"Joga bonito" w Wiśle Kraków. Nagroda dla kibiców? "To byłoby absolutnie imponujące"
Wisła Kraków chce dobrze zakończyć rok, a komplet punktów w pierwszej lidze i awans w Pucharze Polski byłby wynikiem absolutnie imponującym. Czy możliwym? Ten zespół jest bardzo nieprzewidywalny, w dwie strony. Pokazały to zresztą ostatnie tygodnie.
Za ’’Białą Gwiazdą” pewne wygrane spotkania ze Stalą Stalowa Wola i Chrobrym Głogów. Maszyna wydawała się być rozpędzona, ale w ostatnim meczu już zawiodła, remisując ze Stalą Rzeszów. Celem rzeszowian - co podkreśla nawet trener Marek Zub - jest zajęcie jednej z sześciu najwyższych lokat w lidze i bicie się w barażach o Ekstraklasę. Ale to drużyna bardzo młoda, a zawodnicy traktują ten zespół niejako jako okno wystawowe do czegoś więcej.
Mankamenty ze Stalą
Gra w bocznych strefach boiska nie wyglądała najlepiej, wiślacy nie skorzystali z przewagi nad młodymi zawodnikami Stali pod względem fizyczności. Stal cierpiała na boisku bardziej niż zazwyczaj. Nie był to tak otwarty futbol jak w poprzednich meczach, oddano Wiśle pole, ale w obronie pola karnego goście wypadali dobrze. Ekipa z Rzeszowa to zespół, który nadawał ton meczom z ekipami z czołówki, przez to spotkania stawały się otwarte, a teraz zmieniła sposób gry.
Natomiast Wisła i tak miała piłkę albo i piłki meczowe. Pozostawiony w polu karnym Kutwa, Thill wybijający piłkę z linii bramkowej, do tego po uderzeniu w słupek zagrozić mógł ponownie Zwoliński. Ponownie, bo przecież raz zagroził i to w jakim stylu. Gdyby w piłce nożnej każde zwykłe podanie w obręb pola karnego - tak jak to Rafała Mikulca - zamieniało się w asystę, to oglądalibyśmy regularnie bramki wyjątkowej urody, wypracowane tylko przez jednego bohatera.
- W każdym elemencie zrobiliśmy postęp. Zespół się rozwija, robi progres w poszczególnych fazach gry. Każdy mecz jest czymś nowym i chcemy tym oczekiwaniom sprostać. Po Stali jesteśmy rozczarowani, bo zamierzamy wygrywać. To też nie jest tak, że będziemy stwarzać nie wiadomo jak dużo sytuacji, ale trzeba trafiać do siatki. Dlatego tym remisem nie jesteśmy zadowoleni - powiedział po meczu Mariusz Jop na antenie TVP Sport.
Łukasz Zwoliński włączający tryb ’’joga bonito” to coś, czego trudno było spodziewać się po jego pierwszych tygodniach w Krakowie. O tym też mówił trener Jop:
- Łukasz przede wszystkim przychodząc do Wisły był po trudnym okresie w Rakowie, potrzebował czasu, żeby się zbudować pod względem fizycznym. To co robimy na treningach, czyli powtarzanie wielu elementów na treningach. Łukasz tez bardzo pracuje na drużynę. Wcześniej to był zawodnik, który strzelał, a mało asystował. Teraz widzi, że to się opłaca i poza golami ma wiele asyst. Później wszedł na ten poziom fizyczny, początek miał trudny, musiał nadrabiać. Liczę, ze teraz już utrzyma swój wysoki poziom.
Rola Rodado i ŁKS pod falą
A poziom Zwolińskiego jest naprawdę zacny: siedem trafień i sześć asyst to liczby imponujące. Przygasł nieco Angel Rodado - w ostatnim spotkaniu był za daleko od bramki. Ale dobrze wiemy, że Hiszpan może przebudzić się w każdym momencie meczu. To najważniejszy zawodnik w talii kart Mariusza Jopa.
- Na pewno Angel jest bardzo ważnym zawodnikiem. Na nim często skupia się rywal, podwaja, potraja i jak Angel gra mądrze na jeden czy na dwa kontakty, to korzystają na tym koledzy, czy to Zwolak czy inni. To piłkarz zdecydowanie na Ekstraklasę, a my cieszymy się ze jest z nami. Gramy jedną ’’dziwiątką” i dwiema lub trzema ’’dziesiątkami”. W meczu czasem te pozycje są zagubione. W drugiej połowie ze Stalą brakowało mi ruchów za plecy, ale jak zespół broni się nisko, to w centrum trudno znaleźć te przestrzenie. Czasami byliśmy też niedokładni - mówił trener Wisły w TVP.
Przed Wisłą ważne, hitowe spotkanie. Forma ŁKS-u idzie w tym sezonie falami. Początek sezonu u sterów Jakuba Dziółki był wyboisty, później drużyna załapała, o co chodzi w nowej koncepcji gry, i mogła pochwalić się nawet serią pięciu zwycięstw z rzędu w pierwszej lide, ale ostatnie tygodnie są w kratkę. Zaczęło się od szokującego bezbramkowego remisu ze Stalą Stalowa Wola, potem wygrano dwa spotkania: ze Stalą Rzeszów i z MKS-em Kluczbork w Pucharze Polski (tylko 1:0), aż przyszła przegrana z Ruchem Chorzów i remisy z dwiema ekipami, z którą taka ekipa jak ŁKS musiała liczyć na wygrane, czyli z Polonią Warszawa i Zniczem Pruszków.
’’Białej Gwieździe” zostały cztery spotkania: to wspomniane z ŁKS-em, dwumecz z Polonią Warszawa (liga + Puchar Polski) i na koniec zaległe spotkanie z Miedzią Legnica u siebie. Koniec roku wyklaruje nastroje na przerwę zimową oraz okienko transferowe. A dobrze wiemy, że w przypadku Jarosława Królewskiego bywa ono jeszcze gorętsze niż niektóre mecze.