Iga Świątek na turniej w Warszawie zastosowała ciekawy manewr. Sąsiadki uczą nas jak wykorzystywać szanse
Turniej w WTA w Warszawie to jedyna okazja, żeby na polskich kortach zobaczyć tenisistki ze światowej czołówki. To zarazem też szansa dla rodzimych zawodniczek, który dostają od organizatorów dzikie karty. Jak należy je wykorzystywać świetnie pokazują Czeszki w Pradze.
W tym samym terminie w stolicy Polski i Czech rozgrywane są turnieje o identycznej randze. Ten za południową granicą jest lepiej obsadzony głównie ze względu na nawierzchnię, na której jest rozgrywany, czyli kort twardy. To właśnie na "tenisowym betonie" niebawem tenisistki będą rywalizowały w Stanach Zjednoczonych więc większość z nich szuka okazji, żeby na hardzie grać już teraz.
Nie zmienia to jednak faktu, że o pewne porównania można się pokusić. W Czechach istnieje liczna grupa młodych tenisistek o sporym potencjale. Co ważne, potrafią ten potencjał zaprezentować. Przez eliminacje przebrnęły dwie tenisistki: Dominika Salkova i Barbora Palicova. Obie pokonały wyżej sklasyfikowane i znacznie bardziej doświadczone rywalki. Dla porównania w Warszawie wszystkie polskie tenisistki odpadły w kwalifikacjach po pierwszym spotkaniu.
W przypadku turnieju głównego warto wziąć pod uwagę przede wszystkim tenisistki, które zagrały z dzikimi kartami. Oczywistym jest, że kolejne mecze wygrywa Iga Świątek, podobnie spodziewane zwycięstwa odniosły wysoko sklasyfikowane Czeszki. Różnice pojawiają się znów w przypadku zawodniczek, które zagrały dzięki zaproszeniom od organizatorów.
Pojedynczy pozytyw
W Warszawa jedyną zawodniczką, która odniosła zwycięstwo była Maja Chwalińska. Jej występ ogólnie można uznać za udany, awansowała do 2. rundy, postawiła się w niej znacznie wyżej sklasyfikowanej Petrze Martić. Przepadły w 1. rundzie natomiast Weronika Falkowska i Martyna Kubka, chociaż ta pierwsza miała momenty naprawdę dobrej gry.
U Czeszek świetnie prezentuje się Linda Noskova. 17-latka, obecnie będąca na 112. miejscu, jest już w Pradze w najlepszej ósemce, dopiero co wygrała z Alize Cornet. W drugiej rundzie były też Salkova oraz 17-letnia Lucie Havlickova, chociaż ona akurat w 1. rundzie trafiła na rodaczkę. Nie zmienia to jednak faktu, że bilans dzikich kart w Pradze to dwie tenisistki w 2. rundzie i jedna przynajmniej w ćwierćfinale. Pozostaje sobie życzyć żeby ścieżką wytyczoną przez sąsiadki podążały w następnych latach Polki.
Rodzinny ukłon
W swojej lidze gra natomiast Iga Świątek. Ona w turnieju ten rangi występuje tylko dlatego, że jest on rozgrywany w Polsce, a w organizację zaangażowany jest jej ojciec. W innym przypadku nawet by pewnie nie pomyślała, żeby zejść na ten poziom.
W stolicy oprócz niej nie ma ani jednej tenisistki z czołowej trzydziestki. Wydaje się, że to może być bardziej benefis, po prostu okazja do pokazania się kibicom, a niekoniecznie rywalizacja wymagająca wejścia na najwyższy poziom. Zresztą tak między wierszami podejście i świadomość poziomu, na jakim w Warszawie toczy się rywalizacja, można było wyczytać ze słów Igi na konferencji prasowej. Przyznała, że większość dni w ostatnich tygodniach spędziła na kortach twardych, zapewne już z myślą o zawodach w Ameryce Północnej, a na mączkę przeszła dopiero tuż przed rozpoczęciem turnieju w Warszawie. W każdym innym przypadku to raczej niespodziewane działanie żeby trenować na innej nawierzchni niż ta, na której gra się najbliższy turniej.
Trudno jednak cokolwiek jej sztabowi zarzucać, bo gołym okiem widać, jaka różnica dzieli dotychczasowe rywalki od liderki rankingu. Magdalena Fręch się starała, robiła co mogła, ale niedawna mistrzyni Polski nie miała po prostu narzędzi do tego, żeby się realnie postawić. Kilka gemów wygrała Gabriela Lee, ale mimo że Świątek nie weszła na najwyższy poziom, to i tak spokojnie wygrała.
W piątek czeka ją w teorii najtrudniejsze zadanie. Zagra z Caroline Garcią, niegdyś 4. tenisistką na świecie, która mozolnie próbuje się odbudować. Potencjalną rywalką w finale będzie zawodniczka z grona: Laura Pigossi, Ana Bogdan, Petra Martić, Kateryna Baindl. Nie są to nazwiska znane przeciętnemu kibicowi tenisa. W czwartek na konferencji prasowej przyznała, że aby poczuć się jak na normalnym turnieju zastosowała ciekawy manewr i wraz ze sztabem od początku zamieszkała w hotelu, mimo że oczywiście mogłaby też dojeżdżać z domu w podwarszawskim Raszynie.
Klasa nie tylko na korcie
Ostatnie tygodnie to jednak dla Świątek nie tylko okazja do zaprezentowania się przed rodzimą publicznością w Warszawie, ale też być może coś, na czym zależało jej znacznie bardziej, czyli pomoc dla Ukrainy. W Krakowie, podczas meczu charytatywnego z Agnieszką Radwańska, a także gościnnym udziałem Eliny Switoliny i Andrija Szewczenki, zebrano dwa i pół miliona złotych. Akcja w tenisowym środowisku odbiła się szerokim echem, pisało o niej wiele zagranicznych portali. To kolejny przykład na to, że Świątek udźwignęła rolę liderki światowego rankingu nie tylko na korcie. Jest przykładem, wzorem na to, jak powinno się reagować i zachowywać także poza nim.