Nigdy nie spadli, są najbardziej utytułowanym klubem w kraju. Teraz muszą walczyć o utrzymanie
Jeszcze kilka miesięcy temu byli o krok od zdobycia mistrzowskiego tytułu. W swojej historii nigdy nie spadli z najwyższej ligi, a mistrzostwo Turcji ostatni raz święcili w 2019 roku. Grali w Lidze Mistrzów, wygrywali Puchar UEFA. Ich barwy reprezentowali m.in. Didier Drogba, Wesley Sneijder, Lukas Podolski czy Radamel Falcao. Galatasaray to potężna marka, która jednak ostatnio ma spore problemy. Najbardziej utytułowany klub z Turcji walczy właśnie o uniknięcie spadku.
Obecny sezon ligi tureckiej wymyka się poza wszelkie ramy. Jeszcze w minionych rozgrywkach do ostatniej kolejki o mistrzostwo kraju walczyły trzy zespoły - Galatasaray, Besiktas i Fenerbahce. Nie było to nic zaskakującego. To właśnie te kluby przez ostatnie kilkadziesiąt lat zdominowały tamtejsze podwórko, zdobywając od 1959 roku, a więc utworzenia Superligi, 57 tytułów na 65 sezonów.
Mistrzostwo w rozgrywkach 2020/21 wywalczył ostatecznie Besiktas. Galatasaray miało tyle samo punktów, ale minimalnie gorszy bilans bramkowy. Do przetasowania na szczycie tabeli “Lwom” zabrakło zaledwie jednego gola.
Sensacyjny sezon
Dziś, zaledwie kilka miesięcy po tamtych rozstrzygnięciach, sytuacja w tureckim futbolu wywróciła się do góry nogami. Gdzie po 26 kolejkach jest “wielka trójka”?
- Fenerbahce - 5. miejsce
- Besiktas - 6. miejsce
- Galatasaray - 13. miejsce
W przypadku Fenerbahce i Besiktasu sytuacja nie jest jeszcze fatalna. Co prawda jedni i drudzy mocno obniżyli loty, nie mają już szans na tytuł mistrzowski, a nawet nie znajdują się w tej chwili na miejscach premiowanych grą w europejskich pucharach, ale nie muszą przynajmniej bać się o swój ligowy byt. Czego nie można powiedzieć o Galatasaray.
Kryzys hegemonów
Kibice Galatasaray nie przywykli do takich wyników. Ich klub może poszczycić się mianem najbardziej utytułowanego klubu w Turcji.
- 22x mistrzostwo Turcji
- 15x Puchar Turcji
- 14x Superpuchar Turcji
- Puchar UEFA
- Superpuchar Europy
A warto podkreślić, że aż osiem mistrzostw kraju “Lwy” wywalczyły już w XXI wieku. Ostatni raz taka sztuka udała im się niecałe trzy lata temu. Tym bardziej szokująco wygląda dziś ich sytuacja w tabeli:
Jeszcze dwa dni temu Galatasaray miało zaledwie trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. W końcu jednak, pierwszy raz od 25 grudnia 2021 roku, udało im się wygrać mecz. Rzutem na taśmę. Dzięki bramce zdobytej w 99. minucie spotkania z Goztepe. Co więcej, jeszcze do 87. minuty Galata przegrywała 1:2. Triumf ten zakończył czarną serię klubu, który miał na koncie odpadnięcie z krajowego pucharu, pięć ligowych porażek z rzędu i dwa remisy.
Co zaskakujące, ligowa dyspozycja kompletnie nie przełożyła się na występy w europejskich pucharach. Galatasaray wygrało bowiem grupę Ligi Europy, choć rywalizowało z naprawdę mocnymi przeciwnikami - Lazio, Marsylią i Lokomotiwem Moskwa. Wicemistrz Turcji nie odniósł żadnej porażki i czeka już w 1/8 finału.
Skąd takie problemy?
Co jednak dzieje się z tureckimi gigantami? Skąd taki przewrót w ligowych rozgrywkach? Jak nie wiadomo o co chodzi, to często chodzi o pieniądze. Te nie są już tak ogromne, jak jeszcze kilka lat temu. Obserwujemy skutki wielu lat hulaszczego zarządzania klubami. Tureccy giganci żyli, jakby miało nie być jutra i teraz mają przez to sporego kalibru problemy. Nie dość, że UEFA zaczęła nakładać na nich limity wydatków, bo naruszali finansowe Fair Play, to jeszcze swoje piętno odcisnęły COVID oraz kryzys walutowy. Tureckie kluby zarabiają bowiem głównie w lirach, a kontrakty wypłacają zazwyczaj w euro.
Deniz Burunlu, jeden z tureckich dziennikarzy, podawał jakiś czas temu przykład. Pensja w wysokości 2,5 mln euro rocznie wynosiła w 2016 roku 8,2 mln lir. Dwa lata później już 14 mln lir.
Efekt? Galatasaray ma dziś 4,5 mld lir zadłużenia. Fenerbahce - 5,9 mld lir, Besiktas - 5,4 mld. Turecki Związek Piłkarski, by nie pogłębiać tych długów, nałożył na gigantów różnego rodzaju sankcje, w tym limity wydatków. Wprowadzono także inny limit - obcokrajowców. Tych w każdym zespole ligi tureckiej może być maksymalnie 14. Do niedawna taki przepis jeszcze nie obowiązywał. Dopiero teraz ktoś wpadł na pomysł, że trzeba inwestować też w rodzimych piłkarzy. Nie tylko wielkie gwiazdy.
W takiej sytuacji nie można spodziewać się w najbliższym czasie dużych transferów i wielkich płac. A to wpływa na jakość sportową. Fenerbahce, Besiktas i Galatasaray nie mogą tak łatwo odskoczyć swoim ligowym rywalom. Do tej pory stanowiących dla nich zazwyczaj tylko niewiele znaczące tło.
Na ratunek asystent Guardioli
Sytuacja w Galacie zaczęła robić się w tym sezonie na tyle nieciekawa, że po czterech latach zdecydowano się na zwolnienie trenerskiej legendy, Fatiha Terima. Zastąpił go Domenec Torrent, niegdyś asystent Pepa Guardioli w Barcelonie, Bayernie czy Manchesterze City, a w ostatnich latach samodzielny trener New York City i Flamengo.
Niestety dla wicemistrza Turcji, nie zaobserwowaliśmy efektu nowej miotły. Torrent na pierwsze zwycięstwo czekał ponad miesiąc i odniósł je przedwczoraj. Wcześniej poprowadził zespół w pięciu spotkaniach. Trzy z nich zakończyły się porażkami Galaty, dwa remisami.
W składzie kilka gwiazd
Niegdyś Galatasaray potrafiło sprowadzać piłkarzy pokroju Didiera Drogby, Lukasa Podolskiego, Radamela Falcao czy Wesleya Sneijdera, płacąc im kosmiczne pensje. Teraz na takie transfery nie ma oczywiście wielkich szans, ale kilku piłkarzy o uznanych nazwiskach możemy jeszcze znaleźć w składzie zespołu.
Mowa jednak przede wszystkim o graczach w zaawansowanym już wieku. Fernando Muslera i Ryan Babel mają dziś na karku 35 lat. Rok starszy jest Bafetimbi Gomis. Kojarzyć można też choćby Patricka van Aanholta, niegdyś gracza takich klubów jak Crystal Palace czy Sunderland.
Mimo wszystko “Lwy” nie są z pewnością zespołem, który kadrowo można byłoby uplasować w dolnej połówce tabeli. Jeśli spojrzymy na rynkową wartość składu, wyniesie ona 106 mln euro. Pod tym względem wyżej umieścić można jedynie Fenerbahce, Besiktas i Trabzonspor. Reszta, przynajmniej na papierze, jest daleko w tyle. Ale jak widać, cyferki nie grają. Boisko przynosi aktualnym wicemistrzom Turcji trudną weryfikację. Poniedziałkowe zwycięstwo nieco poprawiło sytuację, ale nadal trzeba oglądać się za plecy.