Krychowiak: Brak powołania mnie zabolał. Chcę porozmawiać z Santosem o przyszłości [NASZ WYWIAD]
- Chciałbym porozmawiać z Fernando Santosem o tym, czy jeszcze widzi mnie w reprezentacji Polski. Jeśli selekcjoner do mnie nie zadzwoni, to chętnie ja to zrobię. Dałoby mi to jasną odpowiedź i spokój ducha. Może uda się spotkać w Warszawie? Zobaczymy. Do takiej rozmowy musi być wola obu stron - mówi nam Grzegorz Krychowiak, 98-krotny reprezentant kraju, który jest na razie pomijany przez Portugalczyka.
TOMASZ WŁODARCZYK: Oglądałeś mecz z Mołdawią?
GRZEGORZ KRYCHOWIAK: Nie.
A więc widziałeś tylko suchy wynik.
Zgadza się. Byłem na wakacjach w innej strefie czasowej. Spojrzałem na rezultat i na początku myślałem, że wygraliśmy, tylko w słabym stylu, bo chłopaki dali sobie strzelić aż dwa gole. Pomyślałem, że już z tego będzie niezła jazda. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że graliśmy na wyjeździe...
I jazda była. Zasłużona. Kompromitacja.
Ja takich słów nie użyję. Na pewno mecze z takim przeciwnikiem powinniśmy wygrywać. Co do tego nie ma wątpliwości. Mamy po prostu zdecydowanie lepszych piłkarzy. W ogóle nie ma co porównywać umiejętności poszczególnych zawodników. Mimo to takie mecze się zdarzają. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski i walczyć o awans, bo zrobiło się nieciekawie. Margines błędu jest bliski zera.
Fernando Santos dzwonił?
Nie.
A ktoś ze sztabu?
Też nie.
Nie mieliście żadnego kontaktu od początku roku?
Dokładnie tak.
Myślisz, że to Twój koniec w reprezentacji?
Zupełnie szczerze - nie mam pojęcia. Żeby dojść do takiego wniosku, musiałbym porozmawiać z trenerem i będę chciał to zrobić w najbliższym czasie, aby dowiedzieć się, jak widzi moja osobę w swoich planach. Chciałbym to zrobić dla swojego świętego spokoju.
Brak powołania cię zabolał.
Tak. Jednak jak grasz w tej reprezentacji od wielu lat i grasz w niej niemal wszystko od deski do deski, to jest to spore tąpnięcie. Spoglądasz w internecie na listę powołanych i nie ma twojego nazwiska. Trzeba było się z tym jakoś oswoić.
Santos raczej się nie tłumaczy, nie rozmawia o swoich decyzjach.
Uważam, że taki telefon byłby czymś w porządku: "Grzegorz, na razie cię nie widzę. Jeśli chcesz zagrać w reprezentacji, musisz zrobić to i to”. Rozumiem, że każdy trener ma swój plan na budowę zespołu. Chodzi jedynie o formę komunikacji. Skontaktowanie się. Porozmawianie - trochę o pogodzie, trochę o piłce. Dwukrotnie znalazłem się na szerokiej liście powołanych, a na ostatecznej już nie. Chciałbym dowiedzieć się, czy są jakieś konkretne powody. Nad czym muszę popracować. Nawet gdybym usłyszał, że selekcjoner w ogóle nie widzi mnie w swoich planach, to w porządku. Przyjąłbym to do wiadomości i nawet uznałbym po takiej rozmowie, że pokazał charakter. A tak to nie bardzo wiem, na czym stoję. Człowiek inaczej odebrałby taki brak powołania niż informację z Instagrama.
Masz jeszcze nadzieję na powrót?
Oczywiście, że tak. Trener ma swoją wizję, plan, taktykę i pod to dopasowuje sobie zawodników, ale piłkarsko nie czuję się gorszy od tych powoływanych na moją pozycję. Spójrzmy na wyniki. Nie są lepsze niż w ostatnich latach. Mam nadzieję, że to się zmieni także przy moim udziale. A jeśli nie, to taka jest piłka nożna. Zrozumiem to. Jednak najpierw chciałbym porozmawiać o tym z selekcjonerem. Jeśli Fernando Santos do mnie nie zadzwoni, to chętnie ja to zrobię. Dałoby mi to jasną odpowiedź i spokój ducha. Może uda się spotkać w Warszawie? Zobaczymy. Do takiej rozmowy musi być wola obu stron.
Po Mołdawii słychać opinie, że zbyt łatwo pozbyto się doświadczonych zawodników i kadrze brakuje charakteru.
Obecna sytuacja przypomina mi tą z meczu barażowego ze Szwecją. W pierwszej połowie nam nie szło, a ja obserwowałem spotkanie z ławki rezerwowych. Pomyślałem: "Dobrze, że nie gram, bo już byłbym zakopany”. W drugiej wszedłem i pomogłem kadrze zakwalifikować się na mundial. Dałem pozytywny impuls. Pokazałem, że mogę jeszcze zrobić dużo dobrego. Już wtedy zbierałem dużo krytyki. Było mnóstwo głosów, że trzeba sobie dać ze mną spokój. Brałem to na klatę, bo na końcu liczyła się opinia trenera, a rzeczywistość kilka razy pokazywała, że trudno jest znaleźć lepszego następcę.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Mówimy głównie o Tobie, ale dyskusja o liderach dotyczy także Kamila Glika czy Kamila Grosickiego. Swoje wątpliwości na temat ostrego odcięcia pępowiny wyraził chociażby Marek Papszun.
W mojej opinii decyzja o pozbyciu się z kadry tak wielu doświadczonych piłkarzy jest zbyt drastyczna. Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że jego rola powoli się zmienia. Że wchodzą młodzi zawodnicy, którzy dostaną więcej minut. Ale weterani też mogą mieć swoją rolę w drużynie - w szatni i na murawie. Nawet jeśli miałoby to być wejście na kilkanaście minut, z trudniejszym rywalem czy w niebezpiecznym momencie. Jeżeli przegrywasz z Mołdawią, to nie przez umiejętności, a głowę i charakter.
Widzisz się w takiej roli mentora?
Przede wszystkim widzę się w roli piłkarza, ale komunikacja, podpowiadanie i wpływ na nowych zawodników to jest coś czego nie da się załatwić od ręki. Uważam, że zmiana pokoleniowa może być płynniejsza. Kiedyś usłyszałem takie zdanie, że nawet jeśli jesteś solidnym zawodnikiem w europejskim klubie i pokazujesz się w nim z dobrej strony co kolejkę, wcale nie oznacza, że to samo zrobisz w kadrze - w jednym, konkretnym meczu. Reprezentacja generuje gigantyczne zainteresowanie i oczekiwania. Musisz udowodnić "tu i teraz”, że jesteś tym piłkarzem, którego widzą w tobie na co dzień. Doświadczenia nie kupisz, ale możesz też dużo czerpać z najbliższego otoczenia. Podnieść pewność siebie czy opanować kryzys. Po to są weterani w drużynie i ja nie miałbym problemu z taką rolą.
Kilka dni temu zdecydowałeś się na rozwiązanie kontraktu z Krasnodarem. Jak wyglądała ta sprawa od kulis?
Po pojawieniu się informacji, że jest taka możliwość, decyzja była jasna. Nie chciałem tam wracać, dlatego zadzwoniłem do swojego agenta, aby poinformował klub, że chcę się rozstać. Po wybuchu wojny moje stanowisko od początku było zdecydowane, dlatego nie było sensu dalej tego kontynuować np. szukając kolejnego wypożyczenia. Teraz kończę ten etap i mogę iść dalej.
To nie był dla Ciebie najłatwiejszy czas - życiowo i sportowo.
Zgadza się. Ostatnie lata to brak stabilizacji. Ciągłe zmiany i przeprowadzki. Byłem na dwóch wypożyczeniach, w Grecji i Arabii Saudyjskiej, z czym wiązało się dużo spraw organizacyjnych. Był też stres związany ze rzeczami pozasportowymi. Zwłaszcza na początku wojny, gdy nie było wiadomo, co dalej. Szczęśliwie udało się to w miarę poukładać i mogłem skupić się na dalszej grze w piłkę.
Już wiesz, gdzie będziesz grał w przyszłym sezonie?
Jest kilka możliwych kierunków. Toczą się rozmowy więc nie będę zdradzał szczegółów. Jestem otwarty na różne propozycje i pewnie na początku lipca zdecyduję, która jest dla mnie najlepsza.
Możesz wrócić do Arabii i kontynuować karierę w Al-Shabab?
Zdecydowanie jest taka możliwość. Al-Shabab jest kierunkiem numer jeden, ale do mojego agenta dzwoniły także inne kluby. Tutaj karty są jeszcze na stole, bo w Al-Shabab następują duże zmiany organizacyjne. W przyszłym miesiącu zostanie wybrany nowy prezydent. Nie ma też jeszcze nowego trenera więc pewne decyzje są wstrzymane. Trzeba chwilę poczekać, jak będzie ostatecznie wyglądał pion sportowy i wtedy można rozmawiać.
A może Abha Club Czesława Michniewicza?
Miałem kontakt z trenerem. Pogratulowałem mu podpisania kontraktu w Arabii. Był też jakiś telefon w mojej sprawie z samego klubu, ale na razie bez konkretów więc zobaczymy. Tak jak mówiłem - rozważam swoje opcje, analizuję i nigdzie się nie spieszę. Zostanie na Półwyspie Arabskim zdecydowanie wchodzi w grę.
Można powiedzieć, że grałeś u Saudyjczyków zanim to stało się modne.
Od jakiegoś czasu dochodziły mnie głosy, że dojdzie do dużej zmiany w strategii budowania ligi i rewolucji transferowej. O możliwości sprowadzenia Leo Messiego jeden człowiek opowiadał mi już w lutym. Byłem bardzo zaskoczony, ale ten temat wracał co jakiś czas, aż w końcu pojawił się w mediach. Już doszło do wielu spektakularnych wzmocnień, a to dopiero początek. Na tapecie są cztery kluby należące do państwa - Al-Ahli, Al-Hilal, Al-Ittihad i Al-Nassr - ale inne drużyny też będą się poważnie wzmacniać.
Saudyjczycy aż tak zakochali się w futbolu?
Wiadomo, że chodzi przede wszystkim o sprawy wizerunkowe i promocyjne. Pokazanie się, a piłka nożna to najpopularniejszy sport świata. Saudyjczycy mają ogromne ambicje. Chcą stworzyć jedną z najsilniejszych lig na świecie. Ludzie naprawdę kochają tutaj futbol. Pokazał to mundial w Katarze, gdzie Arabia Saudyjska zaprezentowała się z bardzo dobrej strony i miała wielkie wsparcie z trybun. Największe kluby mają tam ogromne bazy kibiców. Są porządnie zorganizowanie. To poziom europejski.
Jak wspominasz rok spędzony w Arabii?
Osobiście czułem się tu bardzo dobrze. Ludzie są niezwykle życzliwi, a styl życia aż tak nie odbiega od Europy jak mogłoby się wydawać. Naturalnie, trzeba przyzwyczaić się do wysokich temperatur, co mi zajęło jakiś miesiąc, i do nieco innego stylu funkcjonowania, bo ludzie żyją tu wolniej i głównie po zmroku, ale wspominam ten rok pozytywnie. Dlatego nie miałbym problemu, aby zostać tu na dłużej. Zwłaszcza, że liga będzie jeszcze silniejsza. Może w jej nowym otwarciu zasłużę też na powołanie.