Kolejny absurdalny ruch Barcelony. Poradnik: Czego nie robić na rynku transferowym?

Kolejny absurdalny ruch Barcelony. Poradnik: Czego nie robić na rynku transferowym?
Bagu Blanco / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski26 Aug · 08:40
Działacze FC Barcelony chyba próbują stworzyć poradnik pt. Czego nie robić na rynku transferowym. Kolejne ruchy Katalończyków wzbudzają już nie tyle zaskoczenie, co raczej politowanie. Casus Vitora Roque tylko to potwierdza.
Jako klub nie masz pieniędzy. Pilnie potrzebujesz defensywnego pomocnika i lewoskrzydłowego. Co robisz? Jeśli jesteś Barceloną, to oczywiście, że w środku sezonu rozbijasz bank na rezerwowego napastnika. Właśnie tak postąpili włodarze katalońskiego klubu, przyspieszając transfer Vitora Roque. Według portalu Transfermarkt wydano na niego 40 mln euro, hiszpańskie media kolportowały informację o 30 mln euro kwoty stałej i 31 mln euro w bonusach. Przy czym żadne premie raczej nie weszły w życie, skoro Brazylijczyk rozegrał kilkanaście spotkań, po czym został skreślony. Teraz przenosi się do Betisu na dwuletnie wypożyczenie. “Barca” zostanie zatem bez pieniędzy, bez napastnika i ewidentnie bez pomysłu na uzdrowienie klubu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zgubny pośpiech

Wszystko rozpoczęło się w lipcu 2023 roku, kiedy Barcelona ogłosiła wstępne porozumienie z Athletico Paranaense. W oficjalnym komunikacie podano, że Roque trafi do stolicy Katalonii przed startem sezonu 2024/25. Wtedy raczej nikt nie myślał, że będzie to moment, w którym Brazylijczyk opuści swój nowy klub. Początkowo trener, dyrektor i prezes publicznie chwalili zawodnika, nalegając, aby ten już w zimie przeniósł się do Hiszpanii. Przypomnijmy, że Robert Lewandowski był wtedy w gorszej formie, a cały zespół prezentował się co najwyżej przeciętnie. Świeży napastnik miał być symbolem zmian, uśmiechem, który tymczasowo przykryje smutki dnia codziennego.
- Wszyscy chcemy, żeby Vitor przyszedł jak najszybciej. To mój zakład, zakład Xaviego i zakład klubu. Wszyscy na niego stawiamy i robimy wszystko, aby sprowadzić go już w styczniu - podkreślał Deco na antenie RAC 1 na początku poprzedniego sezonu. - Rozmawiałem z Vitorem, dobrze się rozumiemy, myślę, że jest bardzo przygotowanym, dojrzałym i silnie psychicznym piłkarzem. Mam nadzieję, że będzie mógł przyjść już w styczniu - wtórował wtedy Xavi cytowany przez FCBarca.com.
Życzenie stało się faktem. Pod koniec grudnia Roque przyleciał do Barcelony, a już 4 stycznia zanotował oficjalny debiut z Las Palmas. W tamtym meczu doszedł do dwóch sytuacji strzeleckich, ale obie zmarnował. Po ostatnim gwizdku Xavi podkreślił jednak, że dostrzega pozytywy, ponieważ nowy nabytek nie jest statystyczny, wszędzie go pełno, znakomicie korzysta z przestrzeni, potrafi rozrywać zwarte szyki obronne. Napastnik potwierdził zresztą swoje umiejętności na przełomie stycznia i lutego, kiedy trafiał do siatki w dwóch kolejnych spotkaniach z Osasuną i Alaves.

Krótki termin przydatności

W pewnym momencie Xavi stracił zaufanie do Roque. Być może powodem była jego czerwona kartka z Alaves. Niewykluczone, że trener zawiódł się na zawodniku, który rozegrał fatalny mecz z Celtą, kiedy po raz pierwszy dostał szansę w wyjściowym składzie. Fakty są takie, że Brazylijczyk nagle został odstawiony na boczny tor. W hiszpańskich mediach pojawiła się narracja, że szkoleniowiec tak naprawdę w ogóle nie chciał transferu nastolatka. Zwolennikiem tego ruchu miał być Deco. Zapomniano jednak o tym, że podczas rundy jesiennej menedżer sam publicznie mówił o chęci sprowadzenia gracza Athletico. Później wycofał się z tych słów.
- Roque to zawodnik, który potrafi dać nam wiele. Skupiamy się na jego rozwoju, zwłaszcza elementów taktycznych. On dobrze radzi sobie w wolnych przestrzeniach i próbujemy to wykorzystać. Ma pewne wrodzone zalety, sporo jakości, ale są też aspekty, których musi jeszcze się nauczyć. Pracujemy nad tym - mówił Xavi w kwietniu. - Naszym zamiarem nie było przybycie Vitora w grudniu, tylko pozostanie w Athletico do końca sezonu. Opcja pojawiła się po urazach Gaviego i Balde. Uważam, że debata na ten temat nie ma sensu. On trenuje, ale są piłkarze, którzy są przed nim do gry - to już słowa trenera z końcówki sezonu.
Patrząc z boku, można było odnieść wrażenie, że Roque stał się częścią konfliktu na linii Xavi - Deco. Już wcześniej źródła z Katalonii sugerowały, że obaj nie żyją w dobrych stosunkach. Byłemu pomocnikowi odpowiadała współpraca z Mateu Alemanym, który został jednak zastąpiony przez Portugalczyka. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że elementem wewnętrznej rozgrywki został młody piłkarz, który zamiast perspektywy rozwoju, otrzymał brak zaufania i miejsce na ławce. Ktoś może oczywiście pomyśleć, że gdyby był dobry, to by grał. Ale trudno pokazać swój talent na tak małej próbce, jaką jest 350 rozegranych minut. W tym czasie zdołał strzelić dwa gole z 2,13 oczekiwanych bramek, więc nie można też mówić, że nie pokazał absolutnie niczego. Po prostu nie wszedł do Barcelony z drzwiami i oknami, jak Lamine Yamal czy Pedri. Ale to jeszcze nie powód, aby definitywnie kogoś skreślać.
- Zawsze oglądam mecze Barcelony, ponieważ lubię ten klub, ale w tym roku cierpię. Uważam, że Vitor powinien dostać więcej minut. Nikt nie rozumie, dlaczego ich nie dostaje. Xavi nawet nie rozmawia z zawodnikiem, nie wiem, o co chodzi w tej sytuacji, ale to nie jest dobre dla żadnej ze stron. Albo zostanie i dostanie minuty, albo zostanie sprzedany - podkreślił w maju agent Andre Cury cytowany przez AS.

Nowe rozdanie?

Wydawało się, że sytuacja Roque może ulec zmianie po przyjściu Hansiego Flicka. Następca Xaviego wystawił Brazylijczyka w swoim nieoficjalnym debiucie. 19-latek kompletnie spalił się jednak podczas sparingu z Manchesterem City. W ciągu 45 minut nie zanotował ani jednego celnego podania, udanego dryblingu czy celnego strzału. Przytrafiło mu się dziewięć strat, wygrał dwa z ośmiu pojedynków. Generalnie zagrał słabo.
- Vitor Roque strzela sobie w stopę. Okropny występ z City otwiera mu szeroko drzwi do odejścia. Flick stawia na Pau Victora jako alternatywę dla Lewandowskiego. Decyzja dotycząca Brazylijczyka została już podjęta na wszystkich szczeblach w klubie. Jego przyszłość znajduje się daleko od Barcelony - pisał Javi Miguel.
Wielu hiszpańskich dziennikarzy przygotowało podobną recenzję. I w tym właśnie tkwi istota problemu. Ktoś powie, że w tym konkretnym meczu Roque zawiódł, bo nie posiada odpowiednich umiejętności. Ale może to właśnie świadomość sępów czekających na każdy błąd potrafi spętać nogi. Każdy piłkarz podlega ocenie, ale w Barcelonie medialna machina nabrała zdecydowanie zbyt dużych rozmiarów. Wystarczy jedno potknięcie, aby wczorajszy bohater stał się dzisiejszym nieudacznikiem. W styczniu Brazylijczyk był witany jak król, upatrywano w nim następcy Roberta Lewandowskiego. Po paru miesiącach, w większości spędzonych na ławce, przedstawiono go jako kompletnego amatora, którego trzeba trzymać z dala od pierwszej drużyny. Można odnieść wrażenie, że w Katalonii wszyscy wędrują od ściany do ściany, nie ma półśrodków. W ten sposób nie da zbudować się zdrowo funkcjonującej drużyny.
Oczywiście, że Roque chwilowo nie spełnił oczekiwań. Jednak może były one zbyt wygórowane. Niepotrzebnie spodziewano się, że do Barcelony trafia drugie wcielenie Ronaldo Nazario, które zaraz odeśle Lewandowskiego na emeryturę. Wystarczyło dosłownie parę nieudanych występów, aby ten sam gracz stał się balastem. Jakby zapomniano o takich terminach, jak aklimatyzacja i adaptacja. A przecież nie każdy piłkarz musi brylować od momentu debiutu. Spójrzmy na inne brazylijskie gwiazdy występujące w lidze hiszpańskiej. Cztery lata temu Vinicius i Rodrygo nie byli nawet blisko poziomu, który obecnie prezentują. Ale w Realu Madryt zachowano cierpliwość, trzymano się konkretnie sprecyzowanego planu rozwoju i zebrano owoce. I nie chodzi tu o suche porównywanie Roque do Viniego, ponieważ skala talentu jest zupełnie inna. Trzeba jedynie zwrócić uwagę na sposób podejścia do młodych zawodników z innego kontynentu, którzy dopiero uczą się europejskiej piłki. Jedni dostaną na to parę lat, dzięki czemu faktycznie poczynią postęp i rozwiną skrzydła. Drugich pozbędzie się przy pierwszej lepszej okazji.

Najlepszy wybór

Postępowanie Barcelony należy nazwać absurdem. Przypomnijmy jeszcze raz, że pierwotnie Roque dopiero tego lata miał trafić do klubu. Cały proces przyspieszono, ale poprzednie półrocze miało być jedynie wdrożeniem. Tymczasem działacze już teraz uznali, że najlepiej będzie zakończyć tę współpracę. Dodając do tego fatalną sytuację finansową, otrzymujemy pełen obraz niekompetencji, która wykracza poza wszelkie przyjęte ramy.
W ostatnich tygodniach “Barca” wystawiła Roque na sprzedaż. Florian Plettenberg informował, że Everton był gotów zapłacić 28 mln euro. Matteo Moretto podawał, że Sporting wyłożył na stół 20 mln euro kwoty stałej i 12 mln euro w zmiennych. Ostatecznie Brazylijczyk trafia jednak do Betisu. Kluczowa miała okazać się wola samego zawodnika, który chce sprawdzić się w lidze hiszpańskiej. I to w dłuższym wymiarze czasowym niż ogony z ławki raz na trzy tygodnie.
- Decyzja o wyborze Betisu nie jest najlepsza z punktu ekonomicznego. Barcelona nadal ufa jednak zawodnikowi. Chociaż poprzedni sezon był frustrujący, klub uważa, że ma on odpowiedni potencjał. Z tego powodu nie chce stracić kontroli nad napastnikiem, co stałoby się po zaakceptowaniu oferty Sportingu. "Barca" przede wszystkim będzie mogła zobaczyć, jak przebiega jego adaptacja w lidze hiszpańskiej - opisał Luis Rojo z dziennika Marca.
W tym przypadku trzeba pochwalić piłkarza, który wybrał najlepsze miejsce do rozwoju. W Evertonie Dominic Calvert-Lewin wcale nie musiałby oddać miejsca na środku ataku, a w Sportingu wciąż występuje fantastyczny Viktor Gyokeres. Z kolei na Estadio Benito Villamarin sytuacja prezentuje się zgoła inaczej. W pierwszej kolejce Manuel Pellegrini wystawił na “dziewiątce” przeciętnego Aitora Ruibala. Poza nim trener Betisu ma do dyspozycji 33-letniego Cedrika Bakambu i Chimy’ego Avilę, który lepiej czuje się jako skrzydłowy. Roque ma zatem naprawdę spore szanse na regularną grę.
I nie ma sensu w ciemno zakładać, czy Brazylijczyk podbije ligę hiszpańską, czy może z hukiem się od niej odbije. Najważniejsze, że w końcu będzie mógł realnie pokazać swoje umiejętności. Trudno bowiem oceniać zawodnika po epizodycznych występach w końcówkach. Jedynie włodarzom z Camp Nou tyle wystarczyło, aby zrezygnować z gracza, na którego chwilę wcześniej wydali 30-40 mln euro. Klub na razie nie odzyska ani grosza z tej kwoty. Jedyną oszczędnością będzie pensja Roque, którą przejmie Betis. Brawa dla Barcelony. Znów bohatersko rozwiązuje problem, który sama stworzyła.

Przeczytaj również