Kamil Grosicki ma problem. Transfer do Legii Warszawa się oddala, czasu i opcji coraz mniej [NASZ NEWS]
Legia Warszawa finalizuje dwa zimowe transfery, ale żadnym z nich nie jest Kamil Grosicki. W ostatnich tygodniach dużo mówiło się o rozmowach skrzydłowego kadry z mistrzem Polski, ale na razie nic więcej z tego nie wynika. Sprawa stanęła w miejscu. Na chwilę obecną przenosiny 32-latka na Łazienkowską wydają się mało prawdopodobne. Do zamknięcia okienka transferowego w Polsce pozostały dwa tygodnie.
Przez zimową przerwę przy Łazienkowskiej w kontekście transferów działo się bardzo niewiele. Klub robił różne podchody, składał zapytania, ale odbijał się ze swoimi propozycjami. Pierwszym wzmocnieniem miał być Marko Janković, ale nie przeszedł testów medycznych. Ostatnie dwa tygodnie to już zdecydowane przebudzenie.
Wzmocnienia ze wschodu
Legia spojrzała na rynek wschodni, który okazał się dla niej bardziej otwarty. Pierwszym nowym piłkarzem zespołu w 2021 roku, jeśli przejdzie badania, będzie Uzbek Jasurbek Yakhshiboev. 23-latek jest już w Warszawie. Do końca tygodnia powinien zostać ogłoszony jako nabytek mistrzów Polski.
- Pokładamy w nim duże nadzieje. To jest zawodnik, który może grać na kilku pozycjach. Może grać jako skrzydłowy w ustawieniu 4-3-3, ale może również wystąpić w naszym nowym wariancie, na zbliżonej pozycji do Bartka Kapustki czy Luquinhasa. Wszystkie pozycje, które są związane z atakowaniem to jego docelowe miejsca. Cudów na początek nie oczekuje. Musi zaadoptować się w nowym miejscu i nowym otoczeniu. Potrzebuje czasu, żeby poznać kolegów i żebyśmy my zobaczyli na co go stać - mówił na konferencji prasowej przed meczem z Jagiellonia trener Czesław Michniewicz.
Drugim zawodnikiem będzie Artem Szabanow. Ukraiński stoper trafi najpierw do klubu na zasadzie wypożyczenia, a latem Legia będzie mogła wykupić go za niewielka kwotę z Dynama Kijów. Aktualnie stoper czeka na zamknięcie spraw formalnych. Jeśli wszystko pójdzie gładko, w najbliższych dniach stawi się w Warszawie - w niedzielę lub na początku przyszłego tygodnia.
Przeszkody na drodze po Grosickiego
Oba transfery są obiecujące, ale nie tak spektakularne jak potencjalne przyjście Kamila Grosickiego. Po zamknięciu okienka w zachodnich ligach informowaliśmy, że rozmowy pomocnika i klubu na chwilę przyspieszyły. Z piłkarzem rozmawiali Tomasz Kiełbowicz i Radosław Kucharski. Potem odezwał się również Michniewicz. I tyle. Bez większych konkretów. Od kilku dni cisza.
Strony znają swoje oczekiwania. Jednak im więcej mija czasu, tym bardziej wydaje się, że wymagania finansowe zawodnika są dla Legii zbyt dużym obciążeniem, aby sfinalizować transfer. Przeszkód jest po prostu za dużo, aby dopiąć hitowy transfer na warunki PKO Ekstraklasy.
Grosicki zarabia 40 tysięcy funtów tygodniowo w WBA, z którym łączy go kontrakt do końca sezonu. Piłkarz nie może absolutnie liczyć na podobne pieniądze w Legii. W przypadku wypożyczenia do czerwca tego roku, być może udałoby się podzielić pensję między dwa kluby. Ale co dalej? Legia nie da rady płacić żadnemu piłkarzowi na poziomie 800 tysięcy złotych brutto miesięcznie. Najwyższym kontraktem w historii był ten Artura Jędrzejczyka. Obrońcy płacono 800 tysięcy euro, ale rocznie. To nieco ponad 3,5 miliona złotych. Grosicki w Anglii dostaje trzy razy tyle! Czy byłby gotowy tak gwałtownie zejść z zarobków? Dostawać 4-5 razy mniej, bo przecież "Jędza" nie kasuje już tak dużo po parafowaniu nowej umowy we wrześniu 2020 roku. Mało prawdopodobne.
Inne pytanie, to czy dla mistrzów Polski krótkoterminowe rozwiązanie w postaci wypożyczenia Grosickiego (w optymistycznym wariancie z dzieloną pensją między WBA) ma sens? Reprezentantowi Polski i tak trzeba by zapłacić ok. 1,5 miliona złotych (w przypadku połowy wynagrodzenia), a za chwilę do dyspozycji na boku będzie Yakhshiboev. W marcu na boisku ma zameldować się po poważnej kontuzji Marko Vesović, który może spełniać rolę nie tylko prawego obrońcy, ale też wahadłowego w systemie 3-5-2. Michniewicz będzie miał więc więcej rozwiązań niż na początku roku, gdy głośno narzekał na szerokość kadry.
Jakość Grosickiego jest niepodważalna. Na polskie warunki byłby gwiazdą. Jednak rachunek ekonomiczny musi mieć swoje odbicie w realiach. Dariusz Mioduski, który nie brał udziału w rozmowach z zawodnikiem, umie liczyć i na razie bilans zysków oraz zagrożeń mu się z wielu względów nie spina. Pod uwagę trzeba wziąć pełne ryzyko vs. koszt jego poniesienia.
Co zatrudnienie Grosickiego może dać ponad stan? Bez niego Legia także powalczy o dublet na krajowym podwórku. "Grosik" musiałby więc zostać na dłużej, aby dać potencjalną przewagę w eliminacjach europejskich pucharów. Pucharów do których trzeba by w końcu awansować, a nikt lepiej od Mioduskiego nie wie, jak to trudne.
Z Grosickim rozmawiano o dłuższej umowie - półtora roku z opcją przedłużenia o rok. Chęć jego pozostania w Polsce nie była więc żadną przeszkodzą. Wręcz przeciwnie. Nikt jednak cały czas nie odpowiedział, kto miałby zapłacić za co najmniej 18-miesięczny kontrakt. Raz jeszcze wracamy do obecnych liczb i mocnego zobrazowania polskich realiów. Pensja Grosickiego wynosi rocznie 1/3 wpływu Legii z praw TV po wywalczeniu mistrzostwa Polski w sezonie 2019/2020.
Nikt o zdrowych zmysłach nie może pozwolić sobie na wydanie 30 procent tej kwoty na umowę z jednym zawodnikiem.
Pułapka z EURO w tle
Z perspektywy Grosickiego sytuacja robi się bardzo skomplikowana. Przez całe zimowe okienko o pomocnika zabiegało Nottingham Forest. Jednak 32-latek postanowił w ostatnim dniu ostatecznie odrzucić propozycję Anglików.
Drugą realną opcją był kierunek bliskowschodni. Piłkarz miał na stole konkretną ofertę z Damac FC - klubu, do którego trafił Domagoj Antolić. Warunki? Kosmiczne w zderzeniu z tym, co mogłaby zaproponować Legia. Na początek 600 tysięcy dolarów za pięć miesięcy gry + 200 tysięcy za utrzymanie w lidze + bonusy, z czego 30 procent płacone z góry. Ewentualne przedłużenie umowy to 1,4 miliona dolarów netto za pierwszy rok i 1,6 miliona dolarów netto za drugi + bonusy.
Grosicki nie zdecydował się jednak z wielu względów, także rodzinnych, na przenosiny do Arabii Saudyjskiej. Klub zakontraktował za te pieniądze Constantina Budescu. Okno się zamknęło, jak w wielu innych krajach, które mogłyby zagwarantować Polakowi wysokie zarobki.
Co teraz? Z możliwych poważnych kierunków transferowych wydaje się, że pozostaje jedynie Rosja:
Sytuacja Grosickiego to problem także dla selekcjonera Paulo Sousy, który w ostatnich tygodniach stracił dwóch środkowych pomocników, Krystiana Bielika i Jacka Góralskiego, z powodu poważnych kontuzji. Czy straci także Grosickiego? W WBA Kamil jest poza składem. Nie ma szans na powrót do gry. Żeby odpowiednio przygotować się do mistrzostw Europy, musi zmienić klub. Co jeśli nie Legia? Jak widać na grafice, opcji jest mało lub wcale.
Nie chcemy jednoznacznie przesądzać, że "Grosik" nie trafi do Legii, ale dajemy coraz mniejsze szanse. Klub robi inne transfery i wydaje się, że nie będzie miał budżetu na kolejny ruch - zwłaszcza tak luksusowy. Oprócz porozumienia z piłkarzem nie można pomijać, że trzeba przecież jeszcze dogadać się z WBA. A ta sprawa nawet nie została ruszona.
Kto wie, czy im bliżej zamknięcia okna w Polsce, tym skrzydłowy nie będzie musiał radykalnie zrewidować swoich oczekiwań. Naprawdę zastanowić się, co dalej. Co zrobić, żeby załapać się do kadry. Bardzo wątpliwe, że bez regularnej gry przez cały sezon, dostanie powołanie. Jeśli szybko nie znajdzie rozwiązania, ominie go duży turniej - jeden z ostatnich w karierze.