Co za transfer Wisły Kraków. Wpadka za wpadką. Trudno uwierzyć, że da się zepsuć tak dużo
Jest w Wiśle Kraków dopiero kilka tygodni, ale lista jego boiskowych grzechów i grzeszków zrobiła się już naprawdę długa. Wiktor Biedrzycki miał wzmocnić defensywę klubu z Reymonta, a póki co jest jej najsłabszym ogniwem. Aż trudno uwierzyć, że w niecały miesiąc jeden zawodnik może zepsuć tak wiele.
Zakontraktowanie środkowego obrońcy było przed startem obecnego sezonu jednym z piorytetów krakowskiej Wisły. Z klubu odszedł bowiem Eneko Satrustegui, a kolejne problemy zdrowotne Igora Łasickiego sprawiły, że nowy szkoleniowiec, Kazimierz Moskal, miał do dyspozycji właściwie tylko dwóch stoperów - Josepha Colleya i Alana Urygę.
Transfer pełen wątpliwości
“Biała Gwiazda” zagięła więc parol na Wiktora Biedrzyckiego, 27-letniego defensora, który ostatnie lata kariery spędził w Bruk-Bet Termalice Nieciecza. Już w momencie ogłoszenia transferu można było mieć mieszane odczucia. Z jednej strony mowa o piłkarzu solidnie ogranym na pierwszoligowych boiskach. Z drugiej jednak mającym swoje ograniczenia, nieszczególnie perspektywicznym. Niektórzy ten ruch chwalili, inni byli rozczarowani akurat takim wyborem. Wszystko miała zweryfikować murawa.
Biedrzycki z miejsca wskoczył do podstawowej jedenastki. Alan Uryga miał akurat kiepskie tygodnie, Wisła grała właściwie co trzy dni, a zatem szkoleniowiec “Białej Gwiazdy” szybko posłał nowego piłkarza w bój. 27-latek sprowadzony z Niecieczy zagrał od pierwszej minuty w ligowym meczu z Polonią Warszawa i… zawalił. Po raz pierwszy. Nie ostatni. W 57. minucie, przy stanie 0:0, otrzymał czerwoną kartkę za sfaulowanie rywala wychodzącego na czystą pozycję. Efekt? Osłabiona Wisła nie była w stanie pokonać u siebie jednej z najgorszych drużyn w lidze. Zremisowała 0:0.
Jak się jednak potem okazało, dla Biedrzyckiego nie był to tylko pechowy debiut i wyjątkowo przykry wypadek przy pracy. Kolejne mecze w koszulce “Białej Gwiazdy” przynosiły bowiem następne kłopoty. W normalnych okolicznościach 27-latek pewnie szybko straciłby miejsce w składzie, ale pech chciał, że kilka dni po wspomnianym starciu z “Czarnymi Koszulami” fatalnej kontuzji nabawił się Joseph Colley, zdecydowanie najlepiej dysponowany środkowy obrońca w kadrze ekipy spod Wawelu.
Wisła, grająca na kilku frontach, została zatem z duetem Uryga - Biedrzycki. Pierwszy z wymienionych miał w tym sezonie swoje problemy, ale ostatnio wygląda na boisku już zdecydowanie lepiej. Drugi natomiast jest prawdziwym magnesem na kłopoty.
Długa lista boiskowych win
O czerwonej kartce z debiutu już wspominaliśmy. Później natomiast Biedrzycki zdążył jeszcze:
- Zawalić krycie przy golu dla Spartaka Trnawa w pierwszej odsłonie dwumeczu el. Ligi Konferencji,
- Spokurować w tym samym spotkaniu rzut karny, który został odwołany przez VAR tylko dlatego, że na wcześniejszym etapie akcji był faul,
- Spóźnić się za Michalem Durisem, który w rewanżu między Wisłą i Spartakiem strzelił gola podczas dogrywki,
- Zmarnować rzut karny podczas konkursu jedenastek w rywalizacji ze Spartakiem (drugi już wykorzystał),
- Wylecieć z murawy za dwie żółte kartki w meczu z Arką Gdynia, drugą z nich otrzymując za faul na rywalu, który był ustawiony 40 metrów od bramki Wisły, tyłem do niej. Osłabiona Wisła straciła potem prowadzenie i zremisowała mecz.
Właściwie tylko w meczu z Ruchem Chorzów defensor Wisły niczego nie zawalił, choć i w tym spotkaniu zdążył zapisać się w protokole otrzymaną kartką. Na szczęście dla niego, kolegów z zespołu i kibiców - tylko żółtą.
Obrona wymaga wzmocnień
Chociaż Wisła w ostatnich dniach naprawdę mogła się podobać i rozegrała trzy solidne spotkania, akurat w środku defensywy ma tykającą bombę. Do zdrowia wraca powoli Igor Łasicki i być może to on sprawi, że prezentujący się fatalnie Biedrzycki usiądzie na ławce rezerwowych. Na taki scenariusz trzeba patrzeć jednak z przymrużenia oka, bo Łasicki, nawet gdy był zdrowy i dostawał swoje szanse, też nie prezentował się najlepiej.
Wisła ma zatem problem. Zespół buduje się przecież od obrony, a tymczasem akurat w tej strefie boiska “Biała Gwiazda” wygląda szczególnie źle. Jeśli ludzie odpowiadający przy Reymonta za kwestie personalne zdają sobie z tego sprawę, a na pewno zdają, być może pomyślą jeszcze o transferze bardziej jakościowego stopera. W ostatnich dniach sporo mówiło i pisało się o możliwym powrocie Marcelo. Brazylijczyk dawno temu to właśnie w koszulce Wisły wypłynął na szerokie wody. Potem grał dla wielu znanych klubów, a teraz pozostaje bezrobotny. Prezes Wisły, Jarosław Królewski, wykluczył jednak taki ruch:
- Nie udało się go namówić do powrotu - chce teraz spędzać z rodziną więcej czasu, której obiecał nieco oddechu - przekazał.
Nawet jeśli nie Marcelo, to oby ktoś inny. Żadna inna pozycja w ekipie “Białej Gwiazdy” tak bardzo nie wymaga dziś wzmocnień, choć kolorowo nie wygląda to też na bokach defensywy. Z klubu odeszli David Junca, Jakub Krzyżanowski i mogący grać w tej strefie Eneko Satrustegui, problemy zdrowotne mają Dawid Szot oraz Giannis Kiakos, co sprawia obecnie, że do dyspozycji trenera są jedynie Rafał Mikulec i Bartosz Jaroch. Żadnych alternatyw. A na domiar złego wspomniana dwójka też jest daleko od optymalnej formy.