poprzednich amerykańskich właścicieli. Potem klub przejął Gerard Lopez (w przeszłości właściciel Lille - przyp. red.), a teraz ponownie miał trafić w ręce inwestorów zza oceanu. Wyraźnie widać, że Bordeaux brakuje stabilizacji, pomysłu na siebie oraz odpowiednich ludzi na najważniejszych stanowiskach. Lopez rzadko bywa w Bordeaux i wielu kibiców uważa, że klub powinien mieć prezydenta, który działałby na miejscu - mówi Jabłoński.
Po rządach Amerykanów z General American Capital Partners i King Street w Bordeaux pozostało jeszcze sporo trupów w szafach. Wówczas podpisano bowiem wiele umów z piłkarzami czy trenerami, którzy okazali się kompletnymi niewypałami. Wszystko zostało wtedy wywrócone do góry nogami i nie dziwi, że kibice są zdenerwowani aktualnym stanem klubu. Wielu z nich doskonale pamięta czasy, kiedy ten sięgnął po ostatnie mistrzostwo i grał w Lidze Mistrzów. Nie potrafią się pogodzić, że zaraz ich ukochany zespół może przy najlepszym scenariuszu występować na jedynie trzecim poziomie rozgrywkowym.
- Mimo tak beznadziejnej sytuacji, oczekiwania kibiców wciąż były dość wysokie. Kiedy dwa lata temu “Żyrondyści” spadli do Ligue 2, fani byli jednak przekonani, że od razu uda się powalczyć o powrót do elity. I wtedy rzeczywiście było blisko, przecież Bordeaux aż do przedostatniej kolejki utrzymywało się na miejscu dającym awans. W minionym sezonie drużyna jednak przez ani chwilę nie była choćby blisko włączenia się do walki o promocję do Ligue 1. Kibice po decyzji o fiasku negocjacji z Amerykanami są oczywiście załamani i zastanawiają się, jak długo może potrwać proces odbudowy ich klubu - opowiada polski fan Bordeaux.
Polak sam nie ucieka
W całej tej sytuacji nie możemy zapominać, że w okresie największego kryzysu Bordeaux w jego nowożytnej historii gra tam Polak, Rafał Strączek. Nie jest to jednak najlepszy moment w karierze bramkarz. Dopiero w zeszłym sezonie, ale tylko na chwilę, dostał swoją szansę jako “jedynka”, wcześniej występował głównie w Pucharze Francji. Od Polaka wyżej w hierarchii bramkarzy był najpierw Gaetan Poussin, a ostatnio Karl-Johan Johnsson.
- Rafał dobrze sprawdzał się na linii czy w stricte bronieniu, ale popełniał sporo błędów w grze nogami. Jesienią kilka interwencji mu po prostu nie wyszło i to dlatego zimą w bramce stanął bardziej doświadczony Johnsson. Teraz Polak, podobnie jak i pięciu innych zawodników Bordeaux, został przesunięty do rezerw. Klub nie wiąże z nim planów w kontekście przyszłego sezonu i chętnie pozwoliłby mu odejść, o ile znajdzie się odpowiednia oferta - tłumaczy sytuację byłego młodzieżowego reprezentanta Polski nasz rozmówca.
Być może jednak Bordeaux wyświadczy w ten sposób Strączkowi poniekąd taką PR-ową przysługę, ponieważ ten przynajmniej sam nie ucieknie z tego tonącego okrętu, a zostanie z niego wypchnięty. Trudno natomiast stwierdzić, jak będzie wyglądać sytuacja pozostałych zawodników, których wciąż wiążą kontrakty z “Żyrondystami”. Czy pozostaną, by grać tylko na trzecim poziomie rozgrywkowym? Niewykluczone, że nie będą mieli innego wyboru.
A może być gorzej. Dyrektor operacyjny Thomas Jacquemier poinformował pracowników, że nikt nie wyłoży pieniędzy, które są potrzebne do uratowania klubu. Taką samą informację Gerard Lopez przekazał trenerowi Albertowi Rierze. W tej chwili Bordeaux grozi już więc nie tylko gra na trzecim, ale być może nawet jeszcze niżej.
-- Aby uniknąć najczarniejszego scenariusza, Lopez musi załatać dziurę finansową pieniędzy z własnej kieszeni. Panowało przekonanie, że tak się właśnie stanie, skoro Lopez już i tak zainwestował w klub ok. 60 mln euro i chce go sprzedać. W ostatnich dniach okazało się jednak, że Lopez nie zamierza dorzucić więcej pieniędzy i wpadł ma pomysł, by klub zaczął odbudowę nawet od National 2, czyli czwartego poziomu rozgrywkowego. Czasu jest już naprawdę za mało, by znaleźć nowego inwestora. Dlatego coraz bardziej prawdopodobne jest to, że Bordeaux czeka odbudowa od trzeciej lub czwartej ligi, tak jak się to wydarzyło ostatnio choćby z Sochaux czy wcześniej ze Strasbourgiem - podsumowuje Jabłoński.