Miała być rewolucja, ale to przecież Arsenal. Nowy sezon, te same problemy. A dyrektor sportowy na wakacjach
Miała być wielka, mocno zapowiadana rewolucja kadrowa, a jak na razie Arsenal dokonał tylko kosmetycznych zmian w składzie. A czas leci nieubłaganie. I absolutnie nie działa na korzyść “Kanonierów” i ich pionu sportowego, z dyrektorem Edu Gasparem na czele.
Ben White, Albert Sambi Lokonga oraz Nuno Tavares. Okno transferowe w Wielkiej Brytanii trwa od ponad dwóch miesięcy, a Arsenal sprowadził dotychczas jedynie trzech zawodników. Jak na klub, w którym głośno sygnalizowano sporą, niezbędną rewolucję kadrową, to naprawdę mało. Szczególnie w obliczu startującego jutro sezonu Premier League.
Za mało
Nie tak kibice “The Gunners” wyobrażali sobie przebieg letniego mercato. A może inaczej - mieli prawo się tego spodziewać, ale przecież to okienko miało wyglądać niepodobnie do poprzednich. Sympatycy Arsenalu czekali - i wciąż czekają - na gruntowną przebudowę drużyny prowadzonej przez Mikela Artetę. Tymczasem, choć oczywiście do zamknięcia transferowych drzwi pozostało jeszcze niespełna 20 dni, sytuacja wygląda mało optymistycznie. Widowiskowy, drogi i, jak pisaliśmy W TYM MIEJSCU, sensowny ruch w postaci pozyskania Bena White’a z Brighton to za mało, by Edu i jego ludzie zasłużyli na brawa. Przynajmniej na ten moment.
Warto podkreślić, że uzupełnienia kadry, czyli Lokonga oraz Tavares, na papierze wyglądają nieźle. Szczególnie ściągnięcie pierwszego z nich, obiecującego pomocnika, który zdołał już błysnąć w okresie przygotowawczym i prawdopodobnie wywalczył pierwszy skład na czas nieobecności (znów) kontuzjowanego Thomasa Parteya. Ale to nie wystarczy. Powiedzmy sobie wprost - na start rzekomo przełomowego sezonu “Armatki” są po prostu niegotowe.
Balast jak był, tak jest
Niezwykle ślamazarnie idzie Arsenalowi wietrzenie kadry z bezużytecznych dla zespołu, “odstrzelonych” lub/i przeznaczonych docelowo do sprzedaży piłkarzy. Odeszli jedynie Matteo Guendouzi i William Saliba - obaj także i w zeszłych rozgrywkach występujący na wypożyczeniach. W praktyce zatem zmienia to niewiele. W klubie nadal stacjonują zawodnicy, których Arteta zapewne chętnie spakowałby i wysłał na najbliższe lotnisko. Do tej grupy zaliczają się choćby Sead Kolasinac czy Lucas Torreira. I o ile Bośniak ma być blisko przenosin do Fenerbahce, o tyle status Urugwajczyka, nieukrywającego niechęci do gry w Londynie, trudno rozszyfrować. Londyńczycy nie mogą również pozbyć się Williana. Brazylijczyk - a to niespodzianka! - okazał się zupełną transferową wtopą. Wtopą z długim kontraktem i sporą pensją. Media donoszą, że obie strony zainteresowane są zakończeniem współpracy, ale z uwagi na finansowe wymagania doświadczonego pomocnika nie jest to takie łatwe. A więc Willian dalej pobiera pokaźną sumkę i pełni rolę zbędnego balastu w układance hiszpańskiego menedżera. Z listy transferowej wypadł za to Granit Xhaka, który zamiast przenosin do Romy (Włosi zwlekali ze spełnieniem oczekiwań AFC) dostanie zaufanie i nowy kontrakt.
Być może sprzedażowe domino ruszy po rozstaniu “The Gunners” z Joe Willockiem. Zdolny Anglik, który wiosną doskonale spisywał się na wypożyczeniu w Newcastle, ma definitywnie zasilić zespół “Srok”. Arsenal powinien zarobić ponad 20 mln funtów. Klub chętnie odesłałby na zewnątrz, przynajmniej w ramach wypożyczenia, innych wychowanków: Eddiego Nketiaha oraz Reissa Nelsona. Żaden z nich nie będzie istotnym elementem drużyny w najbliższym sezonie. Ten pierwszy leczy jednak uraz i prawdopodobnie wróci do gry dopiero we wrześniu, co komplikuje ewentualne ruchy.
Osobna kwestia to przyszłość Hectora Bellerina i Alexandre’a Lacazette’a. Angielskie źródła donosiły, że Hiszpan chciał odejść już w zeszłym roku, ale umówił się z Artetą na jeszcze jeden sezon gry na Emirates. O docelowej sprzedaży prawego obrońcy i zakontraktowaniu w to miejsce świeżego, mniej “zużytego” zawodnika słychać od kilku miesięcy. Ucichły jednak doniesienia o przenosinach 26-latka do Interu. Aktualnie sprawa wygląda więc tak, że Bellerin najprawdopodobniej wyjdzie w podstawowej jedenastce na pierwszy mecz nowego sezonu, choć jego udane występy w koszulce AFC w ostatnich kilku latach można policzyć na palcach jednej ręki. I tak to się kręci. A w kadrze “Kanonierów” nadal widnieją dwaj kolejni prawi obrońcy: Calum Chambers i odstawiony przez menedżera w drugiej części ubiegłych rozgrywek Cedric Soares. O jednego, a nawet - biorąc pod uwagę chęć sprzedaży Bellerina i rzekomo priorytetowe kupno jego następcy - o dwóch graczy za dużo.
Nieco inaczej wygląda sytuacja Lacazette’a. Umowa Francuza wygasa w czerwcu przyszłego roku i nie zanosi się, że zostanie przedłużona. Sierpień to zatem ostatnia okazja, by “Armatki” sensownie na nim zarobiły. I chcą zarobić. Mówi się o zainteresowaniu Atletico czy Romy. Konkretów jednak brakuje. A w praktyce “Laca” spotka się z Hectorem Bellerinem na murawie w Brentford. Zważywszy na jego dyspozycję choćby w niedawnym sparingu z Tottenhamem, fani Arsenalu już mogą obgryzać paznokcie z nerwów.
Braków sporo, skład podobny
Jaką jedenastkę desygnuje do gry Mikel Arteta przeciwko beniaminkowi z Brentford? Prawdopodobnie taką jak przeciwko Spurs w zeszły weekend, z zastrzeżeniem, że za kogoś może wskoczyć będący ostatnio nie w pełni sił Bukayo Saka (np. za Lacazette’a):
Leno - Bellerin, White, Mari, Tierney - Xhaka, Lokonga - Pepe, Smith Rowe, Aubameyang - Lacazette
Pion sportowy Arsenalu miał prawie dziesięć tygodni, by dokonać - przynajmniej w dużej części - szumnie zapowiadanej rewolucji i dać kibicom odświeżony zespół, który z optymizmem i nadzieją przystąpi do nowych rozgrywek. Tymczasem powyższe zestawienie zawiera zaledwie dwóch nowych piłkarzy - White’a i Lokongę. Z czego drugi z nich by nie grał, gdyby nie posypał się Partey. Arteta znów będzie kręcił głową, a fani przeżyją deja vu, oglądając defensywne popisy Pablo Mariego oraz zagubionego Pierre’a-Emericka Aubameyanga, autora dokładnie 0 goli w okresie przygotowawczym. A gdy się odwrócą, to zobaczą odpoczywającego na wakacjach dyrektora Edu.
Czas nagli, do końca okienka pozostało 19 dni, a niewiadomych i braków kadrowych ciągle jest sporo. Arsenal nadal nie zatrudnił nowej “dziesiątki”. Kolejne informacje ws. Jamesa Maddisona i Martina Odegaarda pojawiają się średnio co dwa dni, ale właściwie nie przynoszą niczego nowego. Inna sprawa, że jeśli faktycznie szefostwo klubu z Emirates dalej planuje sypnąć groszem, to powinno spełnić żądania Leicester ws. Maddisona (ponoć to ponad 60 mln funtów). Z kolei transfery na prawą flankę defensywy i środek ataku są najprawdopodobniej w zawieszeniu dopóki nie odejdzie duet Bellerin-Lacazette. A bez zrzucenia z listy płac Williana trudno myśleć np. o nowym skrzydłowym, by Aubameyang mógł skupić się na rywalizacji w roli środkowego napastnika. Błędne koło trwa w najlepsze. Pozostanie Xhaki zapewne oznacza zaś brak dalszych wzmocnień w centrum boiska.
Chris Wheatley z “Football London” informował za to, że “The Gunners” są coraz bliżej wzmocnienia pozycji bramkarza. I słusznie, bo jedynym poważnym golkiperem w składzie jest Bernd Leno, znany z wahań formy i przymierzany do opuszczenia klubu najdalej następnego lata. Wybór Arsenalu budził jednak, delikatnie mówiąc, spore wątpliwości. Z Sheffield United miał przyjść Aaron Ramsdale, w zeszłym sezonie jeden z najsłabszych bramkarzy Premier League. Może byłby to niezły kandydat “backupowy” na zabezpieczenie tyłów, ale nie za 25-30 mln funtów. A o takiej właśnie kwocie pisał Wheatley, co zgadzałoby się z wcześniejszymi newsami angielskich dziennikarzy. Status tzw. homegrown player zdawał się podnosić cenę Ramsdale’a minimum dwukrotnie. A skąd tutaj czas przeszły? Ponoć Sheffield zażądało jeszcze więcej, co skłoniło londyńczyków do wycofania się z transakcji i rozejrzenia się za tańszymi opcjami. Zresztą, przy niechęci londyńczyków do rozbicia banku na Maddisona, taka suma wydawana lekką ręką na prawdopodobnie rezerwowego golkipera byłaby kompletnie niezrozumiała.
Tak jak niezrozumiałe jest dotychczasowe postępowanie Arsenalu na rynku transferowym. “Kanonierzy” mieli sporo czasu, a wykorzystali go niewielkim nakładem sił. Najbardziej palące problemy kadrowe były, są i - jeśli tak dalej pójdzie - będą. Trudno to nazywać rewolucją. Zegar tyka. A jeden głośny transfer last minute wzorem Thomasa Parteya z zeszłego roku może nie wystarczyć, by klub faktycznie obrał drogę renesansu.