Michał Pazdan wróci do Polski? "Ludzie chcieli, żebym nagle dryblował w Ekstraklasie" [NASZ WYWIAD]
Michał Pazdan podczas Euro 2016 był znany każdemu Polakowi jako minister obrony narodowej lub "Kung-Fu Pazdan". Facet zatrzymywał Niemców czy Cristiano Ronaldo, a z Legią potrafił zremisować z Realem Madryt. Po 5 latach to piłkarz, którego wspominamy z dużym sentymentem, ale już powoli emeryt. Przynajmniej w postrzeganiu przez kibiców. Jak wygląda jego sytuacja w Turcji? Co myśli o ostatnich meczach kadry? Kto w reprezentacji był jego najlepszym kumplem, kiedy pił najwięcej alkoholu i za czym tęsni? Zapraszamy na wywiad z "Pazdim".
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Michał, obejrzałem ostatnie 10 meczów Ankaragucu w lidze tureckiej i...
MICHAŁ PAZDAN: ...i już kłamiesz!
Masz mnie. Opowiadaj, co u ciebie ostatnio słychać. Wiadomo, że w Polsce ledwo kto śledzi piłkę w Turcji.
Grałem wszystko od początku, pierwsze 10-12 meczów. Później złamałem palec u stopy i pauzowałem przez dwa miesiące. Dopiero gdzieś zacząłem treningi, nie grałem całego meczu i przyszedł nowy trener. W jego debiucie złapałem czerwoną kartkę i wyskoczyłem ze składu. W tym czasie zaczęliśmy wygrywać. Później była przerwa na kadrę, która trochę mi pomogła. Wróciłem do grania, wygraliśmy 1:0 z Antalyasporem. Zagrałem bardzo dobry mecz i co? Czwarta żółta kartka! W ostatnim okresie można powiedzieć, że wszystko jest pod górkę. Trener też nie zmienia, kiedy są zwycięstwa. Czekam na swoją szansę. Ogólnie do tej pory nie pauzowałem, jeśli nie miałem kontuzji. To była moja pierwsza dłuższa kontuzja od jakichś 7 lat. Potrzebowałem miesiąca, by wejść na obroty. Jestem typem piłkarza, który musi grać. W ostatnich 4 meczach zdobyliśmy 8 punktów, więc trener zbytnio nie rotuje. Nie jestem jednak tym zdołowany. Czuję się dobrze fizycznie i mentalnie. Tak to czasami wygląda, a wiem, że praca się obroni.
Miałeś jakiś kontakt z Paulo Sousą?
Nie, nie. Od meczu ze Słowenią za trenera Brzęczka jakoś nie ma tematu kadry. Nie myślę nawet o kadrze, bo po co? Kiedyś byłem w reprezentacji, grałem, byłem ważną postacią. Nie ma mnie już długo, mam swoje lata, a mamy sporo zawodników młodych. Czuję się dobrze, natomiast chciałbym po prostu cieszyć się graniem w piłkę.
Oglądałeś ostatnie mecze reprezentacji? Co sądzisz o takim Janku Bednarku? To piłkarz, który gra w Premier League, czyli na wysokim poziomie, a jednak w kadrze zdarzają mu się proste błędy.
Oglądałem wszystkie trzy mecze. Według mnie kadra i liga to dwie zupełnie różne kwestie. W kadrze możesz być świetny, a w lidze niekoniecznie i na odwrót. Ja jestem z gatunku zwykłego przecinaka, a ode mnie w lidze wymagali cudów, po tym jak dobrze grałem w kadrze. Ludziom wydawało się, że grając w Ekstraklasie będę dryblował. Jeśli masz jakieś obowiązki na boisku, to się z nich wywiązuj. Rób to, czego wymaga od ciebie trener i nie oglądaj się na innych. Nie szukałem nigdy kwadratowych jaj. Tacy zawodnicy też są potrzebni. Ciężko porównywać ligę do kadry. To zupełnie inny zespół, inna atmosfera, inna otoczka. Pomimo tego, że grasz w lidze polskiej, angielskiej czy tureckiej to reprezentacja jest inną parą kaloszy. Dopóki jestem zawodowym piłkarzem nie mnie oceniać innych zawodników. Błędy na środku obrony się zdarzają. Mecz ze Słowenią - jedna bramka, gdzieś wybiegłem za bardzo do przodu. Optyka była wiadoma. Na stoperze musisz być jeszcze bardziej skoncentrowany niż grając na innych pozycjach. Nikt nie zauważy dobrego wybicia, ale błąd już tak. Plus presja – ta w reprezentacji jest naprawdę duża, mentalnie trzeba być przygotowanym na bardzo wysokim poziomie.
Po meczu ze Słowenią stałeś się kozłem ofiarnym i zniknąłeś z kadry na dobre. Za kim tęsknisz z tej dawnej ekipy?
Mieliśmy taką swoją ekipę. Ja, Arek Milik, Krzysiu Mączyński, "Jędza", był "Teo", przecież jeszcze "Góral”!
Fusy, popularne fusy...
Wszystkie fusy! Przyjeżdżało się na zgrupowanie z uśmiechem na twarzy. Znaliśmy się na pamięć. Nie wiem, jak jest teraz w środku, ale za trenera Nawałki to wiesz, nie było dużo zmian. Wiedziałeś, kogo spotkasz na zgrupowaniu. To był plus tego wszystkiego. Czekałeś na to zgrupowanie, by spotkać się z chłopakami. Pożartować, spotkać się, pogadać i zrobić dobry wynik. Wspominam to bardzo dobrze. Mega przyjemnie wspominam ten czas!
Każdy zna już historię, jak trafiłeś do kadry, kiedy ochroniarz nie ogarnął się, że jesteś piłkarzem i byłeś wypraszany z hotelu.
To były dawne dzieje. 2008 rok, wtedy człowiek był nieopierzony, wyszedł z takiego betonowego światka. Wszystko dla mnie było wielkie. Wcześniej ani nie grałem w szkółce piłkarskiej, ani nie miałem styczności z tak wielkimi piłkarzami. Nie zapomnę jak przyjechałem do Zabrza Oplem Corsą B. Byłem zmęczony i pomiędzy treningami szedłem spać… w samochodzie. Nie podpisałem jeszcze kontraktu i miałem się pokazać. Po treningach 100 km do Krakowa tą Corsą. I tak dzień w dzień. Przez 3-4 dni. Człowiek zagryzał zęby, by tylko się dostać do Górnika. Teraz śmiejemy się, że jest dbanie o detale, związane z regeneracją. Kiedyś nie było takiej świadomości. Dziś jest inaczej. Nie ma dla mnie znaczenia, że mam 34 lata, czuję chęć do grania. Jedyna różnica jest taka, że czasami potrzebujesz jeden dzień więcej po meczu na regenerację niż ci młodsi koledzy. Jak masz mecz co tydzień, to masz więcej czasu. Co innego, jak gra się co 3 dni. Nie chciałbym kończyć, mówić "pas". Niektórzy pomimo 38 lat na karku czują się gotowi do grania. Bardzo ważna jest regeneracja i prowadzenie się. Nie ma dla mnie teraz różnicy pod względem wytrzymałościowym, szybkościowym na boisku. Trochę więcej mnie kosztuje jednak dojście do siebie po meczu.
Mówiłeś o fusach i atmosferze na reprezentacji. Które zgrupowanie było najlepsze, takie które wspominasz do dziś?
Na pewno fajnie było na EURO, bo mieliśmy naprawdę dużo swobody. Mogliśmy po treningu jechać sobie gdzieś na rowerach w tym La Baule czy zjeść pizzę po meczu na mieście. Fajna atmosfera była dookoła. Było miejsce i czas, by też odpocząć. Można było się tam odciąć od tego zgiełku turniejowego – to była taka nasza oaza. Pamiętam jeszcze jeden taki mecz. 2:2 z Kazachstanem na wyjeździe i nawet pomimo tego remisu czuć było taką zwartą grupę. Okej – zdarzyło się coś niefajnego – remis, ale czuliśmy że jesteśmy razem. Po tym meczu wygraliśmy z Rumunią na wyjeździe, z Danią, poszły dobre wyniki i poczuliśmy silną więź tej ekipy.
Podczas Euro mieliście ze dwa dni, kiedy mogliście, więc poluzowaliście.
Było fajnie, bo wracałeś po meczu, byłeś dopiero o 4:00 rano w hotelu, doktor robił badania krwi. Godzinkę po powrocie i tak się zawsze posiedziało. Czuć było, że atmosfera jest bardzo dobra i te warunki dookoła sprzyjały wynikom. To też buduje zespół. Jest dużo luzu i swobody i to daje ci naturalność. Wiadomo – koncentracja jest ważna, ale też nie powinno się z tym przesadzać. Musisz być w tym wszystkim trochę wyluzowany.
Jak się czyta książki byłych reprezentantów, to często opisywane są sytuacje, że przed niektórymi postaciami trzeba było uważać, by nie imprezować zbytnio. Czy w waszej kadrze był ktoś taki?
Po przyjeździe do Turcji zapomniałem, że po meczu można się napić. Nie ma tutaj takiej kultury. Pamiętam jeden z pierwszych meczów, kiedy wracaliśmy autobusem. Zastanawiam się, czemu nie stanęliśmy na jakiejś stacji pogadać, wypić piwko. No i pytam się o to kapitana, a on się tak na mnie patrzy i daje do zrozumienia, że aż głupio, że pytam. To jest muslim, tutaj kultura tego wymaga, by razem z zawodnikami tego nie robić. Nie można wychodzić przed szereg. Ogólnie o Turcji można by pisać jakieś eseje. U mnie w Ankarze w bloku jest taki sklep, nazywa się Makro Center – coś jak Piotr i Paweł u nas – to są wszystkie alkohole świata. Z Polski są Wyborowa i Belweder. Oduczyłem się będąc w Turcji. W knajpach ludzie popijają sobie, natomiast w klubie inaczej. Nie ma czegoś takiego jak taka atmosferka po meczu znana z Polski. Nie jest to powszechne. Bardziej spotykane jest wspólne śniadanie, ale no taka kultura. Nie można wychodzić przed szereg.
A propos śniadań... U Kuby Wojewódzkiego był ostatnio Sławek Peszko i mówił, że na kadrze dużo mówi śniadanie. Że są takich po podpowiedział i tak nigdy nie było nic widać, bo się świetnie kamuflował, a z kolei Artur Boruc na kacu łapał się za włosy i każdy wiedział, że jest kac. Pamiętasz jakieś takie swoje przeżycia?
Powiem tak – zależy od dnia (śmiech). Wydaje mi się, że umiem się kamuflować. Nigdy nie miałem czegoś takiego, że nie wstałem na śniadanie. Niektórzy mają tak twardy sen, że nawet nie wstaną! Nawet jak był koniec obozu, że można było sobie posiedzieć, to jednak mam tak, że ustawiam cztery budziki. Zrobić tak, by nie zaspać. Są zawodnicy, którzy często wpadają przez to. Za wszelką cenę trzeba wstać – to jest pierwsza zasada.
Tęsknisz za Polską? Wracasz latem?
Kończy mi się kontrakt, nie ma jeszcze konkretów, natomiast chciałbym zostać w Turcji. Nie czuję, że za wszelką cenę chcę wrócić. Na pewno na plus jest to, że jestem z żoną, z synem Marcelem – on chodzi do anglojęzycznego przedszkola. Jest dużo lepiej niż w Polsce, jeśli chodzi o Covid. Wszystko jest otwarte. Ok, teraz zamknęli na miesiąc, bo jest ramadan. Najśmieszniejsze jest to, że słyszę te wszystkie opowieści piłkarzy, którzy grali w Turcji, to oni chcieli od razu wracać. Jak żyjesz w Ankarze, Stambule, Izmirze to żyjesz normalnie. Liga jest fajna, bo pod kątem piłkarskim, na pewno dużo lepsza od Ekstraklasy. Jakbym miał możliwość to bym chciał zostać, natomiast zobaczymy jak to się rozwinie. Czuję się na siłach, by tu zostać. Nie ma na razie jednak żadnych konkretów. Mozna powiedziec ze nie jestem zmęczony pobytem tutaj. Zobaczymy, co przyniesie czas.