Miał zdobyć Złotą Piłkę, znów wyrzucono go z klubu. Enfant terrible nadal nie dorosło
Hatem Ben Arfa po raz kolejny w karierze zaprzepaścił daną mu szansę. Znowu wyrzucono go z klubu za niesubordynację i konflikty z wszystkimi wokół. Kiedyś wróżono mu Złotą Piłkę. Dziś czeka go kolejnych kilka miesięcy w futbolowym pośredniaku.
Hatem Ben Arfa miał wszystko, aby osiągnąć w piłce gigantyczny sukces. Francuza obdarzono niespotykanym talentem oraz naprawdę pokaźnym pakietem zaufania. Na nic się to jednak zdało, jeśli sam zawodnik za cel postawił sobie sukcesywne niszczenie własnej kariery. Wystarczy podsumować ostatnie poczynania 35-latka. Drugą połowę poprzedniego roku spędził na bezrobociu. W styczniu dostał szansę od Lille, ale po kilku tygodniach popadł w konflikt z trenerem, prezesem i kolegami z szatni. Po tym, jak został odsunięty od składu, nazwał włodarzy szalonymi. Typowy Hatem.
Najbardziej zmarnowany potencjał
W przypadku Ben Arfy najbardziej boli, że nigdy nie dowiemy się, jak wiele mógłby osiągnąć, gdyby w prawidłowy sposób poprowadził karierę. Mówimy przecież o młodzieżowym mistrzu Europy, który w wieku 17 lat stanowił ważny element wielkiego klubu, jakim swego czasu niewątpliwie był Olympique Lyon. U boku pomocnika występował wówczas inny młody piłkarz, dysponujący znacznie mniejszym potencjałem. Karim Benzema, jeden z faworytów do zdobycia w tym roku Złotej Piłki.
- Kiedy obserwowałem ich na treningu, widziałem, że Karim często obserwuje Hatema, jego ruchy, zachowania. Później chciał to powtórzyć. Dzięki niemu Benzema zrozumiał, że nie jest najlepszy. To wywołało u niego pragnienie jeszcze cięższej pracy. Z kolei Ben Arfa nigdy nie zrozumiał, że sam talent nie wystarczy do osiągnięcia sukcesu - przyznał na antenie “RMC Sport” Frederic Guerra, były agent zawieszonego gracza Lille.
Kilkanaście lat temu można było spodziewać się, że jedna z pereł złotej generacji francuskiej piłki wejdzie na szczyt. Mało kto typowałby jednak w tej roli Karima Benzemę. Za młodu mocniej brylowali Samir Nasri i właśnie Ben Arfa. Ich drogi stanowią idealny przykład tego, jak ważne w sporcie są mentalność i samodyscyplina. Nasri już zakończył karierę, a Ben Arfa prawdopodobnie w końcu również da sobie spokój z szukaniem kolejnych okazji na zaprzepaszczenie. Z kolei Benzema w wieku 34 lat rzuca sobie świat futbolu do stóp.
Wieczne dziecko
- To kwestia psychologiczna. Hatemowi od dzieciństwa mówiono, że jest królem. Zawsze słyszał, na co zasługuje, ale nigdy nie zdawał sobie sprawy, ile musi pracować, by do tego dojść. Jestem przekonany, że gdybyśmy popracowali nad jego umysłem, to z takim talentem wygrałby Złotą Piłkę. To być może największe piłkarskie marnotrawstwo XXI wieku - podkreślił Frederic Guerra cytowany przez portal “Goal.com”.
Dziś wiadomo już, że Ben Arfie pod żadnym pozorem nie grozi wygrana w jakimkolwiek piłkarskim plebiscycie. Chyba że ktoś wpadnie na szalony pomysł stworzenia nagrody za udział w największej liczbie afer okołofutbolowych. W Lyonie Hatem potrafił pobić się na treningu z kolegą z drużyny, Sebastienem Squillacim. Gdy został sprzedany do Marsylii, zwyzywał Didiera Deschampsa, kiedy ten zdecydował się posadzić go na ławce rezerwowych. W Newcastle toczył wojnę z dietetykami, którzy byli przerażeni jego formą po każdym urlopie. W PSG otwarcie kpił z Unaia Emery’ego, mówiąc że jego zespół nigdy nie awansuje do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Trener zrewanżował się krnąbrnemu zawodnikowi, odsuwając go od składu na prawie półtora roku. Po latach okazuje się, że problemem na Parc des Princes był klub, a nie hiszpański szkoleniowiec. Ten żyje i ma się dobrze, szykując taktykę na półfinał Champions League.
Za to Ben Arfa w ostatnich latach kompletnie rozmienił karierę na drobne. Najpierw z niewiadomych przyczyn dołączył do Realu Valladolid, gdzie przez pół roku wystąpił w pięciu spotkaniach. W poprzednim sezonie z tylko nieco większym powodzeniem reprezentował barwy Bordeaux. Zapewne nikogo nie zdziwi, że pod koniec swojej przygody z “Żyrondystami” ofensywny pomocnik rozpoczął wojnę z zarządem i trenerem, nazwał prezesa kłamcą i spalił za sobą kolejny most. W Bordeaux przynajmniej wytrwał jednak pełen sezon. W Lille potrafił się pohamować jedynie przez dwa miesiące.
Krótka historia o tym jak spieprzyliśmy wszystko
W styczniu zdziesiątkowane Lille podjęło ryzyko, zatrudniając Ben Arfę, który nie wzbudzał żadnego zainteresowania na rynku transferowym. Mimo tego już w drugim meczu zanotował on asystę przeciwko nie byle komu, bowiem gwiazdorskiej ekipie PSG. Wtedy przypomniał światu, że ma talent na miarę Ligi Mistrzów. Gdyby tylko w parze z nim nie szła głowa na poziomie okręgówki.
- Hatem nie jest zwykłym piłkarzem. To artysta, trzeba go traktować jak pisarza, muzyka. On widzi rzeczy, które innym umykają, gra w swoim świecie - zachwycał się wtedy Mathieu Bodmer.
- Ben Arfa przeszedł nas, bo ja i Angel baliśmy się go. Jeden mówił do drugiego: “Ty do niego podejdź, nie, ty go kryj”. Hatem jest mistrzem. Mówi się, że takich umiejętności nie da się kupić. Może nie jest w rytmie meczowym, ale to nadal świetny gracz - komplementował go Kylian Mbappe na antenie “Amazon Prime”.
35-latek niestety chyba zbyt szybko poczuł, że znowu jest królem, któremu należy się wszystko. Na początku kwietnia Lille zremisowało 0:0 z Bordeaux, co bardzo nie spodobało się krnąbrnemu pomocnikowi. Według relacji francuskich mediów Ben Arfa po ostatnim gwizdku poszarpał się z Thiago Djalo, obrońcą “Mastifów”. Miał również krzyczeć do trenera, że źle ustawił drużynę i w takim stylu może grać Guingamp, a nie Lille.
- Pracuję w piłce od ponad 30 lat i nigdy czegoś takiego nie widziałem - stwierdził Jocelyn Gourvennec, trener Lille, pytany o dantejskie sceny wywołane przez Ben Arfę.
- Hatem nie ma żadnego filtra między mózgiem i ustami. Zawsze mówi to, co myśli, bo uważa, że wszystko powinno się kręcić wokół niego. On nie okaże ci szacunku, ale w zamian żąda od ciebie respektu - dodał Guerra, były agent piłkarza.
Po meczu z Bordeaux Ben Arfa został odsunięty od składu. Piłkarz obecnie nie trenuje z Lille i niewiele wskazuje na to, aby sytuacja mogła ulec zmianie. Jego kontrakt z mistrzami Francji obowiązuje do końca sezonu, zatem można spodziewać się, że latem niedoszły zdobywca Złotej Piłki znów będzie zmuszony szukać nowego klubu. Zapewne kolejnego, w którym samokontroli starczy mu na kilka tygodni. Mastify szczekają, Ben Arfa jedzie dalej