Kamil Grosicki rozmawiał z Czesławem Michniewiczem. Jest blisko, jednoczesnie daleko Legii Warszawa
Piłkarz chce, klub chce, trener chce. W takiej sytuacji można by uznać, że Kamil Grosicki jest blisko Legii Warszawa. Zawodnik rozmawiał w czwartek z Czesławem Michniewiczem. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, ale nie można jeszcze uznać, że porozumienie jest na wyciągnięcie ręki. Na przeszkodzie stoją oczywiście pieniądze. Trzeba też porozumieć się z obecnym klubem 32-letniego skrzydłowego - West Bromwich Albion. Jak wygląda sytuacja?
Dzień przed zamknięciem okienka transferowego Legia Warszawa odezwała się do Kamila Grosickiego pytając, jakie ma plany na najbliższą przyszłość. Sondowała sytuację. Po krótkim wzlocie w WBA, rozegraniu dwóch spotkań w Premier League, "Grosik" znów został odstawiony na boczny tor. Nie ma szans na występy na The Hawthorns do końca obecnego sezonu. Piłkarz szuka więc opcji transferowych. Tydzień temu toczyły się jeszcze rozmowy dotyczące jego przenosin do Nottingham Forest. Ostatecznie zawodnik nie zdecydował się na ten kierunek. W głowie zaczął kiełkowac pomysł, że powrót do Polski wcale nie jest złym rozwiązaniem.
Do Grosickiego dzwonili Radosław Kucharski i Tomasz Kiełbowicz. Wyrazili zdanie klubu, że ten jest zainteresowany jego sprowadzeniem. Jak informowaliśmy kilka dni temu, negocjacje zintensyfikowały się po zamknięciu okienka w wielu ligach i wewnętrznej naradzie na temat transferu. Ustalone zostały długość i warunki finansowe kontraktu. Umowa miałaby obowiązywać przez półtora roku z opcją przedłużenia o rok. O tym informował dziś portal "Legia.net". Podobnie jak o głównej przeszkodzie - pensji dla reprezentanta Polski. Legia musi poszukać dużej gotówki, aby ściągnąć piłkarza na Łazienkowską.
W negocjacje nie jest zaangażowany Dariusz Mioduski. Nie rozmawiał w sprawie transferu z Grosickim ani jego agentem. Te sprawy od początku leżą na barkach Kucharskiego i Kiełbowicza. Jak ustaliliśmy, Czesław Michniewicz zaakceptował pomysł sprowadzenia "Grosika", choć początkowo był sceptyczny. W czwartek rozmawiał z zawodnikiem na temat ewentualnej współpracy i panowie doszli do wniosków, że wspólna praca może przynieść obu stronom korzyści.
Grosicki chce pojechać na EURO 2021. Kadra to dla niego priorytet. W Legii grałby regularnie. Mógłby pokazać się Paulo Sousie. Dla zespołu jest potencjalnie dużym wzmocnieniem. W Warszawie i całej lidze miałby status gwiazdy. Dla skrzydłowego ważnym argumentem jest stabilizacja. Choć ma propozycje z Turcji i Arabii Saudyjskiej, wolałby wrócić do kraju. Zakończyć tułaczkę po świecie. W PKO Ekstraklasie na pewno byłby pod lupą selekcjonera. Na Bliskim Wschodzie? Niekoniecznie.
Żeby jednak nie było tak różowo, do pokonania jest jeszcze kilka przeszkód. Mówiąc wprost - stan konta także musi się zgadzać. Szejkowie zaproponowali Grosickiemu świetne warunki. Zarobki na poziomie miliona euro netto za pięć miesięcy gry! Kwoty, których mistrzowie Polski nie są w stanie spełnić. Okno zamyka się tam w niedzielę. Grosicki nie pali się jednak w tak egzotycznym kierunku. Jest gotowy nieco zejść z wymagań, aby podpisać umowę z Legią, ale wciąż jego wynagrodzenie byłoby wielkim obciążeniem dla budżetu klubu.
W tym momencie właściwie wszystkie najważniejsze decyzje leżą po stronie właściciela. Dariusz Mioduski musi wyciągnąć kalkulator i poszukać pieniędzy na zawodnika tego formatu. Jednocześnie ocenić, czy taka inwestycja da klubowi wymierny zwrot w postaci europejskich pucharów. Wygranie ligi to jedno, ale Grosicki musiałby dać też coś ekstra w eliminacjach Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Potencjalnie daje. Ale oczekiwania nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością.
Porozumienie na poziomie klubu i zawodnika zostało osiągnięte w wielu punktach. To już sporo. Jednak jeszcze jednym ważnym zadaniem będzie dogadanie się z WBA, które pewnie do końca sezonu musiałoby pokryć dużą część pensji piłkarza. Jednocześnie puścić go za darmo do Polski. Z tego co wiemy, beniaminek Premier League jest gotowy pójść na taki układ, aby przynajmniej ograniczyć wydatki na piłkarza, z którego nie korzysta Sam Allardyce. W ich idealnym scenariuszu Grosicki powinien odejść do Arabii Saudyjskiej. Wtedy w stu procentach pozbyliby się Polaka z listy płac.
Wiele zielonych świateł zostało już więc zapalonych. Ale z drogi trzeba jeszcze usunąć kilka poważnych przeszkód. Jeśli kibice chcą zobaczyć Grosickiego przy Łazienkowskiej, muszą uzbroić się w cierpliwość. Liczyć na hojność Mioduskiego oraz zgodę WBA. Do pełnego porozumienia jeszcze daleka droga.