Legia długie lata nie będzie pasować do Europy. "Dariusz Mioduski rozwala drużynę od środka"
Dzisiejszy wieczór dla kibiców Legii Warszawa jest absolutnym dziwactwem. Z jednej strony to chwila, którą należy się cieszyć i niczego nie wymagać, bo mistrzowie Polski grali z poważną drużyną Premier League. Z drugiej strony poziom znów został zweryfikowany, a do tego prezes Dariusz Mioduski mocno namieszał wewnątrz klubu.
Najpierw o piłce, żeby… no niestety, żeby mieć to za sobą. ’’Legioniści’’ stracili dwie szybkie bramki i to całkowicie usunęło złudzenia, że być może ekipa z Warszawy wróci na swój zwycięski szlak i znów zadziwi Europę. Jednak mecze ze Spartakiem w Moskwie i z Leicester u siebie już się nie powtarzają.
Legia była zagubiona. Yuri Ribeiro, typowo lewonożny piłkarz, wystawiony ponownie na prawym wahadle wyglądał na dziecko we mgle, gdy Patson Daka czy Luke Thomas atakowali jego stroną. To że był nieskuteczny w odbiorze to jedno. Ale on nawet nie doskakiwał, gdy rywale na skrzydle szukali miejsca na wrzutę w pole karne.
Zespół Marka Gołębiewskiego w kolejnym meczu był pasywny w grze defensywnej. Momentami stali i grali atrapy, tak jak to było przy golu na 3:1 po stałym fragmencie gry. Tu zawalił Mateusz Wieteska, ale i bramkarz Cezary Miszta. Akurat Leicester to rywal, któremu polski klub może ustępować w powietrzu, ale nie w taki sposób.
Cezary Miszta to w ogóle inna bajka. Po pierwszym spotkaniu tych drużyn był unoszony pod niebiosa za skuteczne interwencje, ale przecież wtedy zawalił on jednego gola i sytuację przy nieuznanej bramce. Uratowała go chorągiewka asystenta, inaczej lob za ’’kołnierz” byłby mu wypominany dużo częściej.
On nigdy nie był pewnym bramkarzem i to błąd wyłącznie dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego, że poza 40-letnim Arturem Borucem, w kadrze Legia ma dwóch młodziaków między słupkami. To nie czas dla Miszty na grę z tak dużym bagażem.
Ale przejdźmy do konkretu. Najważniejsze wydarzenie tego wieczoru to opublikowanie wywiadu z Dariuszem Mioduskim. Pojawił się on na godzinę przed pierwszym gwizdkiem na stronie klubowej i od razu stał się tematem zastępczym. Sternik Legii wprost mówi, że robi wszystko, by już zimą ściągnąć Marka Papszuna z Rakowa Częstochowa. Nie mówiłby tak, gdyby rozmowy nie szły zgodnie z planem.
Ale czy to etyczne i motywujące podczas gdy przed jego drużyną jeszcze siedem meczów do rozegrania w tym roku pod przywództwem trenera Gołębiewskiego? Czy potrzebne? Prezes Mioduski słynie z tego, że gdy pojawiają się problemy, to zapada się pod ziemię i winnych wskazuje poprzez kolejne zwolnienia. W tym roku już tego nie zrobi, bo wystawiłby się na śmieszność.
Marek Gołębiewski powiedział po meczu słynne zdanie „taka jest praca trenera”. Brzmiał jakby nie miał pojęcia o treści wywiadu prezesa Mioduskiego i był lekko zaskoczony schematem działań swojego przełożonego. Wygląda to niepoważnie. A w tle tego wszystkiego mecz na King Power Stadium. Legia zawitała do Europy, ale szybko pokazała, że długo nie będzie do niej pasować. Dariusz Mioduski rozwala drużynę od środka.