Jest specjalistą od "gów**anych" goli, "wypromował" De Bruyne i Bruno Fernandesa. Lata lecą, on nadal strzela
W wyścigu o Złotego Buta szedł łeb w łeb z Leo Messim. W pewnym momencie o jego usługi zabiegał sam Jose Mourinho. Chociaż nigdy nie trafił do klubu ze ścisłej czołówki, zdobył kilkadziesiąt bramek po asystach Kevina de Bruyne i Bruno Fernandesa. Lata mijają, a Bas Dost dalej strzela.
Holender nigdy nie był demonem szybkości, wirtuozem techniki, ani artystą piłkarskiego rzemiosła. To zawodnik, którego kompilacje najlepszych zagrań właściwie nie przykuwają niczyjej uwagi. Lecz to nie efektowność, a zabójcza skuteczność sprawiły, że Dost od wielu sezonów jest prawdziwą maszyną do strzelania goli. Mimo upływu czasu Latający Holender wciąż nie ma zamiaru zawijać do portu.
Zaczynał jako niewypał
Holenderscy piłkarze często kojarzeni są z wybitnym wyszkoleniem technicznym i zmysłem do gry nie tylko skutecznej, ale i pięknej. Bas Dost nie mógł jednak podążyć ścieżką wydeptaną przez geniuszy pokroju Johana Cruyffa czy Dennisa Bergkampa. Pokaźny wzrost oraz warunki fizyczne sprawiły, że napastnik początkowo myślał o karierze siatkarza. Na szczęście dla samego siebie wybrał jednak futbol. Jako nastolatkowi zdobywanie bramek przychodziło mu z taką łatwością, że chciał spróbować sił w zawodowstwie. Tam kontynuował wybitną formę strzelecką.
W sezonie 2011/12 Dost w koszulce Heerenveen został królem strzelców Eredivisie. W 34. spotkaniach trafił do siatki 32 razy. Wszystkie gole strzelił z pola karnego, większość z bliskiej odległości. Nie był wszechstronnym napastnikiem a’la Karim Benzema, tylko maszyną do hurtowej produkcji bramek. Znakomite liczby otworzyły mu drogę do Bundesligi, konkretnie Wolfsburga. Pierwszy rok w Niemczech niestety okazał się prawdziwą gehenną. Dost przez większość czasu zmagał się z kontuzjami. W dodatku trenerem “Wilków” był wówczas ekscentryczny Felix Magath. Holender wspominał później, że na jednym z obozów przygotowawczych szkoleniowiec budził piłkarzy o wschodzie słońca, kazał im jeździć w kółko na rowerach, a dopiero po takiej “rozgrzewce” rozpoczynał prawdziwy trening.
Magath w końcu został zwolniony, a schedę po nim przejął Dieter Hecking. Początkowo Dost nie znalazł uznania także w oczach tego szkoleniowca. Przez połowę sezonu 2014/15 był trzecim wyborem za, uwaga, Nicklasem Bendtnerem i Ivicą Oliciem. Dopiero sprzedaż Chorwata w styczniowym okienku transferowym i wybryki duńskiego ekscentryka, sprawiły, że Bas otrzymał swoją szansę. Już w pierwszych meczach po wskoczeniu do pierwszego składu pokazał, że trzymanie go na ławce było wielkim błędem.
Pierwszych siedem strzałów Dosta w 2015 roku przyniosło siedem bramek. Sezon ligowy zakończył z dorobkiem 16 goli na przestrzeni ledwo ponad 1500 rozegranych minut. Niemcy łapali się za głowę, widząc jak zawodnik, na którym wszyscy postawili już krzyżyk, przeżywa prawdziwy renesans formy. “Bild” określił go mianem “Platfuss Bomber”, bowiem seria urazów kostki sprawiła, że Dost musiał grać ze specjalną wkładką w korkach o za dużym rozmiarze. To jednak nie przeszkodziło mu w kolekcjonowaniu trafień, przy których udział miał także Kevin de Bruyne, wtedy zawodnik “Wilków”.
- Bas zawsze wie, co chcę zrobić, a ja wiem, jakiej piłki on oczekuje. Doskonale się rozumiemy, często rozmawiamy, bo flamandzki i holenderski są podobnymi językami. Cieszę się, że tak to wszystko funkcjonuje - mówił wtedy Belg.
- Kevin jest niesamowitym rozgrywającym. Z kolei Bas to wyjątkowy napastnik. Zawsze potrafi znaleźć się dokładnie w tym miejscu, z którego padają bramki - dodawał Dieter Hecking.
De Bruyne pobił rekord Bundesligi w liczbie asyst w pierwszym pełnym sezonie rozegranym przez Dosta. Duet ten niestety długo nie przetrwał, ponieważ po utalentowanego Belga prędko zgłosił się Manchester City. Holender opuścił Volkswagen-Arena rok później, trafiając do Sportingu. Cóż, w Lizbonie zwykle rządzą “Orły” z Benfiki, ale przez dwa lata najwyżej w stolicy Portugalii latał Bas Dost.
W pogoni za Messim
W Sportingu snajper miał okazję współpracować z kolejnym wybitnym rozgrywającym. Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że najpierw Dost wypromował de Bruyne tak, że ten trafił do Manchesteru City, a następnie sprawił, że talent Bruno Fernandesa został dostrzeżony przez Manchester United.
- Dost to jeden z najlepszych napastników, z jakim miałem okazję grać. Z łatwością strzela bardzo dużo goli, jest wielki, więc łatwo znaleźć go w polu karnym - chwalił go Bruno na łamach “BT Sport”. Gdy już jako piłkarz Manchesteru Portugalczyk w telewizyjnej zabawie miał stworzyć piłkarza idealnego, wybrał umiejętność Dosta w finalizowaniu akcji.
- Strzelam dużo gó***anych goli - przyznał z kolei Dost na antenie “Fox Sports”.
Holender to typ zawodnika, który przez 90 minut może być niewidoczny, aby w kilkadziesiąt sekund strzelić dwie bramki i zostać bohaterem meczu. Wersja beta Cristiano Ronaldo. Chociaż nie tylko styl może go łączyć z Portugalczykiem. Dost również poznał smak wielkiej rywalizacji z Leo Messim. W sezonie 2016/17 między bombardierem Sportingu i Argentyńczykiem toczyła się korespondencyjna bitwa o statuetkę Złotego Buta dla najlepszego strzelca w Europie. W tamtym sezonie Dost ustrzelił trzy hat-tricki i jedną karetę. Był katem dla kolejnych rywali lizbończyków. Po zakończeniu sezonu w Portugalii znajdował się na czele klasyfikacji, jednak w La Liga rozgrywa się cztery kolejki więcej. Messi wygrał różnicą dwóch trafień.
- Skoro musiałem z kimś przegrać walkę o Złotego Buta, dobrze, że był to Messi. Patrząc na zawodników z czołówki, jestem dumny, że znalazło się tam moje nazwisko. A jeśli spojrzymy na statystyki, to miałem lepszą średnią bramek na mecz od Leo - przyznał z uśmiechem Dost.
Zszywana głowa i powrót na szczyt
Między marcem 2017 roku i kwietniem 2018 roku Holender zdobył 64 bramki dla Sportingu. Jego styl gry podsumowuje statystyka mówiąca, że przy każdym z trafień potrzebował zaledwie jednego kontaktu z piłką. Wrzutka? Gol. Rzut karny? Gol. Jakiekolwiek podanie? Gol. Lizbońska sielanka jednak nie trwała zbyt długo. Sezon 2017/18 zakończył z dorobkiem 34 trafień. Kilka miesięcy później już go w Portugalii nie było.
Dost trafił na dość napięty okres w historii Sportingu. Gdy zespół przegrał jeden z meczów w krajowym pucharze, prezes Bruno de Carvalho publicznie skrytykował poszczególnych zawodników. Większość kadry w ramach protestu odmówiła treningu, publikując jednocześnie wpisy uderzające w sternika klubu. Dost nie wziął udziału w proteście, bo nie ma konta na Twitterze i Instagramie. Sam przyznaje, że media społecznościowe to strata czasu.
Wróćmy jednak do wydarzeń z 2018 roku, kiedy Carvalho nazwał piłkarzy “rozpieszczonymi bachorami”, a gdy ci w końcu wrócili do treningów, musieli zmierzyć się z grupą rozwścieczonych kibiców. Kilkudziesięciu bandytów zaatakowało piłkarzy swojego klubu. Dost był na pierwszej linii frontu walki z pseudokibicami, co przypłacił kilkunastoma szwami.
Następnie Holender wrócił do Bundesligi, gdzie w barwach Eintrachtu pokazał, że wciąż to ma. We Frankfurcie rozegrał 43 spotkania, strzelił 15 goli i dołożył do tego pięć asyst. We wrześniu ubiegłego roku media łączyły go nawet z przenosinami do Tottenhamu. O transfer miał zabiegać sam Jose Mourinho. Według dziennikarzy “Daily Mail” Portugalczyk cenił morderczą skuteczność Dosta i chciał, aby ten został etatowym zmiennikiem Harry’ego Kane’a. Zarząd “Kogutów” jednak nie zdecydował się na taki ruch. Postawiono na Carlosa Viniciusa, który raczej nie zapisał się w pamięci kibiców Spurs. Tymczasem Dost nadal błyszczy.
W styczniu Club Brugge zapłacił za 32-latka cztery miliony euro. W Belgii napastnik zdobył już mistrzostwo oraz krajowy superpuchar. Jego wkład w tytuł mistrzowski jest niepodważalny, mimo że do drużyny dołączył w połowie rozgrywek. Pod koniec sezonu klub z Brugii zanotował mały regres. Dost po ostatniej kolejce nie wytrzymał i przeprowadził w szatni mały monolog wychowawczy. Club Brugge wygrało tytuł dzięki potknięciu rywali.
- Mogę strzelić 20 goli w sezonie. Tyle od siebie wymagam - stwierdził Dost w wywiadzie przed startem tego sezonu.
Napastnik rozpoczął rozgrywki spokojnie, na razie ma tylko jedno trafienie. Jednak patrząc na przekrój jego bogatej kariery, widać, że zawsze rozpędzał się powoli. Gdy już nabierze odpowiedniego rytmu, nie potrafi się zatrzymać.
Bas Dost po czterech latach przerwy wraca też do gry w Lidze Mistrzów. Jego klub trafił do grupy z PSG, Manchesterem City i Lipskiem. Kto wie, czy show rozmaitym gwiazdom, w tym paryskiemu tercetowi Messi-Neymar-Mbappe, nie skradnie właśnie Dost. Zawodnik równie niepozorny, co śmiertelnie skuteczny. Znów może strzelić, jak sam to ujął, kilka gó***anych goli.