Łukasz Fabiański: Chcę grać do czterdziestki. Rozpoczęły się rozmowy o nowej umowie z West Hamem [NASZ WYWIAD]
Z Łukaszem Fabiańskim spotkaliśmy się w poniedziałkowy poranek, dzień po zwycięskich derbach Londynu z Tottenhamem. 36-latek opowiedział nam, którego piłkarza West Hamu najbardzej wzruszyły obrazki z zakończenia reprezentacyjnej kariery. Wyznał też, że tej klubowej kończyć nie zamierza nawet do czterdziestki. - Wkrótce mogę przedłużyć kontrakt z klubem. Rozpoczęły się już wstępne rozmowy - wyznał nam „Fabian” i zabrał też głos w sprawie powołania do kadry Matty'ego Casha.
Wschodni Londyn, a właściwie podmiejska miejscowość Hornchurch, w której mieszkają też Tony Adams, Frank Lampard czy Robert Snodgrass. Stąd Łukasz Fabiański ma blisko do ośrodka treningowego West Ham United, nie musi przebijać się przez korki i przede wszystkim może pozwolić sobie na ucieczkę od zgiełku metropolii, co byłoby niemożliwe bliżej centrum jednego z największych miast świata.
Fabiański zaliczył w niedzielę kolejny bardzo solidny mecz i przyczynił się do ważnego zwycięstwa z Tottenhamem. Sześćdziesiąt tysięcy widzów na London Stadium było w ekstazie, a jego trzecie czyste konto w sezonie oglądała pokaźna polska grupa, bo oprócz rodziny, która akurat odwiedzała „Fabiana”, na trybunach byli m.in. Sebastian Mila, Mariusz Fyrstenberg czy raper O.S.T.R..
TOMASZ WŁODARCZYK: Wygrana z Tottenhamem i czyste konto w derbach - tak można zaczynać nowy tydzień.
ŁUKASZ FABIAŃSKI: Jak najbardziej. Mecze z Tottenhamem to najważniejsze derby ze wszystkich. Zagrałem na zero z tyłu, przeskoczyliśmy Spurs i jesteśmy już na czwartym miejscu w tabeli. Trener jeszcze dał kilku zawodnikom, w tym mnie, niespodziewane wolne więc nie mogę narzekać na taki poniedziałek.
Przed chwilą w kawiarni zagadał fan Arsenalu, który pogratulował Ci wygranej.
Mieszkam mocno na wschód od centrum Londynu, żeby mieć blisko do ośrodka treningowego, i to teren naszych fanów więc trafił się rodzynek (śmiech). Tak, trzy punkty przeciwko Tottenhamowi z wiadomych względów też bardzo go ucieszyły. Oprócz pana z kawiarni kilka osób związanych z „Kanonierami” odezwało się do mnie po ostatnim gwizdku i gratulowało. Bez względu na to, co dzieje się w tabeli, mecz z największym rywalem zawsze jest traktowany jak finał. Doskonale wiem jak to jest więc tym bardziej, grając już w innych klubach, mecz z Tottenhamem ma dla mnie odrobinę inną otoczkę.
Wracając metrem po meczu podsłuchałem kilku dyskusji kibiców WHU i spokojnie załapałeś się w nich do TOP 3 najbardziej chwalonych piłkarzy.
A to miłe! Mam wrażenie, że jestem tu doceniany. Oczywiście na takie zaufanie trzeba pracować cały czas, ale o to chodzi w tym zawodzie. Wychodzisz na boisko i musisz robić swoje, żeby mieć szacunek u kibiców. Taki mecze jak ten z Tottenhamem na pewno w tym pomagają. Mnie osobiście cieszy fakt, że solidnie wykonałem swoją robotę. Zaliczyłem czyste konto – trzecie w sezonie. Rywale niespecjalnie zagrozili naszej bramce. Miałem kilka interwencji, zwłaszcza jedną trudniejszą po uderzeniu głową Harry'ego Kane'a, ale większość czasu to była duża kontrola. Dobrze się ustawiałem, przez co przeciąłem kilka dośrodkowań, które mogły wyglądac na łatwe. Skończyłem mecz udanym wyjściem do wysokiej piłki już w doliczonym czasie gry. Łapiąc ją i lądując na murawie, wywołałem wielki aplauz na trybunach. Chwilę później wybrzmiał ostatni gwizdek i mogliśmy cieszyć się razem.
To ważne zwycięstwo w kontekście układu tabeli. Znów kręcicie się wokół czołówki i zastanawiam się jaki jest cel klubu w tym roku - zrobić jeszcze jeden krok naprzód i spróbować awansować do Ligi Mistrzów?
Nie wyznaczyliśmy sobie jasnego celu, bo wiadomo jak to jest z takimi planami. Chcemy napsuć jak najwięcej krwi największym w stawce. Na pewno dobijamy się do czołówki. Premier League jest bardzo wymagająca i wymaga od Ciebie gry na sto procent z każdym rywalem. Stawka ekip, które chcą tu coś ugrać jest szersza niż przed laty. Stabilizujemy się w tej grupie, co już jest sygnałem, że możemy sporo namieszać.
Raczej nie można was już traktować jako rewelację jednego sezonu. Macie naprawdę solidny skład.
Jest budowany z głową. To nasza siła, że klub świetnie dopasowuje kolejne klocki w układance. David Moyes nie szasta pieniędzmi. Buduje spokojnie i selektywnie. Dokładnie wie, jakiego typu piłkarza potrzebuje. Potrafi czekać na okazje i kiedy decyduje się na konkretny ruch, jest on przygotowany i sprawdzony pod każdym względem. Musi przede wszystkim pasować do jego koncepcji. Mamy naprawdę fajną ekipę, jakość i umiejętności na każdej pozycji.
Kurt Zouma był taką okazją i przemyślanym ruchem?
Zdecydowane. Wykorzystaliśmy to co działo się na rynku transferowym i ściągnęliśmy Kurta do nas. Jego decyzja też pokazuje, że jesteśmy coraz bardziej atrakcyjnym kierunkiem. Niekoniecznie szukał pracodawcy z największym nazwą, choć pewnie miał takie propozycje jako zawodnik Chelsea, który zdobył Ligę Mistrzów. Postawił na ciekawy projekt sportowy, a za taki uważam West Ham United. Po meczu z Tottenhamem rozmawiałem z jednym pracowników i zwróciłem uwagę, że nasza linia obrony jest naprawdę bardzo solidna. Wydaje mi się, że godna najlepszych ekip w lidze. Wiele zespołów może nam zazdrościć tak szerokiego składu. Nie ważne kto wychodzi na boisko, daje jakość. Na przykład kontuzjowany jest Vladimir Coufal, a w jego miejsce wskakuje Ben Johnson i nie zawodzi. Ma dopiero 21 lat, jest wychowankiem i świetnie pracuje, co nie zawsze jest regułą u młodych piłkarzy. Moyes ma jedną ważną cechę. Potrafi utrzymać szeroką kadrę zawodników w pozytywnym napięciu. Nie ważne kto aktualnie gra, wszyscy ciężko pracują i nie narzekają. Na długim dystansie to może się opłacić.
Jest Zouma, Mihail Antonio, Łukasz Fabiański, ale absolutnym królem jest tutaj Declan Rice.
Zgadza się. Trafił tu jako nastolatek i jest traktowany jak największy skarb. Ma wielkie umiejętności. Nadaje tempo gry całemu zespołowi. Bardzo zaznacza swoją obecność na boisku. Wskoczył na jeszcze wyższy poziom, gdy zaczął grać w reprezentacji Anglii. Świetnie reguluje tempo gry i zdobywa teren. Oby został z nami jak najdłużej choć wiadomo, że pojawia się coraz więcej plotek o zainteresowaniu największych klubów.
Widać, że we wschodnim Londynie czujesz się bardzo dobrze, ale jakiś czas temu pojawiła się konkretna oferta z Benfiki Lizbona. Nie kusiło?
Tak, to prawda. To było po pierwszym sezonie spędzonym w West Hamie. Ludzie z Benfiki skontaktowali się ze mną bezpośrednio i powiedzieli, że są mną zainteresowani. Chcieli rozmawiać o szczegółach więc przekierowałem ich do mojego agenta. Dalsze rozmowy prowadził już on, ale szczerze mówiąc nie brałem tej propozycji na poważnie pod uwagę.
Dlaczego?
Cały czas wierzyłem w projekt West Hamu. Czułem, że będziemy rośli. No i nie chciałem zmieniać ligi. Premier League to szczyt marzeń piłkarza. Czuję się na tyle dobrze, że mogę tu jeszcze trochę pograć.
Ile?
Jeszcze nie wiem. Będę oceniał krok po kroku, ale patrząc chociażby na Artura Boruca czy wielu innych bramkarzy, można z powodzeniem bronić do czterdziestki. Myślę, że jestem w stanie zakręcić się wokół tej liczby. Czuję się bardzo dobrze. Piłka nożna cały czas sprawia mi wielką radość. Czasami coś strzyknie, bo musi strzykać, ale dopóki są to sprawy pod kontrolą, jest spoko. Czasami jeszcze zrobię "nadgodziny" z synem Jaśkiem w parku, w którym aktualnie rozmawiamy. Rozkładamy małe bramki i gramy. Oby dopisywało zdrowie i forma. Jeśli te warunki będą spełnione, chcę grać jak najdłużej.
W West Hamie? Twój kontrakt wygasa w czerwcu. Masz już jakieś sygnały o chęci jego przedłużenia?
Z tego co się orientuję, to były już prowadzone jakieś wstępne rozmowy. Mam nadzieję, że na spokojnie dojdziemy do dobrego rozwiązania dla obu stron. Nie widzę powodów, aby miało być inaczej, skoro klub i ja jesteśmy zadowoleni z tej współpracy.
Rozumiem, że w grę wchodzi przedłużenie umowy o rok - tak jak to miało miejsce ostatnio?
Zgadza się. Nie tylko West Ham ma taką politykę, że piłkarzy w pewnym wieku przedłuża się z sezonu na sezon. To w sumie logiczne rozwiązanie z wielu względów. Jest to pewnego rodzaju minimalizacja ryzyka. Oczywiście w tym wszystkim najważniejsze jest zdrowie i poziom sportowy. Jeżeli w tych aspektach będę dawał radę, nie widzę problemu z przedłużeniem umowy.
Masz już plany na listopadową przerwę reprezentacyjną?
Nie, spokojnie. Nie zapominajmy, że jednak nie skończyłem kariery i mam swoje obowiązki w klubie. Nie znam swojej rozpiski tak daleko naprzód, ale na pewno nie będę w tym czasie leżał na kanapie.
Ale jednak tego czasu zrobi się odrobinę więcej.
Jasne, w decyzji o zakończeniu reprezentacyjnej kariery chodziło też, żeby znaleźć więcej czasu na regenerację - psychiczną i fizyczną. Z zapełnieniem pustych okienek nie będę miał problemu. Poświęcę wolny czas dla rodziny. Może uda się gdzieś na chwilę wyjechać. Zobaczymy.
Od Twojego pożegnania w meczu z San Marino minęło już trochę czasu. W październiku byłeś rozchwytywany. Podliczyłeś, ile dostałeś gratulacji - telefonów czy sms-ów?
Oj nie, bez szans. Było tego bardzo dużo. Doceniałem każdą wiadomość, bo to oznaka szacunku do mojej osoby. Starałem się każdemu odpisać. Jeśli nie jakimś osobistym tekstem, to chociaż wysłaniem serduszka.
Loża wypełniona najbliższymi tobie ludźmi to piękny obrazek. Niemal wszyscy w bluzie z numerem 22.
Przed meczem zamówiłem pięćdziesiąt takich trykotów. Chciałem, aby każda osoba zaproszona przeze mnie na ten mecz też miała po nim jakąś pamiątkę więc odpowiednio wcześniej poprosiłem o ich przygotowanie i wyszło fajnie.
Kadr z tamtego wieczoru to jednak Ty schodzący z murawy w 57. minucie totalnie rozklejony. W takim momencie chyba nie da się powstrzymać łez.
Sam nie wiedziałem, jak dokładnie zareaguję. Wyszedłem na rozgrzewkę i już wtedy publiczność ciepło mnie przywitała. Ale wtedy jeszcze emocje były do opanowania. Znacznie trudniej było, gdy przed meczem w szatni pojawiła się żona z synem, bracia oraz ich dzieciaki. Wcześniej sam pytałem Kuby Kwiatkowskiego (team manager reprezentacji – przyp. red.), czy do czerwonej strefy będę mógł wprowadzić chociaż syna Jaśka. Dostałem wymijającom odpowiedź, że trzeba to dokładnie sprawdzić z powodów COVID-owych. Myślałem, że raczej nic z tego nie wyjdzie, a tu taka niespodzianka. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to naprawdę sytuacja absolutnie wyjątkowa w moim życiu. W drugiej połowie zacząłem zerkać na zegar nad murawą i upływające minuty. Wtedy już mocno uderzyło mnie, że to naprawdę ten ostatni raz.
Ta 57. minuta już zostanie z Tobą na zawsze?
Na pewno. Pytano mnie o moje TOP 3 momentów w reprezentacyjnej karierze. Ta na pewno załapie się na podium.
W klubie odnotowano jakoś to wydarzenie?
Tak, aż byłem w szoku, że każdy widział te obrazki. Wielu kolegów mówiło mi, że nawet wzruszyli się patrząc na moment, w którym schodzę z boiska. Zwłaszcza Mark Noble, który po tym sezonie będzie kończył karierę. Chyba czuł się z tą sytuacją jakoś emocjonalnie związany, bo mówił, że jakby widział w niej siebie. Może jakoś uderzyło go to mocniej, bo zaraz sam będzie miał takie pożegnanie. David Moyes podpytywał, czy przygotowano dla mnie coś specjalnego. Może to w kontekście Marka, żeby wiedzieć, jak robi się takie wydarzenia (śmiech).
Byłeś w reprezentacji Polski piętnaście lat i widziałeś wiele. Grałeś w kadrze z Rogerem, potem było w niej kilku zawodników z polskimi korzeniami, ale niezwiązanymi zbyt mocno z krajem. Teraz blisko potwierdzenia polskiego obywatelstwa i powołania do kadry jest Matty Cash. Co sądzisz o tym pomyśle?
Ma polskie korzenie. Jeśli on czuje się związany z naszym krajem, naprawdę czuje to wewnętrznie, to nie widzę większego problemu. Na pewno każdy będzie go w najbliższym czasie sprawdzał. Robił test polskości - czy zna historię, kulturę i czy poznaje język. Czy słusznie? Osobiście uważam, że to nie są rzeczy nie bez znaczenia. Jeśli reprezentujesz dany kraj, to nie tylko na boisku. Ja przynajmniej mam takie podejście. Ono ostatecznie pewnie zadecyduje o odbiorze Casha przez kibiców, ale nie marginalizowałbym innych czynników, o których wspominałem. Czuję, że przez pierwsze miesiące wszystkie oczy mogą być zwrócone mocno na Matty'ego. Pogadam z nim o tym, bo w niedzielę gramy przeciwko sobie mecz.
Czuję jednak, że nie jesteś wielkim fanem takich powołań?
Wiesz, ja jestem naprawdę sporym patriotą. W sensie pokazuję to w niektórych momentach. Moi znajomi śmieją się nawet, że jak tylko jest okazja, żeby podkreślić swoją polskość, to ja ochoczo to robię. Jak to się mówi: „Polish and proud”. Może to przez fakt, że już tak długo mieszkam za granicą. Związek z krajem na pewno ma dla mnie znaczenie, ale ostatecznie najważniejsza będzie postawa na boisku, bo tak było w przypadkach z przeszłości.