Niebywałe Grand Prix Australii! Pożar bolidu, świetny Verstappen, wypadki i nietypowy finisz
Max Verstappen pierwszy raz w swojej karierze wygrał Grand Prix Australii. Wyścig w Australii wykroczył jednak daleko poza świetną formę Holendra.
Grand Prix Australii od samego początku dostarczało wielu emocji. Niestety nie zawsze były one pozytywne, bo jeszcze przed półmetkiem rywalizacji odpadło trzech kierowców.
Przedwcześnie tor opuścili Alex Albon, Charles Leclerc i George Russell. W wypadku Brytyjczyka powiało grozą, bowiem zapalił się silnik jego bolidu. Sytuację opisywaliśmy TUTAJ.
Gdy sytuacja nieco się uspokoiła, zawodnicy wrócili do pełnej rywalizacji. Po 24. okrążeniach przewagę miał Max Verstappen. Niesamowity Holender wyprzedzał dwóch weteranów - Fernando Alonso i Lewisa Hamiltona.
Na kolejnych etapach kierowca Red Bulla tylko powiększał swoją przewagę nad resztą stawki, ale niespodziewanie nadszedł koniec jego dobrej passy. Verstappen źle wszedł w łuk, wypadł z toru i pozwolił Hamiltonowi nadrobić cztery sekundy.
Emocje rosły z każdą chwilą, bowiem nad torem znowu pojawiła się czerwona flaga. Tym razem było to spowodowane problemami Kevina Magnussena - popularny "K-Mag" stracił koło i musiał wycofać się z wyścigu.
Absolutny chaos zapanował po wznowieniu rywalizacji. Do końca zostało zaledwie jedno okrążenie, lecz na sekundy po wznowieniu doszło do kilku poważnych kolizji. Uderzony został Alonso, rozbił się Pierre Gasly, problemy miał też Nyck de Vries.
Organizatorzy musieli wówczas podjąć niezwykle trudną decyzję dotyczącą ustawienia kierowców. Ostatecznie podjęto decyzję o utrzymaniu kształtu stawki z ostatniego okrążenia i przejechaniu jednej rundy za samochodem bezpieczeństwa - tym samym czołowa trójka ułożyła się następująco: Verstappen, Hamilton, Alonso.