Jako pierwsi w Hiszpanii weszli na giełdę, ale nie chcą na tym poprzestać. "To będzie kolejny krok"
W obecnych czasach futbol jest ogromnym biznesem, a kluby piłkarskie niejednokrotnie funkcjonują jako po prostu prężnie działające przedsiębiorstwa. Część z tych największych notowana jest nawet na krajowych giełdach. To właśnie do tej grupy aspiruje CF Intercity, beniaminek trzeciego poziomu rozgrywkowego w Hiszpanii, który jest naprawdę wyjątkowym projektem.
Na Półwyspie Iberyjskim, mimo że mamy tam do czynienia z jedną z najpopularniejszych i również przynoszących największe zyski lig piłkarskich na świecie, przyszłość klubów wciąż w dużej mierze zależy od socios, czyli de facto kibiców. Club de Futbol Intercity przełamuje ten trend. Startup z okolic Alicante w zeszłym roku wkroczył na hiszpańską giełdę. Uczynił to jako pierwszy klub piłkarski w kraju, ale wiele wskazuje na to, że wcale nie ostatni.
Intercity jest dla mniejszych, nie tylko lokalnych zespołów wzorem do naśladowania na wielu płaszczyznach. Klub rozwija się bardzo prężnie pod względem biznesowym, ale jednocześnie nie zapomina o najważniejszej gałęzi działalności, czyli tej stricte sportowej. W maju drużyna wywalczyła historyczny awans do Primera Division RFEF, czyli na hiszpański trzeci poziom rozgrywkowy. I jak wskazują osoby związane z tą ekipą, zdecydowanie nikt nie zamierza na tym poprzestać.
Celem zjednoczenie regionu
Był 2017 rok, kiedy Salvador Marti i Javier Mira zdecydowali się zainwestować w mający blisko 90-letnią tradycję klub GCD Sant Joan. Obaj panowie odnieśli spory sukces wraz ze swoją firmą FacePhi, zajmującą się biometrycznymi systemami kontroli bezpieczeństwa, a w pewnym momencie zdecydowali, że chcą wykorzystać biznesowe doświadczenie właśnie w futbolu. Nowi właściciele postanowili zacząć wszystko od podstaw i porzucili dotychczasowe barwy, herb i tym samym zrzekli się historii i dorobku drużyny. Tak oto powstało Intercity.
Sama nazwa w Polsce może przywoływać naturalne skojarzenia z kolejami, ale jej hiszpańska geneza jest zupełnie inna. Klub powstał w San Juan de Alicante lub też w języku walenckim Sant Joan d'Alacant, miasteczku położonym w sąsiedztwie metropolii ochrzczonej mianem “serca Costa Blanca”. Mira i Marti uznali taką nazwę za idealną, biorąc pod uwagę ich zamiar “zjednoczenia” kibiców z całego regionu. Szczególnie że w okresie, kiedy zakładali Intercity, pobliski Hercules, zdecydowanie najpopularniejszy klub w okolicy, już od kilku lat próbował bezskutecznie wydostać się z ówczesnej Segunda Division B, a ostatnio spadł nawet na czwarty poziom rozgrywkowy.
- Hercules pozostaje najważniejszym klubem w mieście. Awans Intercity pozwoli jednak Alicante, a więc naprawdę dużemu miastu, nieco zbliżyć się do świata profesjonalnego futbolu. Głównym problemem zespołu pozostaje fakt, że to wciąż jego początki, a więc na razie dopiero rozwija on bazę kibicowską. Intercity organizuje dużo pozytywnych inicjatyw dla lokalnego futbolu i jeśli wciąż będzie wspinać się po kolejnych szczeblach hiszpańskiej piramidy, być może stworzy stałą wspólnotę kibicowską złożoną z nie tylko pobliskich mieszkańców - mówi w rozmowie z nami David Esteve z “Diario AS”.
Jak Ajax czy United
Intercity ma na to szansę, bo jest projektem dotąd niespotykanym na piłkarskiej mapie Hiszpanii. Od początku chce działać w zupełnie inny i innowacyjny sposób niż reszta ligowej stawki. Dlatego właśnie jednym z pierwszych celów klubu było jak najszybsze wejście na giełdę. To praktyka powszechnie stosowana przez drużyny z największych europejskich lig. Kibice mogą kupować akcje takich zespołów jak Ajax Amsterdam, Benfica, Borussia Dortmund, Manchester United czy Juventus. W Hiszpanii jest to jednak absolutna nowinka.
- Wejście Intercity na giełdę było podyktowane chęcią transparentności finansowej, dzięki której zyskaliśmy zaufanie naszych kibiców i inwestorów. Oczywiście, że chcemy się rozwijać, ale przy tym pragniemy uniknąć generowania jakichkolwiek długów. Z pieniędzy pozyskanych w ten sposób będziemy w stanie wybudować w przyszłości nowy stadion czy kompleks treningowy. To przecież właśnie wraz z wystawieniem naszych akcji na giełdę, Hiszpania dołączyła do czołowych europejskich lig, których kluby również są notowane - opowiada nam Asun Candela, rzeczniczka prasowa CF Intercity.
Różnica między wspomnianymi już klubami i Intercity jest jednak znacząca. Podczas gdy ekipy pokroju United czy Juventusu weszły na giełdę już jako uznane międzynarodowe marki, hiszpański zespół uczynił to jako tak naprawdę piłkarski startup, który obecnie posiada 1100 akcjonariuszy. Na pensje zawodników przeznacza 60-70% dochodów. Klub mający budżet na poziomie około czterech milionów euro, pozyskuje blisko 95% funduszy bezpośrednio z nowych inwestycji, a pozostałe 5% to niewielkie dochody ze sprzedaży gadżetów.
Kolejny poziom profesjonalizacji
W Intercity są bardzo zdeterminowani, by odnieść sukces. Mimo że w ciągu ostatnich pięciu lat zespół osiągnął cztery awanse, tak naprawdę chciał wspiąć się na wyższe poziomy w jeszcze szybszym tempie. To dlatego niedługo po powstaniu klub chciał dokonać fuzji z Noveldą, innym zespołem z regionu Walencji, by z miejsca zacząć grę od ówczesnej Tercera Division, ale władze hiszpańskiej federacji ostatecznie odrzuciły ten wniosek. Kolejnego lata Intercity uczestniczyło z kolei w licytacji o licencję, którą pozostawił po sobie w Segunda Division B CF Reus Deportiu, ale w wyścigu o nią zwycięska okazała się wspierana przez Gerarda Pique FC Andorra (o tym równie ciekawym projekcie więcej pisaliśmy TUTAJ).
Pozaboiskowe starania Intercity mające na celu wywalczenie awansu do wyższych klas rozgrywkowych nie odbiły się jednak dla klubu czkawką. Paradoksalnie pomogła w tym wciąż stosunkowo uboga baza kibicowska. Dzięki temu ruchy władz zespołu mogły zostać tak naprawdę zupełnie niezauważone, a sama drużyna miała dzięki temu możliwość skupienia się na walce o awans, tyle że już na boisku.
- Nasz zespół osiągnął coś wielkiego. Cztery awanse w ciągu pięciu lat to wyczyn, którym może pochwalić się mało zespołów na świecie. Teraz przed nami nowy cel, czyli walka o awans do Segunda Division, dzięki czemu wskoczymy na kolejny poziom profesjonalizacji. Wraz z naszym wzrostem sportowym pojawią się też nowi kibice. CF Intercity jest młodym projektem, otwartym na fanów, którzy chcą kroczyć z nami w ramię w ramię - opowiada Candela.
Wizja legendy Atletico
Walka o Segunda Division wcale nie brzmi w przypadku Intercity jak scenariusz z filmu science-fiction. Beniaminek już teraz dysponuje bowiem naprawdę ciekawą kadrą, w której najgłośniejsze nazwiska należą do tych najbardziej doświadczonych zawodników. Manu Herrera, 40-letni bramkarz ma za sobą grę w Primera Division w barwach Elche i 171 meczów poziom niżej. Jest Carlos Carmona z ponad 50 spotkaniami w hiszpańskiej najwyższej klasie rozgrywkowej i przeszło 300 na jej zapleczu. Latem do zespołu dołączył też chociażby Emilio Nsue. To kapitan reprezentacji Gwinei Równikowej, który w CV ma ponad sto występów w La Liga oraz nieco krótszy epizod w Premier League. Do niedawna barw klubu bronili natomiast jeszcze inni zawodnicy znani z iberyjskiej elity - Juanma Ortiz czy Borja Viguera.
- Celem klubu jest jak najszybsze wejście do świata profesjonalnego futbolu. Uważam to za całkiem realny plan, szczególnie biorąc pod uwagę podwaliny, które są układane pod ten zespół i jego naprawdę poważny projekt sportowy. Każdego roku chcą awansować o klasę wyżej i dlatego ściągają do siebie zawodników, którzy mają im w tym pomóc. Intercity będzie starało się pozyskać najlepszych piłkarzy z danej kategorii. Z każdym kolejnym wzmocnieniem jest im zresztą o to dużo łatwiej, bo jest to już projekt o uznanej marce. Teraz największym wyzwaniem pozostaje poprawa klubowej infrastruktury. Jeśli chodzi o same kwestie sportowe, jestem wręcz pewny, że są w stanie stworzyć naprawdę konkurencyjny zespół - uważa Esteve.
Za wyniki drużyny odpowiada trener Gustavo Siviero, 52-letni Argentyńczyk, który jako zawodnik występował w San Lorenzo, Newell's Old Boys czy Mallorce. Pod koniec wieku otarł się o reprezentację “Albicelestes”, kiedy do kadry na mecz towarzyski z Holandią powołał go Marcelo Bielsa. Po zostaniu szkoleniowcem pracował w Realu Murcia, Herculesie, a także w cypryjskim Enosis Neon. Znanych postaci nie brakuje też na klubowych korytarzach. Juanfran, jeden z udziałowców Intercity i żywa legenda Atletico Madryt, od pewnego czasu pełni również funkcję wiceprezydenta odpowiedzialnego za sprawy sportowe. To właśnie jemu podlega nowy dyrektor sportowy klubu Jorge Lopez, który miał zajmować się akademią w ukraińskim Krywbasie Krzywy Róg, ale ze względu na sytuację wojenną zdecydował się pozostać w ojczyźnie.
Miliony na stole
Klub rozwija się też w wielu innych dziedzinach. Teraz jako ONCE Intercity Alicante wystartuje w lidze dla osób niewidomych. Obok sekcji piłkarskiej (seniorów, kobiet, zespołów młodzieżowych), działają też drużyny koszykówki i futsalu. Ostatnio Intercity zdołało także dopiąć umowę z Alpha Blue Ocean, w myśl której ma uzyskać niemal pięć milionów euro na budowę własnego centrum treningowego.
- Intercity to nie tylko pierwszy zespół. Ambicją naszego klubu jest stworzyć drużyny piłkarskie na każdym poziomie - tak, byśmy mogli zaoferować młodym adeptom futbolu przede wszystkim możliwość cieszenia się z uprawiania tego sportu. Jesteśmy bardzo ambitni od początku naszego istnienia i pragniemy odnosić kolejne sukcesy. Od momentu, gdy udało nam się awansować do Primera RFEF, prezydent klubu, Salvador Marti, nie ukrywa, że tym kolejnym krokiem będzie dostanie się do Segunda Division. Dlatego cały zespół, nie tylko ten na boisku, pracuje teraz nad tym, by było to jak najszybciej możliwe - mówi Candela.
Zgodnie z wyliczeniami samego klubu, gra w Segunda División sprawiłaby, że wartość Intercity podskoczyłaby z czterech do 30 milionów euro. Z kolei występy w najwyższej klasie rozgrywkowej mogłyby wywindować giełdową wycenę do aż stu milionów. “Pasja, emocje i opłacalność” - tymi słowami Esau Rojo, jeden z dyrektorów klubu, opisywał w jednym z wywiadów to, co klub może zaoferować swoim inwestorom. I trudno się z nim nie zgodzić.