"Grozili, że mnie zabiją". Grecki kibic odpowiedział Pawłowi Raczkowskiemu, przedstawił swoją wersję wydarzeń
Paweł Raczkowski w niedzielę miał sędziować mecz ligi greckiej między AEK-iem Ateny oraz Arisem Saloniki. Dzień przed spotkaniem doszło jednak do awantury z udziałem arbitra i dwóch greckich kibiców. Jeden z fanów opowiedział mediom swoją wersję wydarzeń.
Polskiemu sędziemu zarzucono w greckich mediach, że był pod wpływem alkoholu i zaatakował kibiców. Według Raczkowskiego było zupełnie odwrotnie. Sam arbiter zgłosił sprawę na policję i został przebadany alkomatem. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.
Raczkowski dokładnie opowiedział o tym, jak cała sprawa wyglądała z jego perspektywy (więcej TUTAJ). Teraz swoją wersję wydarzeń postanowił przedstawić jeden z greckich kibiców. Rozmawiał on z radiem "Libero FM107,4".
- Lecieliśmy tym samym lotem w klasie biznes. Zrozumiałem, że to oni mają sędziować mecz AEK — Aris, bo rozmawiali o ostatnim spotkaniu, który gwizdali w Polsce, czyli Lech Poznań — Pogoń Szczecin i śmiali się z tego, co zrobili i za co dostali karę. Mieszkam w Polsce i mówię w tym języku. Rozmawialiśmy ze sobą po grecku, a oni najwyraźniej wierzyli, że nikt nie rozumie polskiego - twierdzi jeden z uczestników zdarzenia.
- Byli bardzo wyluzowani, pili gin, wódkę i wino, co potwierdził nam steward, kiedy wysiadaliśmy. Podczas lotu początkowo rozmawiali o meczu polskiej ligi. Potem zaczęli rozmawiać o greckiej piłce. Między innymi o prezesie greckiej drużyny, z którym mają, jak mówili, bardzo dobre relacje. Słyszeliśmy jego nazwisko, ale nie wiem, czy mogę je wypowiedzieć - powiedział.
- Kiedy samolot wylądował i mieliśmy już wychodzić, upomnieliśmy sędziów po polsku. Mówiliśmy, że powinni uważać na to, co mówią, bo za dużo wypili i powiedzieli wiele rzeczy, których nie powinni wygłaszać tak głośno - dodał.
- Tylko tyle. Słysząc to, zaczęli nas atakować. Zaraz po zejściu na ląd czekali na nas na lotnisku i aż do odbioru bagażu szli za nami, bardzo ostro wyzywając. Rzucili się na nas, zaczęli nas wyzywać, chcieliśmy tego uniknąć, szli za nami, pluli na mnie, grozili, że mnie zabiją - opowiadał.
- Na początku nie chciałem reagować, ale zaczął mi bardzo głośno grozić śmiercią mi i rodzinie. Po tym, jak na mnie splunął, złapałem go za kurtkę, zaciągnąłem do ochrony i poprosiłem, żeby wezwali policję - zakończył.