Ofiara spirali hejtu czy uporu Artety? Piłkarz Arsenalu wpadł w błędne koło bez wyjścia. "Agent 007"
Mówią na niego "Agent 007", bo po siedmiu występach ma zero goli i zero asyst. Kai Havertz nie jest przyczyną wszystkich problemów Arsenalu, ale właśnie o nim po każdym meczu mówi się najwięcej.
Trzeba się naprawdę postarać, żeby w dobie dołujących Chelsea czy Manchesteru United mieć łatkę najgorszego transferu w Premier League. Ale po każdym kolejnym nieprzekonującym występie Havertzowi będzie coraz trudniej się jej pozbyć.
Nie musi nawet grać od początku. (Zresztą, gdy wychodzi w pierwszym składzie, to kibice Arsenalu zawsze mocno go wspierają po każdym zagraniu, widząc jak bardzo Niemcowi potrzeba pewności siebie.) Może nawet mieć za sobą niezły występ indywidualny w środku tygodnia, jak ostatnio przeciw PSV. Ale w niedzielnych Derbach Północnego Londynu wystarczyło 45 minut po przerwie, by znów po Twitterze krążyły jego nieudolne zagrania.
Stał się kozłem ofiarnym i to się nie zmieni dopóki nie zagra w Premier League przekonującego meczu. Dopóki w końcu nie strzeli gola.
Opuszczona głowa
Nie pomaga mu jego mowa ciała. Bijąca od niego rezygnacja. Po każdym niecelnym strzale z nieprzygotowanej pozycji albo przegranym pojedynku fizycznym ma minę jakby pamiętał, że zapłacono za niego 65 milionów funtów. Już wtedy kibice Chelsea świętowali niewiarygodnie dobry interes, jakim z ich perspektywy była sprzedaż nieskutecznego napastnika.
W Arsenalu miał znów stać się pomocnikiem. "Kanonierzy" w zeszłym sezonie zachwycili Anglię. Wobec słabości Liverpoolu byli głównym rywalem Manchesteru City w walce o mistrzostwo i wydawało się, że po dużych wzmocnieniach w tym sezonie będą jeszcze silniejsi. Przyszli Declan Rice, Jurrien Timber, David Raya i właśnie Havertz. Z ważnych piłkarzy odszedł tylko Granit Xhaka.
Na razie jednak Arsenal nie wygląda tak przekonująco jak przed rokiem. Piłkarze Mikela Artety mają problem z tworzeniem sytuacji. Zatracili swobodę i szybkość ataków z zeszłego sezonu. Szybko dostarczają piłkę do skrzydłowych, ale gdy już dotrą do tercji ataku, to trwają w bezproduktywnym posiadaniu podając piłkę "po obwodzie" i pokładając nadzieję w indywidualnych umiejętnościach swoich wybitnych jednostek. To może wystarczyć na PSV, ale nie na Tottenham.
Miejsce po Xhace zajmują Havertz na zmianę z Fabio Vieirą. Sezon w wyjściowym składzie zaczął ten pierwszy, to w końcu jego namaszczono na następcę Szwajcara, który w zeszłym sezonie przeżywał drugą młodość na pozycji lewego-środkowego pomocnika. Nieprzekonujące występy Niemca i dobra forma Vieiry sprawiły jednak, że ostatnio więcej szans dostaje Portugalczyk. W niedzielę zagrali po 45 minut i obaj zaliczyli zaledwie po 13 podań. Havertz dołożył jeden niecelny strzał.
Defensywny pomocnik?
Co on właściwie robi dobrze? - pytają kibice na Twitterze. Na razie rzeczywiście niewiele. Porównując wybrane, kluczowe statystyki indywidualne na pozycji pomocnika widać, że niemal we wszystkich jest wyraźnie poniżej ligowej średniej.
Niewiele lepiej to wygląda, gdy weźmiemy pod uwagę statystki kluczowe dla pozycji ofensywnego pomocnika. Havertz jest powyżej średniej pod względem kontaktów z piłką w polu karnym (nieznacznie), pressingu, przechwytów i fauli na nim. Dużo gorzej to wygląda pod względem strzałów, dryblingów, rajdów z piłką i podań.
Serwis "StatsBomb", z którego wyliczeń tu korzystamy, jako zawodników najbardziej podobnych do Havertza pod względem profilu uważa Amadou Onanę (Everton), Seana Longstaffa (Newcastle) czy Wataru Endo (Liverpool), a więc generalnie pomocników defensywnych z większymi lub mniejszymi inklinacjami ofensywnymi. Czy właśnie kogoś takiego szukał Arteta? Wydaje się, że nie.
Wydaje się, że menedżer Arsenalu liczył na odblokowanie potencjału Havertza tak, by grał on jak w Bayerze Leverkusen zanim w 2020 roku trafił do Chelsea i coraz częściej musiał grać na nieodpowiadającej mu pozycji środkowego napastnika.
Wydaje się, że był przekonany o swojej umiejętności rozwijania piłkarzy, czasem wręcz odkrywania ich na nowo jak w przypadku Xhaki. Sądził, że nowe środowisko, duża doza zaufania i wsparcia i treningi pod jego okiem obudzą na nowo uśpiony potencjał dopiero 24-letniego piłkarza, który od trzech lat szukał na siebie pomysłu w Premier League.
Na razie tak się nie stało. Na razie Havertz oddaje w Arsenalu mniej strzałów niż w Chelsea. Ciągle czeka na pierwszy celny.
Upór szaleńca?
Spotkałem się wręcz z opinią, że ten transfer to dowód na upór czy wręcz arogancję Artety, który wbrew wszelkim przesłankom i logice uparł się przy kosztownym piłkarzu, by coś (sobie? światu?) udowodnić. Zamiast postawić na tańszą i bardziej pasującą do jego stylu gry opcję, a tych latem nie brakowało na rynku.
- O ile Arteta jest do jego roli przekonany, o tyle zespół wciąż na taki nie wygląda. Chociaż Arsenal idzie w kierunku jeszcze większej kontroli, bo średnie posiadanie piłki jest wyższe, niż w poprzednim sezonie, o tyle przez pozycję Havertza przechodzi mniej akcji, niż gdy grał tam Xhaka - zauważa Michał Zachodny, dziennikarz "Viaplay".
- Największą różnicą w tym porównaniu jest to, jak różnie Havertz i Xhaka działali w tej półprzestrzeni. Szwajcar był bardzo ruchliwy, często wybiegał za plecy obrońcom. Niemiec jest zawodnikiem dobrze czującym przestrzenie między liniami, ale nie tak dynamicznym, gdy trzeba ruchem zasugerować podanie. Jest częściej w polu karnym, ponieważ Arsenal dłużej przebywa pod bramką przeciwnika. Ale to bardziej statyczna gra, co z kolei wpływa na ofensywne liczby Arsenalu: w sześciu kolejkach stworzyli tylko 13 dużych szans, co jest 12. wynikiem w lidze, mają też dopiero 8. wynik goli oczekiwanych. Może to wstęp do następnej wersji Arsenalu, która dopiero się rozpędzi, a może sygnał, że zmiany systemów, sposobów rozegrania i zawodników nie wpłynęły najlepiej na płynność gry zespołu - ocenia Zachodny.
Cierpliwości?
Oczywiście jest jeszcze dużo czasu. Xhaka potrzebował kilku lat, wielu wzlotów i upadków, by uwolnić "najlepszą wersję samego siebie". Martin Odegaard rozczarowywał przez długie miesiące, ale Arteta nie przestał w niego wierzyć. W Manchesterze City piłkarze potrzebują czasem nawet całego sezonu, by zrozumieć, czego od nich oczekuje Pep Guardiola.
Istnieje jednak obawa, że w przypadku Niemca nie chodzi o sprawy czysto piłkarskie, taktyczne. Być może jego wszystkie kiksy, przegrane pojedynki i bezpieczna gra "na alibi" wynikają z rażącego braku pewności siebie. Gdy wszystko mu się układa, potrafi być nie do zatrzymania. Ale jak nie idzie, to nie idzie.
- Przyjęło się, że w Chelsea był zawodnikiem bazującym na pewności siebie - głównie jej braku po zmarnowanych okazjach. Gdy strzelał gola, szedł w górę. Co w jego nowej roli mogłoby dać podobny impuls? Dokładne podanie czy drybling w pole karne? Piłkarzom pewność siebie pomaga np. w szybszym podejmowaniu trudniejszych decyzji. Stąd też może wrażenie pewnej ślamazarności w działaniach Niemca - tłumaczy Zachodny.
Czego potrzebuje "Agent 007"? Gola? Asysty? A może wystarczy po prostu bardzo dobry występ? Łatwo powiedzieć, ale na razie wygląda to tak, jakby piłkarz za 65 mln wpadł w jakieś błędne koło, z którego nie widzi drogi wyjścia. Ani on, ani jego koledzy na boisku, ani jego trener.