Kapitalna Wisła Kraków ma pewien problem. Widać to gołym okiem. "Na Ekstraklasę nie wystarczy"
Wisła Kraków nie zwalnia tempa. “Biała Gwiazda” w miniony piątek odniosła pewne zwycięstwo i na siedem kolejek przed końcem sezonu zajmuje lokatę dającą upragniony awans do Ekstraklasy. Humory przy Reymonta słusznie dopisują, ale mecz ze Stalą Rzeszów unaocznił też pewien problem zespołu prowadzonego przez Radosława Sobolewskiego.
W pierwszej połowie piątkowego starcia zobaczyliśmy prawdziwy koncert krakowskiej Wisły. Drużyna grała efektownie, do przerwy prowadziła już 3:0, a i tak był to właściwie najmniejszy wymiar kary dla rywali z Rzeszowa. Gdyby Luis Fernandez miał tego wieczora nieco lepiej nastawiony celownik, po 45 minutach mogło być nawet i 6:0.
Dwie różne połowy
W drugiej części gry obraz meczu diametralnie się zmienił. Szkoleniowiec “Białej Gwiazdy” chciał wykorzystać pewne prowadzenie swojego zespołu i dość szybko wpuścił na murawę wielu zmienników. Trudno się dziwić - przed Wisłą jeszcze kilka bardzo ważnych spotkań, w tym nadchodzące starcie “o sześć punktów” z Ruchem Chorzów. Przeprowadzając zmiany można było oszczędzić kilku istotnych piłkarzy, a jednocześnie poprawić morale tych, którzy na co dzień rzadziej dostają swoje szanse.
- Część zmian była spowodowana bardziej nie kontuzją, ale zagrożeniem kontuzji. Chłopcy gdzieś tam coś poczuli i nie chciałem ryzykować przy tym wyniku, bo wiadomo jak ważny mecz przed nami i wszystko robiłem, abyśmy można powiedzieć mogli wyjść w meczu z Ruchem na galowo - potwierdzał po meczu Sobolewski.
Zmieniona Wisła w drugiej połowie była już mocno bezzębna. Stal zdobyła bramkę, a po niej miała jeszcze swoje szanse. Mecz, który wydawał się zamknięty, nagle zrobił się bardzo emocjonujący, bo ekipa z Rzeszowa poczuła krew i chciała iść za ciosem. Na szczęście dla gospodarzy piłka nie wpadła już do bramki i “Biała Gwiazda” zdobyła arcyważne punkty.
Problemy z rezerwowymi
Jeśli zmiennicy mieli potwierdzić przydatność do zespołu i wykorzystać swoją szansę, to zdecydowanie tego nie zrobili. Kolejny raz w tej rundzie. Gra Wisły w drugiej części spotkania - kolokwialnie ujmując - siadła. Fani “Białej Gwiazdy” mogli przekonać się o ogromnej dysproporcji w jakości między niektórymi piłkarzami pierwszej jedenastki i ich zastępcami. I to z pewnością jest problem, którego w dłuższej perspektywie nie można ignorować.
Wisła po zimowych wzmocnieniach ma naprawdę bardzo mocną pierwszą jedenastkę. Na boku defensywy błyszczy David Junca, solidnie prezentują się skrzydłowi - Alex Mula i Miki Villar. Świetne recenzje zbiera też rządzący w środku pola James Igbekeme. Przy nich dużo lepiej prezentują się ponadto ci, którzy są w zespole dłużej - Luis Fernandez czy Angel Rodado.
Na dobrą sprawę w galowym ustawieniu Wisły trudno znaleźć dziś wyraźne wyrwy. Ale kiedy trzeba coś zmienić, dać impuls z ławki, zastąpić jedno z mocnych ogniw, zaczyna się problem. Bardzo daleko od dobrej formy są ci, którzy praktycznie w każdym meczu pojawiają się na boisku w drugiej połowie - Michał Żyro i Mateusz Młyński. Kilku szans w roli zmiennika nie wykorzystał też Sergio Benito. Zdenek Ondrasek dopiero dochodzi do siebie po bardzo poważnej kontuzji. To samo można powiedzieć o Alanie Urydze i Jakubie Błaszczykowskim.
Co dalej?
Wisła ma to szczęście, że urazy nie dopadają póki co najważniejszych ogniw. Problemy pojawiły się jedynie w środku pola, bo najpierw przez uraz wypadł Vullnet Basha, a zaraz potem Igor Sapała, ale prawdziwym kozakiem okazał się sprowadzony last minute Igbekeme. I nie dość, że rozwiązał kłopot, to jeszcze dodał “Białej Gwieździe” jakości w jednej z kluczowych stref boiska.
Dużo gorzej może być wówczas, jeśli kontuzje czy kartki dopadną najważniejszych piłkarzy z innych pozycji. Bo oni nie mogę już liczyć na tak jakościowe zastępstwo. W tym roku żaden z piłkarzy wprowadzonych w drugiej połowie przez Sobolewskiego nie zdobył bramki. Asysty? Po jednej zaliczyli Mula i Tachi, ale pierwszy z wymienionych od dłuższego czasu jest już zawodnikiem podstawowej jedenastki.
Przed Wisłą jeszcze siedem kluczowych spotkań. Absencje na pewno się pojawią, a wtedy szkoleniowiec “Białej Gwiazdy” może mieć niezbyt przyjemny ból głowy, bo rezerwowi nie dają wielu argumentów, by wierzyć w fakt, że dadzą tej drużynie odpowiednią jakość.
Potrzeba wzmocnień
Póki co nie wiemy, gdzie Wisła będzie grała w kolejnym sezonie. Wiemy jednak jedno - latem ten zespół będzie potrzebował kolejnych wzmocnień, bo na dziś kołderka wydaje się ciepła, ale wyjątkowo krótka. Zwłaszcza w Ekstraklasie grupa 13-15 jakościowych piłkarzy na pewno nie wystarczy.
Fani klubu z Reymonta nie powinni się jednak martwić. Dyrektor sportowy klubu, Kiko Ramirez na pewno ma już notes wypełniony kolejnymi nazwiskami Hiszpanów, którzy mogą iść drogą swoich rodaków, robiących obecnie w Krakowie prawdziwą furorę. Wisła już teraz jest bardzo hiszpańska, a będzie pewnie jeszcze bardziej. Nie mamy jednak nic przeciwko - póki piłkarze z tego regionu Europy podnoszą jakość w polskich klubach, są tu zdecydowanie mile widziani.
A jeśli w najbliższym czasie kilku zawodników z drugiego szeregu “Białej Gwiazdy” nie potwierdzi swojej przydatności nawet na boiskach pierwszej ligi, trudno będzie liczyć na nich w przypadku ewentualnego awansu do Ekstraklasy. Przy Reymonta mogą więc odbyć się spore czystki.