Jak on mógł nie zrobić wielkiej kariery?! Wirtuoz z Wisły Kraków, który nie wykorzystał pełni potencjału

Jak on mógł nie zrobić większej kariery?! Wirtuoz, który nie wykorzystał pełni potencjału
Dziurek / shutterstock.com
Chociaż w Krakowie spędził tylko dwa lata, do dziś z sentymentem wspomina go cała wiślacka - a może nie tylko - społeczność. Do Ekstraklasy wszedł w imponującym stylu, na zmrożonej murawie, przy -20 stopniach Celsjusza urządzając sobie łatwy do pokonania tor przeszkód, gdy “Biała Gwiazda” pojechała do Gdyni. A później było jeszcze lepiej. Maor Melikson był piłkarzem nietuzinkowym. Dziś nie tylko przypominamy jego krakowski epizod, ale sprawdzamy też, jak radził sobie po wyjeździe z Polski.
Do zespołu z Reymonta przychodził zimą 2011 roku, gdy urzędował już tam holenderski duet Robert Maaskant - Stan Valckx. Para Holendrów miała dać Bogusławowi Cupiałowi wymarzoną Ligę Mistrzów, więc ten nie szczędził grosza. Na Meliksona wyłożył prawie 700 tysięcy euro, a w tym samym okienku przyszli też Kew Jaliens, Sergei Pareiko, Michaił Siwakow i Cwetan Genkow.
Dalsza część tekstu pod wideo

Bez aklimatyzacji

Takie pieniądze na 26-latka, który nigdy wcześniej nie wychylił nosa poza Izrael?! Można było mieć spore wątpliwości. Ale Meliksonowi zajęło kilka minut na boisku, by je rozwiać.
Będąca po rundzie jesiennej na drugim miejscu Wisła zaprezentowała “wiosną” marsz w kierunku mistrzostwa. Wiosną w cudzysłowie, bo zaczęło się od wyjazdowego spotkania z Arką, a tam… jakieś -20 stopni na termometrach. Jak mawiał klasyk, pogoda nie dopisywała do gry w piłkę. Ale Maor nic sobie z tego nie robił. Był zdecydowanie najaktywniejszym zawodnikiem na murawie, a wszyscy kibice i obserwatorzy tego starcia mogli pomyśleć “oho, ten gość może u nas rządzić”.
Wisła imponowała w całej rundzie wiosennej. Szybko doścignęła Jagiellonię, a po chwili zaczęła jej uciekać. Duża w tym zasługa Meliksona, który wcale nie zadowolił się dobrym startem. Już w następnej kolejce do świetnej gry postanowił dołożyć pierwszego gola, przyczyniając się do domowego zwycięstwa z Ruchem.
I w następnych tygodniach dalej strzelał, asystował, mijał rywali, dryblował, notował rekordy w biegu na 60 metrów. Na cztery kolejki przed końcem trafił nawet… głową po rzucie rożnym, zapewniając Wiśle i zwycięstwo w Derbach Krakowa, i mistrzostwo kraju. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Bilans na wiosnę? Cztery gole i sześć asyst. Statystyki dobre, ale i tak nie oddające do końca jego fantastycznej dyspozycji.

A może… do kadry go?

W tym samym czasie pojawił się też temat jego gry dla reprezentacji Polski. Z formalnego punktu widzenia nie był to żaden problem, bo mama Maora jest Polką. Obywatelstwo otrzymał więc błyskawicznie. Chciał co prawda grać dla Izraela, ale powołania nie przychodziły, a my braliśmy wtedy do kadry wszystkich, którzy mają jakieś - nawet najmniejsze - związki z naszym krajem. Wystarczy wspomnieć tu o Obraniaku, Perquisie, Boenischu czy Polanskim.
- To skomplikowane. Całe życie mieszkałem w Izraelu, urodziłem się tam, grałem dla reprezentacji juniorskich. To nie jest dla mnie łatwe. Byłbym dumny grając i dla Izraela, i dla Polski, ale nie myślę teraz o tym. O polskiej reprezentacji mówili mi na razie tylko dziennikarze, nie kontaktował się ze mną nikt z reprezentacji. Wiem, że wszystkich interesuje ten temat, ale naprawdę nie chciałbym wiele mówić o tym. Koncentruję się na grze w Wiśle - mówił wtedy Melikson.
Temat ostatecznie jednak ucichł, a w końcu nadszedł debiut w izraelskiej kadrze.

Show z Liteksem, dramat w Nikozji

“Biała Gwiazda” z Meliksonem w składzie mogła szykować się do kolejnej próby sforsowania bram Ligi Mistrzów. Poprzednie okienko transferowe okazało się strzałem w dziesiątkę, bo wypalił nie tylko Melikson, ale i Pareiko czy Genkow, a nawet Jaliens z Siwakowem mieli swoje dobre momenty. Valckx i Maaskant dostali więc więcej zaufania, tym razem ściągając Ilieva, Lameya, Nuneza, Diaza, Bitona oraz Jovanovicia. Sporo i… drogo.
Cupiał postawił wszystko na jedną kartę. Wyłożył na stół miliony, ale oczekiwał, że wszystko zwróci się z nawiązką po awansie do Champions League. Wisła bez problemów przeszła Skonto Ryga, później Melikson prawie w pojedynkę wyeliminował Liteks Łowecz, strzelając w dwumeczu trzy gole, aż w końcu przyszedł ten nieszczęsny APOEL.
Chociaż na przestrzeni całej rywalizacji to rywale byli zdecydowanie lepsi, Wisła jeszcze kilka minut przed końcem rewanżu miała w rękach klucze do Ligi Mistrzów. Wyrwał je jednak Ailton, z pomocą Pareiki wciskając piłkę do bramki. Ten gol zaważył na dalszej przyszłości Wisły. Zaważył też w dużym stopniu na przyszłości samego Meliksona, który akurat w dwumeczu z APOEL-em nie zachwycił.
Później ekipa z Nikozji zawojowała Ligę Mistrzów, dochodząc aż do ćwierćfinału, gdzie wyeliminował ją Real Madryt, a Wisła wpadła w przeciętność. W Ekstraklasie utknęła w środku stawki, Ligę Europy zaczęła od porażki z Odense. Melikson złapał uraz, który na jakiś czas wykluczył go z gry. Słabe wyniki sprawiły, że z posadą pożegnał się Maaskant. Na jego miejsce wskoczył Michał Probierz, ale przy Reymonta nie zabawił zbyt długo.

Gdzie się podział Maor?

Kampanię 2011/2012 można by było właściwie spisać na straty, gdyby nie fakt, że rzutem na taśmę udało się nawet wyjść z grupy w LE (pamiętny wieczór z korespondencyjną rywalizacją Wisła vs Twente i Fulham vs Odense). Ale już w 1/8 lepszy okazał się Standard Liege.
Ligę “Biała Gwiazda” zakończyła dopiero na siódmym miejscu, tytuł na jej stadionie zapewnił sobie Śląsk Wrocław, a Melikson przez cały sezon Ekstraklasy uzbierał tylko jednego gola i dwie asysty. Na pewno nie pomogły mu kolejne urazy, ale też nie można się oszukiwać - to nie był już ten sam piłkarz.
Jakby zatracił boiskową pewność siebie. Zaczął też narzekać na zbyt duże zainteresowanie medialne. Z tygodnia na tydzień gasł coraz bardziej. Nie przypominał już Meliksona, który z buta wszedł do Ekstraklasy, rozstawiając po kątach wszystkich, którzy próbowali go zatrzymać.
Nieco lepiej było już w rundzie jesiennej kolejnego sezonu, jak się później okazało, ostatniej spędzonej przy Reymonta. Zaczął od bramki i asysty w meczu z Bełchatowem, później dołożył jeszcze kilka decydujących podań. Dalej nie była to najlepsza wersja Maora, jaką zdążyliśmy poznać, ale widać było, że znów cieszy go gra w piłkę.

Czas pożegnań

Rozkręcał się, ale niestety nie było mu już dane robić tego w Wiśle. Klub popadł w tarapaty finansowe, trzeba było schodzić z kontraktów, sprzedawać tych, na których dało się jeszcze coś zarobić. Zimą Meliksona wytransferowano więc do francuskiego Valenciennes za 900 tysięcy euro. Jeszcze nieco ponad rok wcześniej wart był na pewno dużo więcej, ale wtedy nawet taką kwotę przyjęto pod Wawelem z pocałowaniem ręki.
W Krakowie Melikson spędził więc dwa lata. I można mieć naprawdę mieszane uczucia. Sam fakt, że dziś wspomina się go z wielkim sentymentem potwierdza, że był - jak na standardy Ekstraklasy - piłkarzem z innej planety. Pokazywał to jednak przez zbyt krótki czas. Może dlatego nigdy nie zrobił wielkiej kariery? Potencjał miał wielki. Wydaje się jednak, że granice były w jego głowie.

Epizod we Francji i powrót do domu

W Valenciennes spędził później 1.5 sezonu. Zagrał w 54 meczach, strzelił cztery gole, dołożył siedem asyst. Furory zdecydowanie nie zrobił. Zdecydował się w końcu na powrót do klubu, z którego wcześniej odchodził do Wisły. Tam znalazł przystań, bo w Hapoelu Beer Szewa został już do końca kariery, regularnie pracując na miano prawdziwej legendy klubu.
Mógł cieszyć się z trzech mistrzostw Izraela, pograł jeszcze w reprezentacji, europejskich pucharach. Znów wskoczył na bardzo wysoki poziom, chociaż na karku miał coraz więcej wiosen. Fragmenty jego występów z Hapoelu pokazują, że wrócił tam stary, dobry Maor. Mimo upływającego wieku - dalej szybki, rewelacyjny technicznie, potrafiący zagrać równie efektownie i efektywnie.
Kilka miesięcy temu - w wieku 35 lat - Melikson zawiesił korki na kołku. Piłkarzem był znakomitym, człowiekiem wciąż jest świetnym. Niedawno można było przeczytać niezwykle piękną historię dotyczącą byłego piłkarza Wisły.
***
Są tacy piłkarze, którzy mimo dużych ograniczeń piłkarskich, potrafią wydobyć ze swojej kariery maksimum. Ale jest i ta druga grupa. Zawodników o nieprawdopodobnym potencjale. Zdecydowanie niewykorzystanym. Należy do niej właśnie Maor Melikson. Jasne, przecież też swoje osiągnął. Nie można powiedzieć, że się zmarnował, ale… no nie trudno oprzeć się wrażeniu, że miał papiery na dużo, dużo więcej.
Zapraszamy także do lektury artykułów o innych zagranicznych piłkarzach, których dobrze zapamiętaliśmy z występów w Ekstraklasie: Prejuce Nakoulma, Abdou Razack Traore, Dani Quintana, Kalu Uche, Donald Guerrier.
Dominik Budziński

Przeczytaj również