Lewandowski przysłania słabszy obraz Bundesligi? Brakuje wielkich nazwisk, ale roi się od przyszłych gwiazd
Timo Werner i Kai Havertz, czyli według niektórych gwiazdy numer dwa i trzy zeszłego sezonu Bundesligi, zdecydowały się tego lata na podbój Premier League. Jakim statusem cieszy się zatem na starcie nowych rozgrywek niemiecka ekstraklasa? Nie można jej jakości sprowadzać do samej obecności takich gigantów, jak Robert Lewandowski.
- To zawsze niekorzystne, kiedy tacy zawodnicy i tak ogromne talenty jak Kai Havertz opuszczają Bundesligę, ponieważ niemieccy kibice chętnie takich graczy oglądają - zauważył ostatnio Joachim Loew. - Z drugiej strony, ci zawodnicy muszą się za granicą sprawdzić na nowo, zaczynają od zera niezależnie od tego, co wcześniej pokazali i osiągnęli tutaj.
Aż siedmiu reprezentantów Niemiec, którzy na początku września rozpoczęli w podstawowym składzie inauguracyjny mecz swojej drużyny w Lidze Narodów, jest aktualnie zawodnikami klubów zagranicznych. Spośród graczy podstawowej jedenastki, jaką Joachim Loew wystawił do gry przeciwko Hiszpanii, tylko jeden (Niklas Suele) nie występował dotychczas poza Bundesligą. A w kadrze na to spotkanie nie było przecież Kaia Havertza, który finalizował w tym czasie swój transfer do Chelsea.
Po boomie
Cofnijmy się o sześć lat. Do rozegranego na brazylijskiej Maracanie finału mistrzostw świata pomiędzy Niemcami a Argentyną. Całą linię obrony (łącznie z bramkarzem) oraz pełen środek pola późniejszych mistrzów świata tworzyli zawodnicy reprezentujący wówczas kluby Bundesligi. Podobnie zresztą jak ustawiony w tamtym spotkaniu nominalnie na prawym skrzydle Thomas Mueller oraz rezerwowy, późniejszy zdobywca zwycięskiej bramki dla naszych zachodnich sąsiadów, Mario Goetze. Z całego podstawowego składu Niemców tamtego wieczoru jedynie Mesut Oezil i Miroslav Klose - oraz wprowadzeni na murawę w trakcie meczu Andre Schuerrle i Per Mertesacker - występowali wtedy zagranicą.
Bundesliga właśnie przeżywała boom. Rok wcześniej Bayern Monachium i Borussia Dortmund spotkały się na Wembley w niemieckim finale Ligi Mistrzów. Wkrótce trenerem tych pierwszych został Pep Guardiola, który dodatkowo na “dzień dobry” ściągnął do Bawarii z Barcelony swojego rodaka - typowanego na następcę Xaviego, Thiago Alcantarę. Niemiecki system szkolenia piłkarzy stał się tymczasem wzorem dla całej Europy. Na ligowe mecze tamtejszej ligi zaczęły latać nawet niemałe rzesze angielskich kibiców.
Jak wiadomo, po latach tłustych nadchodzą jednak te chude. W przypadku Bundesligi pisaliśmy już o tym pod koniec poprzedniego sezonu. Trwające okno transferowe pokazuje, że zasygnalizowany niedawno problem może być bardziej złożony.
Tego lata niemiecką ekstraklasę opuścili drugi najlepszy strzelec ubiegłych rozgrywek (Werner) oraz jej największy młody talent (Havertz). Do wyjazdu niezmiennie szykuje się również po siedmiu latach spędzonych w Bayernie prawdopodobnie najlepiej wyszkolony technicznie gracz ligi - nie kto inny jak wspomniany wyżej Thiago. Kiedy dodamy do tego, że przed rokiem z aktualnym klubowym mistrzem Europy pożegnały się jego dwie największe gwiazdy poprzedniej dekady (Franck Ribery i Arjen Robben), okazuje się, że na przestrzeni zaledwie kilkunastu miesięcy Bundesliga straciła kilku piłkarzy światowego formatu.
Zmiana strategii
Czy na horyzoncie widać następców? Tak, odpowiedzą zapewne fani Bayernu, odnosząc się do powrotu do Bundesligi - po czterech sezonach występów w Manchesterze City - Leroya Sane. Podobnej riposty udzielą bez wątpienia sympatycy Borussii Dortmund, słusznie wskazując na Erlinga Haalanda, Jadona Sancho, Giovanniego Reynę czy wreszcie najnowszy wielki talent w zespole BVB - Jude’a Bellinghama. Neutralni obserwatorzy mogą zauważyć też, że RB Lipsk wygrało przecież zimą wyścig o podpis na kontrakcie Daniego Olmo, podczas gdy Bayer Leverkusen przeznaczył właśnie niemałe pieniądze, by wykupić z Romy Patrika Schicka.
Pytanie jednak, czy w którymkolwiek z powyższych przypadków - poza Sane - możemy mówić o transferze piłkarza z absolutnie najwyższej półki. Kilka lat temu, przynajmniej przez chwilę, Bundesliga wydawała się aspirować ku temu, by zagrozić potędze klubów Premier League, Realowi Madryt czy Barcelonie. W ostatnich latach można tymczasem odnieść wrażenie, że niemiecka ekstraklasa wykonała krok nierzadko najtrudniejszy, acz strategicznie najważniejszy. Zaakceptowała swoje miejsce w szeregu. Zamiast porywać się z motyką na słońce i rywalizować o największe gwiazdy, kluby Bundesligi (oczywiście poza Bayernem) postawiły na młodych zawodników, dla których kilka sezonów spędzonych w niemieckiej elicie może okazać się wartościowym przystankiem w drodze na ten najwyższy z możliwych poziomów.
Zmiana polega na tym, że poszczególne zespoły, zwłaszcza z czołówki ligowej tabeli, nie zadowalają się już tylko wychowywaniem rodzimych talentów. Zaczęły też jeszcze mocniej niż wcześniej spoglądać na inne rynki. Od krajów ościennych, przez Anglię, aż po Stany Zjednoczone czy Kanadę (Alphonso Davies). Marzysz o karierze w największych klubach Europy? Przyjdź do nas, a otrzymasz szansę regularnych występów i zdobędziesz niezbędne doświadczenie, które przybliży cię do spektakularnego transferu.
W pierwszym meczu o stawkę w nowym sezonie 17-letni Bellingham od razu zagrał w podstawowym składzie Borussii Dortmund. U boku Reyny, Haalanda i Sancho. W kadrze RB Lipsk - półfinalisty minionej edycji Ligi Mistrzów - roi się od zawodników poniżej 24. roku życia. W Borussii Moenchengladbach i Bayerze Leverkusen ważne role odgrywali w ubiegłym sezonie młodzi Francuzi, odpowiednio: Marcus Thuram i Moussa Diaby.
Liczy się przyszłość
Jak zauważył wspomniany na wstępie tego tekstu Joachim Loew, opuszczenie Bundesligi przez Wernera i Havertza niekoniecznie musi okazać się stratą dla narodowej reprezentacji. A co, jeśli efekt będzie wręcz odwrotny? Kadra naszych zachodnich sąsiadów może przecież stać się mocniejsza za sprawą różnorodnego doświadczenia zbieranego obecnie przez jej zawodników na stadionach Premier League (Werner, Havertz, Ilkay Gundogan, Antonio Ruediger, Robin Koch, Bernd Leno), La Liga (Toni Kroos, Marc-Andre ter Stegen), Serie A (Robin Gosens), Ligue 1 (Thilo Kehrer, Julian Draxler) czy portugalskiej Primeira Liga (Luca Waldschmidt).
Równocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że Robert Lewandowski stał się tego lata dla Bundesligi jeszcze cenniejszym towarem niż dotychczas - zwłaszcza, że zaraz Bayern opuści ostatecznie Thiago. Nawet rozpoczynający przecież dopiero pierwszy pełny sezon gry w niemieckiej ekstraklasie Haaland ma przed sobą wiele strzelonych goli, zanim będzie mógł w ogóle pomyśleć o osiągnięciu statusu kapitana reprezentacji Polski.
Rozgrywki 2020/21 Bundesligi mogą zatem okazać się mniej “gwiazdorskie”, co nie znaczy jednak automatycznie, że mniej ciekawe. Niemiecka ekstraklasa po prostu stała się w ostatnich latach inna. To tutaj można obserwować występy nie tyle obecnych, co największych, przyszłych gwiazd światowego formatu.