Marek Koźmiński wylał swoje żale do działaczy. "Stałem dwie godziny pod drzwiami i mnie nie wpuściliście"
Marek Koźmiński zdecydowanie przegrał wybory na prezesa PZPN. Były reprezentant Polski jeszcze przed głosowaniem wylał swoje żale pod adresem m.in. Dariusza Mioduskiego.
Koźmińskiego zyskał poparcie tylko 23 osób. Według niego o porażce zdecydowała niezrozumiała niechęć ze strony części środowiska.
- Spotkanie z klubami Ekstraklasy się odbyło się wokrojonym składzie. Dlaczego? Chciałbym się zapytać osoby, którą bardzo cenię, osoby, z którą często rozmawiam, osoby, która dotknęła świata, takiego poważnego, na każdym etapie. Darek, dlaczego? Dlaczego na spotkanie z kandydatem na funkcję prezesa PZPN poszedł bojkot? Żeby pewne kluby nie pojawiły się? Dlaczego? Dziwię się. Ja bym się pojawił. Wysłałbym kogo, gdybym osobiście nie mógł. Zapytałbym, zadał trudne pytania, może się czegoś dowiedział. Tak się wydarzyło, to są fakty. To jest przykre. Dla mnie osobiście to jest przykre. Ne umiem sobie tego wytłumaczyć - mówił Koźmiński.
Obecny wiceprezes PZPN miał też pretensje do innych działaczy.
- Był dzień, w którym spotkali się wszyscy baronowie, którzy wybrali wiceprezesa ds. piłki amatorskiej. Nie udzielono mi zaszczytu wejścia na taką salę. Miesiąc później odbyła się mini-prezentacja. Moje pytanie brzmi: dlaczego? Ja, wasz kolega, stałem przed drzwiami dwie godziny i nie wpuściliście mnie. Dlaczego tak zrobiliście? Odpowiedzcie sobie sami we własnym sumieniu - powiedział Koźmiński.
Były reprezentant Polski miał małe szanse na zwycięstwo. Jego wystąpienie krytycznie ocenili dziennikarze, którzy na Twitterze pisali o przebiegu zjazdu.
- Bardzo złe przemówienie Koźmińskiego. Insynuacje, wietrzenie spisków, „zostałem tak zczekowany, że aż się żona zdziwiła”. Pół programu nie nakreślił, tylko raczej opowiadał jak trudno będzie miała nowa ekipa i jak bardzo się do tego nie nadaje - komentował Piotr Żelazny.
- Szanuję Marka Koźmińskiego, bo to fajny gość, który zna się na piłce. Wywiady z nim to przyjemność. Tym bardziej dziwię się, że nikt nie sprawdził jego planu na przemówienie i nie powiedział mu, że to gorzkie żale, a nie porywający spicz, który ma przekonać do niego ludzi - napisał Sebastian Staszewski.
- To nie brzmi jak przemówienie kandydata na prezesa PZPN, tylko konferencja po przegranych wyborach na prezesa PZPN - podsumował Leszek Milewski.