Grzegorz Krychowiak ujawnił kulisy transferu. "Gdyby nie oferta z Grecji, grałbym w Legii" [NASZ WYWIAD]
- Byłem gotowy dokończyć sezon w Polsce. Gdyby nie pojawiła się propozycja z Aten, grałbym w Warszawie. Ostatecznie zdecydowałem się na grecki kierunek. Jestem wdzięczny AEK-owi, ale też Legii. Oba kluby wyciągnęły do mnie rękę, podejmowały błyskawiczne decyzje i negocjowały w dobrej wierze. Teraz mogę znów skupić się na piłce zamiast myśleć o tysiącu innych rzeczy - mówi nam Grzegorz Krychowiak. Reprezentant Polski po raz pierwszy tłumaczy decyzję o opuszczeniu Krasnodaru po tym, jak wybuchła wojna na Ukrainie.
TOMASZ WŁODARCZYK: Po wybuchu wojny na Ukrainie szybko zdecydowałeś się na odejście z Krasnodaru.
GRZEGORZ KRYCHOWIAK: Z mojej strony to była bardzo trudna, ale naturalna decyzja. Od początku wojny uważnie śledziłem to, co działo się w sąsiednim kraju. Konsekwencje wojny dla całego świata, przede wszystkim dla Ukrainy, są i będą ogromne. Tam giną zwykli ludzie, giną dzieci, i naprawdę trudno na to patrzeć z boku. Serce boli. Nie mogłem postąpić inaczej. Dlatego stwierdziłem, że muszę wyjechać.
W ramach osobistego protestu?
Nie chcę tego tak nazywać. Uznałem wewnętrznie, że tak po prostu trzeba. Z pełnym pakietem konsekwencji, które ewentualnie mogą na mnie spaść. To była kwestia mojej moralnej i osobistej decyzji.
Ponoć stanąłeś na czele buntu zagranicznych piłkarzy.
To nieprawda. Taka informacja powstała w mediach, aby przedstawić mnie w negatywnym świetle. Nigdy nikogo nie namawiałem do odejścia. Nie stałem na czele żadnego buntu. Każdy z zawodników, który podjął taką decyzję, odpowiadał za siebie. Większość szybko zdecydowała się na zawieszenie kontraktów i wyjazd z klubu bez poszukiwania nowego miejsca do gry. Ja nie wyobrażałem sobie takiej sytuacji. Musiałem pomyśleć, co dalej, aby normalnie kontynuować sezon. Dlatego też opuściłem Krasnodar kilkanaście dni później niż większość zagranicznych piłkarzy. Jako pierwszy rozwiązał kontrakt nasz trener, Daniel Farke, i to de facto on dał innym przykład do działania. Nie przypisuję sobie zasług lidera buntu, czy jak to nazwać. W tej bardzo trudnej sytuacji odpowiadałem sam za siebie. Nie mogłem przejść nad wojną do porządku dziennego. Grać tam jakby nigdy nic.
Rosyjskie media mocno w Ciebie uderzały. Nazywały zdrajcą czy szczurem.
Mogę tylko powiedzieć, że nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. W klubie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wiedzą jaka jest prawa. To jest najważniejsze.
Jak na twoją decyzję zareagował Krasnodar?
Ze zrozumieniem. Żal mi właściciela, Sergieja Galickiego, który w żaden sposób nie jest związany z polityką, a podobnie jak wielu normalnych Rosjan, ponosi i poniesie gigantyczne konsekwencje tej wojny. Zbudował wielki projekt piłkarski za duże pieniądze, a teraz to wszystko stoi pod znakiem zapytania. Nie wiadomo, jak będzie teraz wyglądała liga rosyjska. Na tę chwilę rywalizacja toczy się jedynie o mistrzostwo. Inwestycja w inne cele nie ma sensu, bo nie gwarantuje gry w europejskich pucharach. Po mojej decyzji rozmawialiśmy z Krasnodarem o różnych opcjach. A te były naprawdę mocno ograniczone. Otwartymi rynkami były Brazylia, Stany Zjednoczone czy Szwecja. Rozmawialiśmy, pytaliśmy, ale tam dopiero ruszały rozgrywki i w grę wchodziło wypożyczenie minimum do grudnia.
Potem przepisy zmieniła FIFA. Otworzyła okno transferowe dla piłkarzy z Rosji i Ukrainy. Mogłeś rozmawiać z klubami z Europy.
Tak, ale to też nie oznaczało wysypu mnóstwa ciekawych propozycji. Przede wszystkim wiele federacji stwierdziło, że nie otworzy rynku dla piłkarzy z Rosji. Miałem oferty z Niemiec, Włoch i Hiszpanii. Natomiast nie mogłem z nich skorzystać przez lokalną blokadę. Trzeba było szukać dalej a czas uciekał.
Wiem, że rozmawiałeś z Legią.
Tak, i doszliśmy nawet do wstępnego porozumienia. Chciałem grać. To było najważniejsze w kontekście meczów reprezentacji Polski. Straciłbym gigantyczne pieniądze, ale liczyłem się z tym. Byłem gotowy dokończyć sezon w Polsce. Gdyby nie pojawiła się propozycja z Aten, grałbym w Warszawie. Ostatecznie zdecydowałem się na grecki kierunek. Jestem wdzięczny AEK-owi, ale też Legii. Oba kluby wyciągnęły do mnie rękę, podejmowały błyskawiczne decyzje i negocjowały w dobrej wierze. Teraz mogę znów skupić się na piłce zamiast myśleć o tysiącu innych rzeczy.
Jak wydostałeś się z Krasnodaru, gdzie po wybuchu wojny lotnisko zostało zamknięte?
Samochodem. Pojechałem do innego portu lotniczego. Podróż trwała pięć godzin. Potem lot do Moskwy, następnie Stambuł, Warszawa i dopiero Ateny. Dość skomplikowane ze względu na sankcje, ale chyba każdy z nas w ostatnim czasie nauczył się, że nie ma co narzekać na takie rzeczy.
Na twoją decyzję miała wpływ sytuacja Tomasza Kędziory, który musiał uciekać z Kijowa?
Nie rozmawiałem z nim w tamtym momencie, ale byłem myślami i wysłałem słowa wsparcia. Choć wojna toczy się pomiędzy dwoma krajami, w Rosji zupełnie nie odczuwało się jej konsekwencji. Żyło się zupełnie normalnie. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co czuł na miejscu Tomek, jego rodzina i mieszkańcy Ukrainy. To wielki dramat milionów ludzi.
Także w ramach solidarności z kolegą odmówiliście gry przeciwko Rosji w barażach. Ta ostatecznie została wykluczona przez FIFA. Nie bałeś się wrzucić wspólnego oświadczenia na swoje media społecznościowe?
Liczyłem się z przykrymi konsekwencjami, jakie ewentualnie mogę ponieść. Ale jeszcze raz podkreślam, że są rzeczy ważniejsze. Stąd moje decyzje.
Wiele dyskusji przed zgrupowaniem wywołał temat dwóch innych reprezentantów - Macieja Rybusa i Sebastiana Szymańskiego. Oni zostali w Rosji.
Tak samo jak nie podejmowałem decyzji za kolegów z Krasnodaru, tak samo nie zamierzam za kolegów z reprezentacji. Każdy ma swoje życie. Są różne sytuacje. Nie mnie je oceniać. To są naprawdę delikatne i skomplikowane sprawy więc nie chcę się wypowiadać za innych.
Wyobrażasz sobie powrót do Krasnodaru, gdy zakończy się twoje wypożyczenie w Atenach?
Mój kontrakt normalnie obowiązuje, Krasnodar zapłacił za mnie bardzo duże pieniądze, w lipcu wypożyczenie się kończy, ale na tę chwilę nie zaprzątam sobie tym głowy. Wszystko bardzo szybko się teraz dzieje. Zmienia z dnia na dzień. Jednego przygotowywałem się z fajnym zespołem i bardzo dobrym trenerem do drugiej części sezonu, a drugiego szukałem sobie nowego klubu. Skupiam się na tu i teraz. Mam dwa miesiące gry w AEK-u. Chcę im pomóc w zakwalifikowaniu się do europejskich pucharów. Teraz liczy się dla mnie tylko reprezentacja Polski. Najbliższe dni, które ukształtują cały rok kadry. Stąd mój pośpiech z transferem. Bardzo chciałem wystąpić w niedzielnym meczu z PAOK-iem, aby złapać rytm przed finałem baraży.
Czesław Michniewicz powiedział, że twój występ w finale jest pewną niewiadomą. Mecz przeciwko Szkocji ma dać odpowiedź, czy jesteś gotowy.
Tak, rozmawiałem o tym z selekcjonerem, z którym złapałem dobry kontakt. Komunikacja z nim bardzo mi odpowiada. Jest bezpośredni. Wiemy, co chcemy razem zrobić. Finał baraży to mecz roku. Być albo nie być na mistrzostwach świata. Zdaję sobie sprawę z wagi tego spotkania i jestem na nim w pełni skupiony. Podporządkowałem mu swoje decyzje. Minuty przeciwko Szkocji na pewno mi pomogą, ale muszę zaznaczyć, że nie odczuwam wielkich zaległości w przygotowaniu fizycznym. Ciężko przepracowałem półtora miesiąca obozu przygotowawczego. Grałem w sparingach - między innymi przeciwko Legii. Niedzielne spotkanie w lidze greckiej nie było najlepsze w moim wykonaniu, ale miałem kłopoty ze zdrowiem. W drużynie panowała grypa. Dość mocno się przeziębiłem i przez to byłem nieco osłabiony, ale czuję się już lepiej. Jestem gotowy na Szkocję i będę na finał baraży.