Zaskakujący powrót Solskjaera. Zaszył się w głuszy, słuch o nim zaginął. Teraz wziął gorący fotel
Koniec długich miesięcy bez Ole Gunnara Solskjaera w zawodowym futbolu. Norweg wszedł do profesjonalnej trenerki z odpowiednim warsztatem, z dużym kredytem zaufania, ale szybko pogubił się w swojej pracy w Manchesterze. Przerwa miała mu dać nowe siły do następnych wyzwań. Teraz do roboty wezwał go Besiktas.
Manchester opuszczał ze łzami w oczach. Ale bynajmniej nie był zaskoczony. Nikt się za nim nie wstawił, większość miała dość stylu, braku wyników, ogólnego imposybilizmu. Kibice United żyją tym stanem ducha drugą dekadę po tym, jak na emeryturę udał się Sir Alex Ferguson.
Solskjaer został zwolniony w listopadzie 2021 roku, sześć miesięcy po pechowej porażce w finale Ligi Europy. Początek nowego sezonu Premier League też nie wyglądał obiecująco, a cierpliwość zarządu dobiegła końca. Odszedł bez żalu, usunął się w cień. Nie podejmował żadnej pracy, długo odmawiał wywiadów.
Nie lubi “zetek”
Przerwał milczenie w 2023 roku, gdy zgodził się na rozmowę z The Athletic. Przypomniał w niej, że spodziewał się wyrzucenia na bruk. W ostatnim meczu przeciwko Watfordowi do przerwy “Czerwone Diabły” przegrywały 0:2, więc w szatni powiedział piłkarzom, że dla niego to już prawdopodobnie koniec. W rezultacie gracze wywiesili białą flagę, przegrali 1:4. Następnego ranka obawy Norwega się potwierdziły. Został bez pracy.
Solskjaer poprosił wówczas Manchester United o możliwość nagrania i opublikowania pożegnalnego wideo.
- Nie chciałem rozstawać się z kibicami bez żadnego “do widzenia”. Traktowali mnie bardzo dobrze. Jak rodzinę - przyznał.
Film rzeczywiście był wzruszający. Solskjaer płakał, gdy opowiadał o swoich asystentach i życzył powodzenia Michaelowi Carrickowi, mianowanemu właśnie na tymczasowego menedżera ekipy z Old Trafford. Kilka tygodni później miał wysłać byłym współpracownikom prezenty świąteczne. Niektórym również łzy cisnęły się do oczu. Futbol jednak to nie tylko gra. To przede wszystkim bezwzględny biznes. A w biznesie nie ma miejsca na sentymenty.
W kolejnych wywiadach był już znacznie ostrzejszy. Kwestionował m.in. młodych piłkarzy, zarzucał “generacji Z” United brak ambicji i uciekanie od odpowiedzialności. Twierdził, że dwudziestoparolatkowie bali się rozmawiać z mediami przed meczem, ale też odmawiali przyjęcia opaski kapitańskiej.
- Kompletnie nie potrafili radzić sobie z krytyką. Widziałem przerażenie na ich twarzach - relacjonował OGS, który jako piłkarz nierzadko był kluczowy dla “Czerwonych Diabłów”.
Dzięki decydującym bramkom zdobywanym po wejściu jako rezerwowy zyskał przydomek “Morderca o twarzy dziecka”. Były menedżer przyznał również, że patrząc wstecz, żałował decyzji o ponownym zakontraktowaniu Cristiano Ronaldo.
- To był błąd. Przez niego drużyna nie wywierała presji na rywali, tak jak powinna. Jakościowo zespół bardzo ucierpiał - twierdził Solskjaer.
Przez trzy lata pozostawał bezrobotny, ale to nie znaczy, że nie otrzymywał żadnych ofert. Podobno nie mógł się od nich opędzić. Magia nazwiska i osiągnięcia nadal znaczyły wiele. Przynajmniej dla średnich piłkarskich marek w Europie. Miał też szansę na karierę telewizyjną. Zainteresowany był publiczny nadawca, czyli BBC, ale też prywatne jak Sky Sports. Norweg nie był jednak chętny.
Ładowanie baterii
Po pierwsze Ole chciał spędzać więcej czasu z rodziną. Po drugie, czerpał wiele przyjemności z wolnego czasu. Nauczył się żeglować, oglądał też dużo piłki w telewizji. Na wszelki wypadek, gdyby zechciał wrócić do zawodu. Jednocześnie nie przestawał trenować młodzieży. Cztery razy w tygodniu pracował z akademiami piłkarskimi w rodzinnym mieście Kristiansund, a nawet jeździł z nimi na zawody do stolicy Norwegii, Oslo.
Tęsknił jednak za profesjonalną odsłoną futbolu. Dostał pracę jako obserwator techniczny UEFA, o czym mówił dwa lata temu.
- Moją rolą w europejskiej centrali jest obserwowanie spotkań pod kątem taktycznym. Wynajdywanie nowych trendów. Spoglądałem na zespoły z innej perspektywy: sprawdzałem, jak starają się obnażyć swoje słabości. Doświadczenie przyda mi się w dalszej trenerskiej karierze - mówił.
Wiedział, że wróci. To była jedynie kwestia czasu.
- Ciągle na moją skrzynkę wpływają lukratywne oferty. Ostatnio otrzymałem dwie z Arabii Saudyjskiej - powiedział jesienią 2023 roku.
Od tamtego czasu potencjalnych pracodawców musiało tylko przybywać. Dokumenty przeglądał jego najlepszy przyjaciel i agent na pół etatu, Jim Solbakken. To on miał uspokajać Solskjaera i radzić mu, by czekał na lepsze szanse. Trener nie ukrywał, że najchętniej wróciłby do Premier League.
- Nie jestem jednak przywiązany do Anglii. Być może potrzebuję innego wyzwania, które będzie wiązało się z poznaniem nowej kultury i języka - rozmyślał Solskjaer.
Jest bardzo idealistycznym człowiekiem. W pracy nie chodzi mu jedynie o pieniądze. Gdyby tak było, z pewnością dziś miałby na koncie trzy sezony w Arabii czy Katarze. Mówi, że ważne jest DNA i tożsamość klubu.
- Projekt jest istotny, ale nie najistotniejszy. Ja chciałbym stworzyć kulturę, w której pracownicy lubią swoją robotę. Wspólne budowanie klubu, to moje credo - zdradził norweski szkoleniowiec.
Wygląda na to, że wreszcie znalazł swoją bezpieczną przystań.
Gorący fotel
Besiktas od dawna chciał zatrudnić Solskjaera. Na przykład w grudniu 2023 roku turecki dziennikarz Yagiz Sabuncoglu poinformował, że stambulski klub zaproponował byłemu menedżerowi United kontrakt na pół roku. Negocjacje nie przyniosły jednak rezultatu i rozmowy ucichły. Ciąg dalszy miał miejsce latem 2024 roku. Rob Dawson z ESPN zapewniał, że Ole jest o krok od przeprowadzki nad Bosfor. Znów wszystko wysypało się na ostatniej prostej. Za trzecim razem dopięto wszelkie szczegóły. Półtoraroczny kontrakt z zarobkami bliskimi oscylującymi w granicach czterech milionów euro.
- Wspaniale jest tu być i widzieć tak wielu ludzi, którym zależy na tym niesamowitym klubie - powiedział Solskjaer w pierwszym wywiadzie. - Miałem wspaniałe spotkanie z zarządem. Nie mogę się doczekać rozpoczęcia pracy. Stambuł jest pięknym miastem - dodawał.
Solskjaer porównał projekt Besiktasu do zmagających się z problemami United, argumentując, że obie drużyny muszą nadrobić zaległości w sportowej formie, jakie zanotowały w ostatnich latach. I to prawda. Turcy zmagają się z kolejnym kryzysem. Zajmują dopiero szóste miejsce w lidze, a ich dotychczasowe występy w Lidze Europy przez dłuższy czas też nie napawały optymizmem. Aż do przyjścia Solskjera, który w środowym debiucie poprowadził zespół do imponującego zwycięstwa nad Athletikiem Bilbao (4:1), dzięki czemu "Czarne Orły" awansowały na 24. lokatę i zwiększyły swoje szanse na awans do fazy pucharowej rozgrywek. O tym, czy cel ten uda się osiągnąć, zadecyduje ostatni mecz z Twente.
Przyjście Solskjaera do Turcji dodaje zresztą jeszcze jednego smaczku. Trenerem Fenerbahce pozostaje przecież Jose Mourinho, który stracił pracę w Manchesterze właśnie na rzecz swojego młodszego kolegi. Mourinho od początku przybycia do kraju białego półksiężyca narzeka na “toksyczne środowisko”. Czy Solskjaer podzieli jego opinię? Na ich bezpośrednią rywalizację przyjdzie kibicom czekać aż do 4 maja.