Piłkarz, który wyznacza standardy. Na swojej pozycji nr 1 na świecie. "Jest nie do zastąpienia"
Kto jest najważniejszym piłkarzem Manchesteru City? Erling Haaland zapewnia bramki, Ruben Dias daje pewność formacji obronnej. Bez nich jednak zespół, może trochę gorzej, ale jakoś by sobie poradził. Całą grę drużyny scala jednak Rodri. To jedyny zawodnik nie do zastąpienia.
Roboty takich graczy raczej się nie dostrzega. Chyba, że dołożą coś spektakularnego z przodu. Dokładnie to zrobił Rodri w finale Ligi Mistrzów. Podczas studiów za to dostrzegali go wszyscy. Był akademickim celebrytą. Mieszkał jak zwykły student, podgrzewał kupne jedzenie w garnku, a grał w La Liga.
Koszulka w spodenki
Bardzo łatwo jest go zlokalizować na boisku. Jedni mają dredy, inni charakterystyczne ruchy, specyficzny bieg, kolorowe buty. To cenna wskazówka dla komentatorów na stadionie. Rodri wyróżnia się tym, że gra z koszulką wciągniętą w spodenki. Przypomina z nostalgią wszystkim amatorskim kopaczom, jak to w juniorach sędziowie restrykcyjnie przestrzegali, by młody zawodnik wciągnął koszulkę w spodenki przed meczem. Bo bez tego nie gramy! Gdy widzisz jakiś spektakularny odbiór piłki kogoś w błękitnej koszulce, to najczęściej jest to właśnie ten, który ma ją schowaną do środka. To moda "na Rodriego".
Rodri umywa się do takiego Joao Palhinhi, Moisesa Caicedo czy nawet Idrissy Gueye, jeśli weźmiemy pod uwagę całościową liczbę prób odbiorów albo i taką liczbę na 90 rozegranych minut w sezonie 2022/23. W tej drugiej statystyce według “Whoscored” nie ma go nawet w TOP50. Jest to jednak ściśle związane z taktyką City i posiadaniem piłki na poziomie ponad 65%. Hiszpan więc rozgrywał, łączył ze sobą formacje, transportował piłkę wyżej, często robiąc to jednym podaniem. Tylko Lewis Dunk z Brighton wyprzedził go w liczbie podań (o 236), ale rozegrał o 310 minut więcej. W statystyce podań na 90 minut Hiszpan już Dunka pokonał (92,5 do 89,5; ale przegrał z kolei z Diasem - 93,7). John Stones nazywa go zawodnikiem z 360-stopniową wizją. Takim z oczami dookoła głowy. Mówi, że miał to też David Silva, a on wciąż się uczy i tego zazdrości. U Rodriego jedno "magic touch" robi robotę i akcja idzie do przodu. Trudno mu piłkę zabrać. Kiedy zaczynał, było zdecydowanie łatwiej go "ugryźć". Grał wolniej, zwlekał, robił błędy, nie potrafił wejść w rolę Fernandinho. Sam się do tego przyznał:
- Jeśli chodzi o zrozumienie, czego potrzebuje zespół, to pamiętam, że jedną z rzeczy, które kiedyś robiłem, było częste doskakiwanie do rywali. Jako defensywny pomocnik, dużo skakałem - idę impulsywnie tutaj, pach, pach, pach, a potem całkowicie zapominam o tym, co jest za mną. Druga drużyna robi pam, pam, pam i musimy przebiec 70 metrów. Tak więc zrozumienie tego rodzaju rzeczy - jaka jest właściwie twoja rola i czego wymaga od ciebie zespół, jest ważne. Nabywasz to po prostu dzięki graniu i łapaniu doświadczenia - mówił w "The Athletic" przyznając, że jego pierwszy sezon nie był najlepszy, bo potrzebował zrozumieć swoją rolę.
Student
Gdy udzielał wywiadu redakcji "Marca" w 2017 roku, podczas ME U-21 w Polsce, to dziennikarze zauważyli, że pod pachą trzyma książki. Nie był wtedy pierwszym wyborem trenera Alberta Celadesa. Saul Niguez pakował hat-tricka Italii i grał w środku pola, ale z Danim Ceballosem i Marcosem Llorente. Rodri przesiedział na ławce półfinał i finał. Na turnieju w naszym kraju zgłębiał naukę, ponieważ studiował. Nigdy nie zaniedbywał edukacji. Dbał o to szczególnie jego tata. Wysyłał syna na wymiany uczniowskie do Stanów Zjednoczonych i Irlandii. Po to, by nauczył się języka angielskiego. Operuje nim dziś biegle i nie miał żadnych problemów z aklimatyzacją w szatni. Rodri nie był typem dzieciaka, który rzuca podręcznikami o ścianę i buntuje się, że są mu niepotrzebne, bo i tak zostanie piłkarzem. Tak naprawdę to rodzicom bardziej zależało na jego wykształceniu niż na piłkarskiej karierze.
- Nie mogę teraz powiedzieć, co będę robić w przyszłości, ale studiuję zarządzanie i administrację biznesową. Rozpoczęcie studiów i ukończenie ich potem jest wyzwaniem. Jestem pewien, że pomoże mi to w przyszłości tak czy inaczej. Gdy skończę karierę, to chciałbym pozostać w świecie sportu, ale jeśli tak nie będzie, to nic się nie stanie - mówił w 2020 roku, już jako piłkarz City.
Był w trakcie robienia dyplomu na Universidad de Castellon we wschodniej Hiszpanii. Poniekąd ucieszył się z pandemii, bo mógł zaliczać egzaminy online. Ukończył całość w 2021 roku i uzyskał dyplom z zarządzania biznesem.
Studiując jeszcze w Hiszpanii, Rodri bardzo cieszył się z tego, że jego świata nie wypełnia tylko piłka nożna. Miał odskocznię. Codziennie rano trening, a popołudniami zajęcia. Po skończonej sesji treningowej wsiadał w auto i jechał na uniwerek. Sam mówi, że pomagało mu to zdejmować presję związaną z futbolem na najwyższym poziomie. Zapominał o nim. Stawał się normalnym, zwykłym studentem. Oczywiście nie musiał codziennie tam uczęszczać, ale to tak zorganizowany i konsekwentny człowiek, że nie odpuszcza.
- Jeszcze tylko takie malutkie wypracowanie muszę oddać, naprawdę drobnostka, ale wszystkie przedmioty i duży esej mam za sobą. To była ciężka praca, ale końcówka jest jakże miła - radował się, kończąc studia i wypowiadając dla oficjalnej strony Manchesteru City.
Akademik
Uczelnia, na której studiował, jest jakieś 12-15 minut jazdy autem od stadionu Villarreal. Rodri dojeżdżał na treningi używanym Oplem Corsą, kupionym od instruktorki szkoły jazdy. Uznawał, że to auto nie do lansu, tylko do tego, by się dostać z punktu do punktu. Ciekawe jest też to, że będąc już piłkarzem grającym w pierwszym składzie, czyli przeciwko gwiazdom z Barcelony czy Realu, nadal mieszkał w akademiku.
- Ludzie byli zszokowani, gdy zobaczyli Rodriego, który grał w najwyższej lidze, ale nadal mieszkał w studenckim mieszkanku - mówił jego kumpel z akademika.
Grał przeciwko Griezmannowi, Saulowi, Godinowi, Messiemu, Suarezowi, Pique, Ronaldo, Kroosowi czy Modriciowi, a potem jak gdyby nigdy nic jechał do akademika, żeby pykać tam w ukochanego przez siebie tenisa stołowego i chodzić na ploteczki na inne piętro. Po latach czasy studenckiego mieszkania w tamtym miejscu ocenił jako najlepsze w życiu. Tam zresztą poznał swoją partnerkę życiową, Laurę. Studiowała medycynę, konkretnie chirurgię. Początkowo się trochę ukrywali, bo to bardzo nieśmiała i skryta dziewczyna. Nie chciała, żeby cały akademik trąbił o jej związku z piłkarzem. Ale Rodri udowodnił jej, że nie jest gwiazdorem nastawionym na kasę. Tworzą parę do dzisiaj. Po finale Ligi Mistrzów razem nie mogli uwierzyć w to, co właśnie się stało. Czule się ściskali i obejmowali. Dumnie założył jej złoty medal na szyję. Rozmawiając później z mediami, nie miał go na sobie.
- Dla mnie był to najlepszy okres w życiu. Spędzanie czasu z młodymi ludźmi takimi samymi jak ty. Studiowanie, wspólne wypady. To był naprawdę dobry... nie dobry, a świetny czas.
Brak sociali
Zawodnicy skracają do siebie dystans w social mediach. Mają oficjalne konta, czasami prowadzone przez siebie, czasami bardziej oficjalne, tworzone przez agencje PR-owe. Przez to dochodziło do wpadek, jak choćby w przypadku Victora Anichebe, który przekleił wiadomość od agencji: "Możesz zatweetować na przykład coś w rodzaju: niewiarygodne wsparcie wczoraj i niesamowity wysiłek chłopaków. To dla nas zły wynik! Ale jeszcze wrócimy!" Nigeryjczyk przekleił całość, włącznie z częścią: możesz zatweetować... Rodri nie ma Facebooka, Instagrama, Twittera. W ogóle nie zajmuje sobie tym głowy. Coś mu tam pewnie świta, że fanowski profil na Facebooku ma ponad 200 tysięcy obserwujących, ale niech sobie tam ktoś go prowadzi. On nie ma takiej potrzeby.
Defensywny pomocnik tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo jest szanowany i uwielbiany. Nie chce mu się bawić w budowanie wizerunku, w ogóle go to nie kręci. To, że nie ma social mediów nie oznacza, że nie umie włączyć Youtube’a. Po bramce z Interem katował go non stop. Oglądał, oglądał i oglądał:
- Czy oglądałem? Szczerze? Oglądałem gola 5000 razy. We wszystkich językach: hiszpańskim, angielskim, niemieckim, włoskim... Myślę, że to coś wyjątkowego, to część futbolu, by cieszyć się takimi chwilami, zwłaszcza, że jako defensywny pomocnik nie czujesz, że to ty zadecydujesz o wygranej.
Przyznał też, że występ w finale był poniżej jego możliwości. Nie czuł się zadowolony, bo grał kiepsko. Powiedział nawet, że dostał ochrzan od Guardioli za zbytnią bierność i brak odwagi. Ale potem dostał swój moment. Przełamał impas. Na zawsze pozostanie tym, który dał City Ligę Mistrzów. W szatni i na stadionie modna stała się przyśpiewka: “Rodri's on fire”. O Hiszpanie mówi się jako wyznaczającym standardy nowoczesnym defensywnym pomocniku. Dlaczego?
Po double-double?
W sezonie 2023/24 ma już dwie bramki i dwie asysty we wszystkich rozgrywkach, a przecież kalendarz nie wskazuje jeszcze września. Wprawdzie schrzanił karnego w meczu o Tarczę Wspólnoty, ale potem już brylował. Na inaugurację Premier League z Burnley w czwartej minucie miał na koncie asystę po wypracowanym schemacie, gdy zamyka dośrodkowanie na dalszym słupku. Strzelił oczywiście Haaland. Rodrigo przypieczętował jeszcze ten występ bramką na 3:0. Nie ma Kevina De Bruyne, ale to nie przeszkadza, by Hiszpan posyłał asysty w jego stylu. Dokładnie taką wrzutką obsłużył Cole’a Palmera w meczu o Superpuchar Europy. To trafienie uratowało trofeum, bo trudno było sforsować defensywę Sevilli. Z Newcastle zagrał słabiej, jak na swoje możliwości. Nie oddał żadnego strzału i miał tylko jeden kontakt z piłką w polu karnym rywala. Popełnił ogromny błąd, bo podał do rywala na swojej połowie. Skórę uratował mu doskonałą interwencją Josko Gvardiol. I tak oczywiście wygrał najwięcej pojedynków, najczęściej miał piłkę przy nodze.
Mecz z Sheffield United to już typowy nowy-Rodri. Oddał aż pięć strzałów na bramkę (dwa celne), przesądził o wygranej, gdy już wydawało się, że City straci punkty. Przysadził lewą nogą, bo… znalazł się w polu karnym przez to, że gra trochę inaczej. Mógł mieć tego dnia dwa gole, gdyż piłka raz minimalnie minęła słupek. Ponadto pięć razy dotknął piłkę w polu karnym Sheffield (trzy to strzały). Gdy City mierzy się z drużyną bardziej defensywną, to Rodri więcej angażuje się w atak. Dwie bramki i dwie asysty, jak na defensywnego pomocnika, to na razie świetny wynik. Gracze Fantasy Premier League to zauważyli i zaczęli go kupować do składu w oczekiwaniu na punkty. To bardzo tani zawodnik, a ma więcej okazji niż niejeden droższy z klubów, które nie mają tylu okazji. Pójdzie po double-double?
Oprócz balansu z tyłu, zaczyna też mieć coraz więcej do gadania z przodu. Chelsea miała bardzo respektowanego na świecie N'Golo Kante, jak na tę pozycję. Manchester City ma równie szanowanego Rodrigo, który zaczyna być odniesieniem dla innych.