"Najgorszy" Real Madryt i najsłabsza FC Barcelona. Gdzie się podziały tamte Klasyki?

Real Madryt pokonał Barcelonę i odzyskał pozycję lidera La Liga po niedzielnym El Clasico. Kolejne starcie odwiecznych rywali na Estadio Santiago Bernabéu miało wszystko: najwyższe umiejętności techniczne zawodników, niesamowitą momentami intensywność, ogromne emocje i nieoczekiwanych bohaterów. Równocześnie poziom spotkania pokazał jednak, jak daleko obecnym drużynom “Królewskich” i “Blaugrany” do najlepszych zespołów obu klubów z ostatnich lat.
Gole 19-letniego Viniciusa i – chwilę po wejściu na boisko w doliczonym czasie gry – rezerwowego Mariano Díaza przesądziły o pierwszej domowej wygranej Realu Madryt nad Barceloną w lidze od ponad 5 lat. Wcześniej parady zarówno Thibaut Courtois, jak i Marc-André ter Stegena pozwoliły, by na tablicy świetlnej długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Podsumowujemy pomeczowe wnioski i reakcje.
Mecz z najwyższej półki
Pojedynek Realu Madryt z Barceloną niezmiennie elektryzuje cały piłkarski glob. Nie inaczej było wczorajszego wieczoru. Indywidualne umiejętności techniczne poszczególnych zawodników obu drużyn – sposób, w jaki panują nad piłką czy radzą sobie w pozornie najtrudniejszych, boiskowych sytuacjach – należą do najwyższych na świecie. Nic dziwnego, że sam Cristiano Ronaldo postanowił wsiąść w samolot, by tylko zobaczyć na własne oczy tę prawdziwą, piłkarską “ucztę”.
– Nie potrafimy dobrze wyprowadzić piłki z autu bramkowego, gdy nas naciskają – Sergio Busquets
Nie ma się też jednak co oszukiwać. Niedzielne El Clasico było pełne błędów technicznych – tak, technicznych – popełnianych przez jego bohaterów po obu stronach. Mowa przede wszystkim o nietrafionych decyzjach podejmowanych przez zawodników w kluczowych momentach (patrz: frustracja Jordiego Alby, gdy nie otrzymał “oczywistego” podania od Frenkiego de Jonga na początku meczu czy niewycofanie piłki w polu karnym przeciwnika do Isco przez Marcelo w pierwszej połowie) oraz wielu stratach piłki, które na tym poziomie należy uznać za zwyczajnie “niewymuszone”.
Sposób, w jaki Barcelona oddawała niemal raz za razem piłkę Realowi na własnej połowie boiska po przerwie, był wręcz trudny do uwierzenia. Powyższy, pomeczowy cytat płynący z ust Sergio Busquetsa może wydawać się z kolei aż niemożliwy do usłyszenia od piłkarza “Blaugrany”. Jak nie “Barca”, to kto?
Wygrana z serca
“Sercem” (hisz. “Por corazón”) – zatytułował swoją relację z wczorajszego hitu madrycki dziennik “As”. Real wygrał bowiem z Barceloną nie tyle umiejętnościami, co intensywnością, z jaką podopieczni Zinedine’a Zidane’a stłamsili i wykorzystali opisane wyżej problemy rywala w drugiej połowie meczu.
Królewscy byli gotowi zaryzykować i “zabiegać” przeciwników, a bramka dla nich wisiała w powietrzu, długo zanim Vinicius w końcu umieścił piłkę w siatce. Zbliżenie w końcówce spotkania na niesamowicie zaangażowanego w grę na całej długości boiska po przerwie i widocznie zmęczonego Daniego Carvajala, stanowiło doskonałe podsumowanie występu Realu w tym El Clasico.
– Real Madryt z pierwszej połowy jest najgorszym, jaki napotkałem – Gerard Pique
Ten mecz mógł oczywiście potoczyć się zupełnie inaczej. Barcelona miała przecież swoje okazje do tego, by wyjść na prowadzenie – zarówno w pierwszej (szanse Griezmanna, Arthura czy Messiego), jak i drugiej połowie (sytuacja sam na sam z Courtois Braithwaite’a). Real popełniał błędy w obronie, a też w ataku gospodarzom znowu długo brakowało jakości.
Pomeczowe słowa Gerarda Pique dotyczące gry rywala przed przerwą mogą wydawać się wynikającą ze zwykłej frustracji reakcją na porażkę w arcyważnym spotkaniu, choć być może jest w nich ziarenko prawdy. – Ale my też nie znajdujemy się w bardzo dobrej formie – dodał później, co warto mu oddać, obrońca mistrzów Hiszpanii.
Nowi bohaterowie
Tak jak przewidywaliśmy przed meczem, drugie w tym sezonie El Clasico doczekało się nowych bohaterów. Podczas gdy wybrany zawodnikiem spotkania Federico Valverde i rozgrywający swój pierwszy ligowy mecz w wyjściowej jedenastce Realu w tym roku kalendarzowym Vinicius potwierdzili dobrą dyspozycję, Mariano Diaz okazał się objawieniem “znikąd”. Jednym z kluczowym graczy spotkania był także po raz kolejny Isco.
– To moja najlepsza noc jako madridisty – mówił po meczu 19-letni Vinicius. – Cieszę się, bo Vinicius zasłużył na bramkę w tak ważnym meczu – dodawał Zidane.
Real “na widelcu”
Tymczasem pomeczowe reakcje hiszpańskiej prasy nieprzypadkowo skupiły się na niewykorzystanych przez Barcelonę okazjach strzeleckich. Wspomniane pudła Griezmanna, Arthura, Messiego, Braithwaite’a czy wreszcie w końcówce Pique kosztowały Blaugranę nie tylko pozycję lidera La Liga, ale również utratę korzystnej różnicy bramek na 12 kolejek przed końcem sezonu.
Kataloński “Sport” zwraca w poniedziałkowy poranek uwagę na to, że Barca miała Real “na widelcu” w pierwszej połowie, czego nie potrafiła wykorzystać. Zamiast “zamknąć” kwestię mistrzostwa Hiszpanii, Barcelona znalazła się teraz pod ścianą. Podopieczni Quique Setiena nie będą już mogli pozwolić sobie na kolejne potknięcie.
Gdzie tamte czasy?
Mimo wielkich emocji – na boisku i w ligowej tabeli – wczorajsze El Clasico mogło przywołać pewnego rodzaju nostalgię. Nostalgię za piłkarską jakością najlepszych drużyn Realu (czterokrotnych triumfatorów Ligi Mistrzów) i Barcelony (za kadencji Pepa Guardioli czy Luisa Enrique) z ostatnich lat.
Pomeczowe wypowiedzi Busquetsa i Pique trudno uznać za przypadkowe. Sami zawodnicy, pamiętający „tamte” czasy, czują, że zarówno ich zespołowi, jak i temu odwiecznego rywala wiele brakuje obecnie do najwyższego z możliwych poziomów.
Absolutna dominacja Realu i Barcelony w Europie nie mogła oczywiście trwać wiecznie. I choć każdy niby o tym wiedział, zupełnie inną sprawą jest przejść nad tym do porządku dziennego.
Wojciech Falenta