Gigant EURO w odwrocie. Bez gwiazd, wyników i nadziei. Pięć procent szans

Gigant EURO w odwrocie. Bez gwiazd, wyników i nadziei. Pięć procent szans
Massimo Paolone / pressfocus
Wojciech - Klimczyszyn
Wojciech Klimczyszyn15 Jun · 08:00
Po rozczarowujących latach podchodzą z umiarkowanym optymizmem do obrony tytułu. Reprezentacja Włoch po raz pierwszy od dekad nie należy do faworytów dużej imprezy piłkarskiej.
“Od wieków byliśmy deptani, byliśmy poniżani. Gdyż jesteśmy podzieleni” - tak brzmi druga zwrotka “Pieśni Włochów”, hymnu dumnego narodu, przywołującego ludzi do zjednoczenia się w najważniejszych chwilach. Turniej piłkarski to wprawdzie nie bitwy, ani zbrojne powstania, ale Włosi lubują się w porównaniach i nawiązywaniu do historii. Dziś, na EURO 2024, mimo że bronią mistrzowskiego tytułu, czują się “zdeptanymi” outsiderami. Czy słusznie?
Dalsza część tekstu pod wideo

Powtórzyć rzecz nie do powtórzenia

Cały kraj pamięta jeszcze tę chwilę. Bukayo Saka w otępieniu obserwował, gdy piłka po jego strzale zatrzymała się na rękawicach Gianluigiego Donnarummy. Obrazek chłodnej twarzy Gigiego, bohatera konkursu jedenastek, nadal jest żywy od bogatego Piemontu po biedne, brudne i poniżone Południe. Tę eksplozję radości, w którą podporządkował się nieżyjący już niestety Gianluca Vialli, kiedy zatopił się w uściskach ówczesnego selekcjonera Roberto Manciniego i całego sztabu trenerskiego. Pamięć pozostaje, lecz realia nieznośnie chłodzą kibicom głowy. Tego sukcesu nie da się powtórzyć. Tak się przynajmniej wydaje.
13 miesięcy po zabraniu Anglikom fety na Wembley i ośmieszeniu (który to już raz?) formułki “Football’s Coming Home” w kadrze nastąpiły wstrząsy, jakby znów miał się obudzić Wezuwiusz. Ojciec europejskiego triumfu opuścił stanowisko zaledwie po dwóch meczach eliminacji do mistrzostw Europy: porażce u siebie z Anglią i niezbyt przekonującej wygranej nad słabą Maltą. I, przede wszystkim, po kompromitującej operacji “Mundial 2022”, zakończonej w barażach kwalifikacji. Gol Macedończyka Aleksandara Trajkovskiego w doliczonym czasie gry przypomniał fanom “calcio”, w jakim miejscu znajduje się ukochana reprezentacja. I że zwycięstwo w mistrzostwach Europy było jedynie makijażem rozkładającego się trupa.
Mancini pożegnał się z pracą dziewięć dni po tym, jak federacja nałożyła na niego nowe obowiązki. Przez ostatni tydzień piastowania zaszczytnej funkcji selekcjonera, koordynował także młodzieżowe kadry, będąc kimś w rodzaju supertrenera. W pewnym momencie jednak sam uznał, że nie ma to najmniejszego sensu, a powtarzające się propozycje z cuchnącego ropą, ale pachnącego niemoralnymi pieniędzmi regionu świata, spowodowały, że nie mógł już dłużej rewitalizować projektu niedającego mu większej satysfakcji. Ustąpił, a dwa tygodnie później przyjął ofertę Arabii Saudyjskiej.
Spokojnie, ludzie z Coverciano już mieli gotowego kandydata na następcę.

Trener “tamtych lat”

Tak naprawdę, to sam się objawił. Luciano Spalletti, jakby czując pismo nosem, zrezygnował z prowadzenia Napoli, dochodząc z neapolitańskim klubem do bram raju, zdobywając Scudetto, pierwsze od ponad trzydziestu lat i to w fantastycznym, spektakularnym stylu. Szybko się okazało, że Spalletti - “allenatore tecnico”, jak we Włoszech mówi się na selekcjonera, bardziej przypadł do gustu społeczeństwu niż mędrzec i nauczyciel futbolu Mancini. Wprost wyszedł z ludu, przez co skrócił dystans do kibiców. Był bardziej włoski niż makaron i poranne espresso z papieroskiem. I nie traktował piłkarzy jak gwiazdy La Scali.
- Czy uważacie, że to normalne, gdy profesjonaliści w koszulkach reprezentacji Italii nie śpią w nocy, bo muszą sobie pyknąć partyjkę FIFY na PlayStation? A następnego dnia nie dają z siebie wszystkiego, bo są zmęczeni? Kto chce tracić czas, proszę bardzo. Ale niech da sobie spokój z reprezentacją. Żaden piłkarz nie jest związany tu kontraktem - wypalił do dziennikarzy na konferencji przed marcowymi meczami towarzyskimi.
Spalletti trafił na podatny grunt. Konserwatywny kibic, a takim zazwyczaj jest przeciętny Włoch, ma dość “panienek na boisku”, modnisi i nażelowanych chłopców, kopiących piłkę za miliony euro. Żąda zaangażowania, wyników, trofeów. Trener starej daty (obecny selekcjoner ma 65 lat, to rówieśnik m.in. Carlo Ancelottiego), obrońca “dawnych” wartości, zawsze będzie broniony przez tifosich. Zgarnął dużo punktów na PR, bezwzględnej postawie wobec kadrowiczów, ale nieco mniej na samej grze Włochów. Eliminacje zostały przepchnięte kolanem. “Squadra Azzurra” zajęła drugie miejsce w swojej grupie, mając tyle samo punktów co Ukraińcy i aż sześć mniej niż Anglicy. Słodka zemsta na Macedonii nie nakarmiła pustych brzuchów nienasyconych fanów.

Wymiana pokoleniowa

Na niemiecki czempionat Włosi jadą więc będąc daleko poza optymalną formą, w dodatku trafili do najtrudniejszej, obok polskiej, grupy. Są tu żądni sukcesu młodzi Hiszpanie, doświadczony w turniejowych zmaganiach chorwacki gang Luki Modricia oraz, być może, inny czarny koń z Bałkanów: Albania. Czym mogą postraszyć mistrzowie sprzed trzech lat?
Kolektyw. Słowo, które najczęściej przemyka w przewidywaniach i prognozach. Dwa inne to “spirito Azzurro”, duch “Niebieskich”. Odwołanie się do historii, atmosfery zwycięstwa. Mało za to mówi się, jak to zwykle bywało, o indywidualnościach. Nic dziwnego. W składzie brakuje zawodników, którzy obecnie realnie coś znaczą w futbolu. Gdy eksperci przygotowywali sondę, kto jest największą gwiazdą kadry, na górze listy widniały dwa nazwiska: bohater ostatniego turnieju Gigi Donnarumma oraz Federico Chiesa. Obaj jednak od ostatniego triumfu zmagali się z własnymi kłopotami. Bramkarz PSG wciąż nie może nawiązać do najlepszej formy, a skrzydłowy Juventusu zbyt często odwiedzał gabinety lekarzy.
Spalletti nie może też już liczyć na dwie defensywne skały: Giorgio Chielliniego i Leonardo Bonucciego. Ząb czasu uszczerbił już nie tylko ich mobilność, ale i zdrowie w ogóle. Co więcej, przed EURO wypadł trzeci puzzel tamtejszego bloku obronnego, Francesco Acerbi. W środku pomocy kibice nie zobaczą “tempomatu” w postaci Marco Verrattiego, a w ataku próżno szukać Lorenzo Insigne. Trzonu mistrzów Europy z 2021 roku już po prostu nie istnieje..
Osią drugiej linii ma być Nicolo Barella, który w kwalifikacjach stworzył kolegom najwięcej szans pod bramką rywali. W ciągu ostatnich dwóch lat pomógł Interowi awansować do finału Ligi Mistrzów i wraz z Hakanem Calhanoglu napędził “Nerazzurrich” do zdobycia Scudetto. Jego podania mają odnajdywać przede wszystkim powracającego do dobrej dyspozycji Gianlucę Scamaccę. Napastnik Atalanty po nieudanym okresie gry w West Hamie, wreszcie odnalazł się w Lombardii. To najlepszy włoski strzelec w europejskich pucharach z zeszłego sezonu.

Pięć procent szans

Selekcjoner oczekuje jakości od kręgosłupa Interu. Federico Dimarco, Alessandro Bastoni i Matteo Darmian powinni wnieść spokój w tyłach, a w pomocy, prócz kreatywności Barelli, kluczowa będzie strzelecka forma Davide Frattesiego. Ostatnie bolączki Włochów koncentrowały się wokół poszukiwań odpowiednich osób w linii ataku, co doprowadziło do włączenia do składu urodzonego w Argentynie Mateo Retegui. Choć 25-latek miał całkiem niezły start w reprezentacji (dwa gole w pierwszych dwóch meczach), to jego premierowy występ na dużej scenie pozostaje pewną zagadką.
Serwis Opta przy pomocy superkomputera stworzył eksperyment w celu wyłonienia faworytów turnieju. Przy ponad tysiącu symulacji w pięciu procentach mistrzem Europy zostawali Włosi. To szósty najwyższy wynik po Anglii, Francji, Niemczech, Hiszpanii, Portugalii i Holandii. W to im graj. Bez statusu “contendera” czują się bardzo komfortowo - do poprzedniego turnieju również przystępowali z umiarkowanymi nastrojami. W najmniej oczekiwanym momencie “Italia się przebudzi” - jak zaczyna się tekst hymnu.
Niech nikogo zatem nie zwiedzie słabość kadry, problemy wokół drużyny, gorsze wyniki. W 2006 roku w samym środku korupcyjnego tsunami, afery “Calciopoli”, ekipa Marcello Lippiego zdobyła Puchar Świata. Im dzieje się gorzej, tym lepiej na tym wychodzą. A tak się dziwnie składa, że turniej znów, jak przed 18 laty, organizują Niemcy. Ale przecież mówienie o historii, która lubi się powtarzać, byłoby zbyt banalne, prawda?

Przeczytaj również