Ogromny kryzys gwiazdy FC Barcelony. Szkolne błędy, kuriozalne wpadki. "Najgorszy okres w karierze"

Ogromny kryzys gwiazdy Barcelony. Szkolne błędy, kuriozalne wpadki. "Najgorszy okres w karierze"
pressinphoto / pressfocus
Miał być filarem Barcelony i nowym wcieleniem Carlesa Puyola. W ostatnich tygodniach stał się jedną z twarzy gigantycznego kryzysu całej drużyny. Ronald Araujo bez cienia wątpliwości notuje najgorszy okres w karierze.
FC Barcelona jako całość przypomina projekt w stanie kompletnego rozkładu. Z perspektywy “Blaugrany” ostatni finał Superpucharu Hiszpanii był koszmarem, na który zanosiło się od kilku tygodni. Real Madryt zagrał swoje, podopieczni Xaviego swoje, a efekt widniał na tablicy wyników. 4:1 dla "Królewskich". Lista winowajców bolesnej porażki nie ogranicza się oczywiście do paru nazwisk. Trener zdaje się nie mieć odpowiedniego pomysłu na zespół, sztab medyczny nie do końca potrafi zadbać o stan zdrowia ważnych piłkarzy, a sami zawodnicy po prostu cieniują. W tak trudnym momencie należy jednak oczekiwać, że nominalni liderzy pokroju Ronalda Araujo wezmą sprawy w swoje ręce i dadzą przykład innym. Tymczasem środkowy obrońca równa w dół, zmierzając wraz z całą ekipą w kierunku piłkarskiej mielizny.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niedzielne El Clasico było jednocześnie uwypukleniem wszystkich słabości Barcelony, ale też dopełnieniem fatalnego okresu reprezentanta Urugwaju. Już w poprzednich meczach prezentował on niski poziom, do którego nie przyzwyczaił podczas pierwszych sezonów na Camp Nou. Przeciwko Realowi przeszedł samego siebie i rozegrał prawdopodobnie najgorsze spotkanie w karierze. Teoretycznie miał odpowiadać za krycie Viniciusa Juniora, ale pozwolił mu na skompletowanie hat-tricka w ciągu zaledwie 38 minut. Przy drugim golu nie dogonił Brazylijczyka, a przy trzecim sprokurował rzut karny, faulując madrycką “siódemkę”. Swój tragiczny występ podsumował czerwoną kartką po ewidentnym przekroczeniu przepisów. Do Barcelony wrócił, będąc rozsmarowanym na przysłowiowej tarczy.

Pieśń o Ronaldzie

Zapaść Araujo może być zaskakująca, ponieważ początek sezonu zupełnie nie zwiastował nagłego kryzysu. Po pierwszej kolejce ligowej stoper doznał drobnego urazu, jednak po powrocie do gry prezentował naprawdę solidny poziom. Imponował pewnością siebie, umiejętnościami gry 1 na 1 i poprawą w aspekcie rozgrywania piłki. W pierwszym ligowym El Clasico niemal całkowicie wyłączył z gry Viniciusa. Z Realem Sociedad uratował zwycięstwo po golu w ostatniej akcji. Świetnie zaprezentował się też na Estadio do Dragao, kiedy “Barca” w bólach pokonała FC Porto 1:0. Gospodarze próbowali przez cały mecz stwarzać zagrożenie, ale Urugwajczyk niewzruszenie odpierał ich ataki. W nagrodę wyprowadził zespół jako kapitan w rewanżowym starciu ze “Smokami”.
Interwencja Ronalda Araujo w meczu Barcelona - Porto
Daniel Castro / pressfocus
- Jestem bardzo szczęśliwy i wdzięczny za to, w jakim miejscu jestem teraz. Jest to oczywiście poparte wielką pracą. Bycie kapitanem Barcelony to wielkie wyróżnienie i ogromny powód do dumy. Tak, czuję się liderem tego zespołu, mam to we krwi i staram się pozytywnie wpływać na kolegów z drużyny, motywować, zachęcać do jeszcze większej pracy. Myślę, że dobrze to wychodzi - powiedział Araujo na antenie Eleven Sports przed grudniowym starciem z Atletico Madryt.
Swój poziom potwierdzał także na arenie reprezentacyjnej. Podczas ostatniego zgrupowania pomógł Urugwajowi w odniesieniu zwycięstw nad Argentyną i Boliwią. Zwłaszcza mecz przeciwko mistrzom świata był prawdziwym popisem jego umiejętności. Nie przestraszył się ofensywnego duetu Leo Messi - Julian Alvarez, a co więcej sam trafił do siatki. W ramach ciekawostki można dodać, że był to pierwszy gol stracony przez mistrzów świata od finału katarskiego mundialu. Emiliano Martinez wyśrubował serię ośmiu spotkań z czystym kontem, która wreszcie dobiegła końca.

Ziarno prawdy

Zauważalna zniżka formy zbiegła się w czasie z głośnymi doniesieniami na temat przyszłości Araujo. Na przełomie listopada i grudnia Florian Plettenberg ze stacji Sky Sports informował, że transfer tego piłkarza jest priorytetem Bayernu Monachium. “Die Roten” mieli już nawet rozpocząć aktywne działania w celu przekonania Urugwajczyka do zmiany barw. Sugerowano, że Thomas Tuchel osobiście skontaktował się z nim, aby dokładnie przedstawić kulisy bawarskiego projektu.
- Chcę ciebie i tylko ciebie - według Plettenberga takie słowa usłyszał Araujo w rozmowie telefonicznej z Tuchelem.
Ronald Araujo w meczu Barcelona - Porto
Sergio Ruiz / pressfocus
Sam zainteresowany naturalnie nie wyraził publicznie chęci przeprowadzenia się do Monachium. Taka deklaracja z pewnością zostałaby uznana w Katalonii za poważną zdradę, mając na uwadze wcześniejsze słowa o dumie wynikającej z noszenia opaski kapitana. W takich okolicznościach raczej trzeba było wygasić emocje, sugerując, że media żyją alternatywną rzeczywistością.
- W trakcie każdego okienka transferowego pojawiają się różne historie na mój temat. Zeszłego lata mówiono choćby o Manchesterze United. Ale ja skupiam się tylko na Barcelonie. Staram się dawać z siebie wszystko dla tego klubu. Noszenie opaski kapitana to zaszczyt i wielka odpowiedzialność - zaznaczył Urugwajczyk cytowany przez Fabrizio Romano.
Problem polega na tym, że transferowe doniesienia raczej na pewno wpłynęły na postawę 24-latka. Od czasu pierwszej plotki o Bayernie wygląda on, jakby myślami był już zupełnie gdzie indziej. Nie w mieście Gaudiego, ale właśnie bliżej Saebener Strasse. Kiedyś popełniał po parę błędów w trakcie miesiąca, a teraz zdarzają się mecze, w których doprowadza do utraty kilku bramek. Pierwszy fatalny występ nastąpił 10 grudnia, kiedy Barcelona przegrała 2:4 z Gironą. Przy pierwszym golu Araujo nie doskoczył w porę do Wiktora Cyhankowa, a jednocześnie odpuścił krycie Artema Dowbyka, który otworzył wynik (akcja na poniższym filmiku od 0:15). Przy drugim trafieniu teoretycznie niczego nie zawalił, chociaż jego zachowanie było niewytłumaczalnie. Miguel Gutierrez swobodnie biegł z piłką przez kilka dobrych sekund, a w tym czasie stoper cofał się, jakby w ogóle nie chciał uczestniczyć w tej akcji. Nie próbował stanąć na linii strzału, a jednocześnie nie był blisko innego gracza Girony (akcja od 1:22). Z kolei w drugiej połowie przegrał pojedynek główkowy z Christianem Stuanim, co doprowadziło do bramki Valery'ego (akcja od 1:48). Tragikomedia.
Warto podkreślić, że nawet we wspomnianym starciu z Gironą słabo zaprezentowali się również Jules Kounde i Andreas Christensen. To jednak od Araujo oczekuje się wcielenia w rolę przywódcy linii defensywy. W poprzednim sezonie był on ostatnią instancją i niejednokrotnie kołem ratunkowym, które trzymało Barcelonę na powierzchni. Teraz raczej przypomina zapalnik, który w każdej chwili może spowodować szkody pod własną bramką. Wystarczy spojrzeć na błąd popełniony z Almerią, kiedy podarował gola Edgarowi Gonzalezowi.
Mizerne występy mnożą się w zastraszającym tempie. Nawet przeciwko czwartoligowemu UD Barbastro Araujo nie był gwarancją spokoju i solidności. W meczu 1/16 finału Copa del Rey zanotował 11 strat, popełnił dwa faule, wygrał połowę pojedynków w defensywie, a na osiem prób przerzutów tylko dwa były celne. Apogeum kryzysu nastąpiło podczas Superpucharu w Arabii Saudyjskiej. Przy czym największym problemem wcale nie musiała być fatalna postawa w El Clasico. Można zrozumieć przegranie rywalizacji z Viniciusem, czyli jednym z najlepszych skrzydłowych świata. Ale nawet w półfinale rozgrywek Araujo pozwalał się ogrywać. Viralem stała się akcja, w której został wkręcony niczym Jerome Boateng w pamiętnym pojedynku z Leo Messim. Tylko, że pogromcą nie był wielokrotny zdobywca Złotej Piłki, a skromny Ante Budimir, napastnik, którego raczej nie kojarzymy z nadmiernej finezji.

Reklama dźwignią handlu

Ani Araujo, ani nikt z barcelońskiego obozu nigdy nie potwierdzi, że regres sportowy zbiegł się w czasie z rozterkami na temat klubowej przyszłości. Trudno jednak wierzyć w przypadki, kiedy z dnia na dzień bardzo dobry obrońca zaczyna seryjnie popełniać koszmarne pomyłki. Może saga transferowa szybko dobiegnie końca i piłkarz zostanie w Barcelonie, ale zapewne perspektywa gry w Bayernie przynajmniej przeszła mu przez myśl. Ta kiełkująca idea może być główną przyczyną spadku jakości i koncentracji, który obserwujemy w każdym z ostatnich spotkań “Dumy Katalonii”.
- Deco został poinformowany, że Bayern Monachium już w styczniu byłby gotów zapłacić za Ronalda Araujo 100 mln euro. Dyrekcja sportowa nie opowiada się za sprzedażą zawodnika, ale osoby odpowiadające za klubowe finanse widzą w tym okazję na zarobek - informował niedawno Sique Rodriguez ze stacji Cadena SER.
Ronald Araujo z poprzedniego sezonu zasługiwał na status nietykalnego. Praktycznie żadne pieniądze nie wynagrodziłyby straty bezdyskusyjnego szefa defensywy. Ale już 100 mln euro za Urugwajczyka z tego sezonu to temat na zupełnie inną rozmowę. “Barca” nie znajduje się bowiem w sytuacji, w której mogłaby od niechcenia rezygnować z możliwości zasypania przynajmniej fragmentu dziury czy wręcz kanionu w budżecie. Jeśli Bayern czy inny topowy klub byłby gotów wyłożyć na stół dziewięciocyfrową kwotę, włodarze musieliby uważnie przestudiować za i przeciw. A z każdym nieudanym występem obrońcy rosłaby liczba argumentów po stronie plusów ewentualnej sprzedaży.
Rozmowy o transferze najpewniej zostaną wstrzymane do momentu otwarcia letniego okienka. Teraz Bayern tymczasowo załatał lukę, sprowadzając Erica Diera, a pozostałe zespoły raczej nie planują rozbijania banku na nowego defensora. Pytanie brzmi, ile będzie wynosić wartość rynkowa Araujo po zakończeniu tego sezonu. Teraz w hiszpańskich mediach padają gigantyczne kwoty, aczkolwiek wynikają one bardziej z renomy niż z aktualnego poziomu. Obrońca musi wrócić do optymalnej dyspozycji, aby polepszyć własne notowania na rynku, a przy tym pomóc drużynie, której zadeklarował miłość i oddanie. Romantyzm we współczesnym futbolu oczywiście jest oczywiście tylko mrzonką, zatem nikogo nie powinno zdziwić, jeśli za kilka miesięcy trzeci kapitan “Blaugrany” zmieni barwy i obiekt westchnień. Na razie Urugwajczyk pozostanie w klubie, próbując odzyskać utraconą formę. Pozytywnym aspektem jest to, że gorzej niż z Realem Madryt raczej już nie zagra. Po tak pięknej katastrofie chyba może być już tylko lepiej.
Ronald Araujo w meczu Barcelona - Atletico
Sergio Ruiz / pressfocus

Przeczytaj również