Van den Brom zaskoczy wyjściowym składem Lecha Poznań na Bodo? "Możliwa jedna duża niespodzianka"

Van den Brom zaskoczy wyjściowym składem Lecha na Bodo? "Możliwa jedna duża niespodzianka"
Marcin Bulanda / PressFocus
Wielki wieczór polskiej piłki albo rozliczanie sezonu? Co rozpocznie się późnym czwartkowym wieczorem w Poznaniu? Dla Lecha 23 lutego to jeden z najważniejszych dni w historii klubu i wręcz głupio będzie nie wykorzystać takiej szansy, jak awans wiosną do kolejnej rundy Ligi Konferencji Europy.
Aby uzmysłowić sobie, jak wielka szansa stoi przed Lechem, to warto spojrzeć w historię. "Kolejorz" tylko dwa razy na wiosnę grał w europejskich pucharach i zawsze odpadał już na pierwszej fazie. Zresztą już sam występ polskiej ekipy w Europie na wiosnę to rzadkość, nie mówiąc już o przechodzeniu rund. Już teraz warto więc docenić, że mistrz Polski w ogóle dostąpi tej szansy, o której wielu może pomarzyć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ktoś powie: halo, halo - przecież to tylko Liga Konferencji. Okej, ale w naszej sytuacji każdy sukces w Europie trzeba doceniać. A takim na pewno będzie awans Lecha do 1/8 finału tych rozgrywek. Za osiągnięcie można zresztą uznać już wyjście z grupy, ale patrząc na wynik pierwszego spotkania i siłę "Kolejorza" przed własną publicznością - trzeba spróbować awansować i nie bać się tej szansy.
John van den Brom w środę na konferencji wspominał, że Lech Poznań zagra w 12. Trener miał na myśli kibiców, którzy w liczbie ok. 36 tysięcy będą chcieli na własne oczy zobaczyć, jak tworzą się duże rzeczy w polskiej piłce. Przecież już nie raz przypominany był ostatnio sezon 90/91 i zwycięski dwumecz Legii Warszawa z Sampdorią. Tyle polski klub czeka na przejście jakiejkolwiek rundy na wiosnę w europejskich pucharach. Długo. Zdecydowanie za długo.
Wyżej mowa była o kibicach. Wymagających kibicach, którzy chcą zobaczyć triumf swojej drużyny. Kto był na wygranym 3:0 meczu z Villarrealem, ten chce więcej. Kto nie był na rewanżu, jak ja, chce doświadczyć coś, co wydarzyło się przy pokonaniu wielkiej hiszpańskiej firmy, co dało przepustkę do gry z Bodo. Wielki wieczór przy wsparciu całego stadionu.
To można zrobić. Lech jest uważany u bukmacherów za faworytów. Na swoim stadionie w tym sezonie w Europie strzelił już 19 goli, stracił tylko dwa. Na siedem meczów aż sześć zostało wygranych i tylko Hapoel Beer Szewa potrafił przy Bułgarskiej bezbramkowo zremisować z drużyną Johna van den Broma. Patrząc dalej, to Bodo ma na koncie serię dziewięciu wyjazdowych meczów bez zwycięstwa w Europie. Warto też wspomnieć, że "Kolejorz" do tej pory w swojej historii grał 13 dwumeczów, w których nie przegrał pierwszej potyczki. W takich sytuacjach nie udało się awansować tylko trzy razy.
Przed tym starciem jasno wskazywaliśmy, że to swoisty "gospodarski" dwumecz. Bodo nie wykorzystało swojego stadionu, choć robiło dużo, by to zrobić. Teraz ruch należy do Lecha, a co by nie mówić o drużynie van den Broma, to ta w Europie potrafi grać inaczej. Mądrzej, dojrzalej. Ma trochę szczęścia, ale w europejskich pucharach widać doświadczenie trenera, który rozegrał ponad 55 meczów w europejskich pucharach, a też jest już szkoleniowcem, który w czwartek po raz 16. poprowadzi "Kolejorza" w Europie. Żaden trener Lecha jeszcze tego nie dokonał. Ta przygoda trwa od 5 lipca i niech trwa dłużej.
Lech ma karty we własnych rękach. Będzie miał wsparcie trybun. Musi zagrać mądrze, a marzenia i kolejna runda są w zasięgu ręki. Ale co będzie, jak nie pójdzie...

Wariant nieoptymistyczny

Niestety sport ma to do siebie, że to wcale nie musi być piękny wieczór polskiej piłki. Gdyby nie udało się awansować, to w Poznaniu w teorii nastąpi koniec sezonu. Lecha nie ma w Pucharze Polski, w lidze - bo mówimy tu o walce o mistrzostwo - właściwie też już go nie ma. Zostanie walka o TOP3, z taką kadrą będące obowiązkiem. Fani, przyzwyczajeni w Poznaniu do fajnych, innych czwartkowych wieczorów, będą musieli zadowolić się rywalizacją co tydzień w lidze, gdzie rywalizacja o podium to nie jest cel, jaki grzeje poznańską publiczność. To obowiązek, który trzeba wypełnić, by za rok znowu grać w pucharach.
Trzeba sobie powiedzieć wprost - wtedy będą dożynki. Nie ma co krakać, ale niewykorzystanie takiej szansy, jak wywalczenie awansu u siebie z wicemistrzem Norwegii, będzie bardzo bolało. Szczególnie przy 0:0 w pierwszym meczu. Zacznie się już pierwsze rozliczanie sezonu i wejścia w rundę wiosenną, które stawia kilka znaków zapytania nad tym, jak przygotowany jest zespół do rywalizacji na dwóch frontach. Dlaczego widzimy tyle dziwnych rotacji? Dlaczego Lech jest tak nieskuteczny? Dlaczego popełnia tyle błędów i ma problemy z fazami przejściowymi? Czemu nie umie zabijać meczów? Te pytania już się pojawiają, ale nasilą się, gdyby dzisiaj nie poszło.
Dożynki to określenie dość potoczne, ale mecze ligowe w Poznaniu grzać aż tak mocno nie będą, co widać po frekwencji na meczach z Miedzią czy Zagłębiem. Emocji będzie mniej, wręcz dużo mniej, a większość topowych rywali - Widzew, Legia czy teraz Raków - przyjmie wiosną Lecha u siebie.

Kto do boju? Szwedzki duet w pomocy

Przed takimi meczami zagadką jest zawsze wyjściowy skład. Na kogo postawi John van den Brom? Gdzie zaskoczy, bo że zaskoczy, to jesteśmy wręcz pewni.
Wiemy, że w czwartek zabraknie Radosława Murawskiego, a co by nie mówić, to akurat on w tym meczu przydałby się jak mało kto. Największy znak zapytania - kto go zastąpi, kto wystąpi obok Jespera Karlstroema? Osobiście spodziewam się powrotu do standardowej taktyki Lecha, do której van den Brom wrócił w drugiej połowie meczu w Norwegii. Z jedną - dużą - niespodzianką.
Najbardziej po głowie chodzi nam rozwiązanie z ustawieniem... Filipa Dagerstala obok Karlstroema. Nominalny środkowy obrońca grywał już wyżej w przeszłości. Został też tak sprawdzony pod koniec meczu w Bodo i w drugiej połowie ligowego starcia z Zagłębiem Lubin. Widać było brak automatyzmów, ale źle to nie wyglądało. Przy braku Murawskiego i słabej formie Kwekweskiriego, trudno o inne defensywne rozwiązanie w środku pola. Szczególnie biorąc pod uwagę siłę rywala w drugiej linii, gdzie wróci być może najlepszy piłkarz Bodo, Hugo Vetlesen, a obok będą fantastyczni Berg i Gronbeak, którzy pokazali się z bardzo dobrej strony w pierwszym meczu. Trudno uwierzyć, żeby van den Brom zdecydował się na inny wariant, czyli np. przesunięcie niżej Marchwińskiego, a wyżej postawienie na Szymczaka bądź Sousę (w to już w ogóle nie wierzę, mimo że to najlepszy piłkarz Lecha w starciu z Zagłębiem) za Ishakiem i wybór na skrzydle Velde czy Ba Loui.
Ważną informacją jest też powrót do kadry meczowej Joao Amarala. Portugalczyk będzie do dyspozycji Johna van den Broma, bo w pierwszym składzie się go nie spodziewamy.
Przewidywany skład Lecha Poznań na mecz z Bodo/Glimt:
Bednarek - Pereira, Salamon, Milić, Czerwiński - Dagerstal, Karlstroem - Skóraś, Marchwiński, Szymczak - Ishak
Kolejorzu. Do boju. Po marzenia. Po historię. Po radość dla wielu kibiców Lecha i po piękne wspomnienia w pamięci. Po to się gra w Europie. Po takie wieczory, które zostają w głowie na całe lata. Bo przecież to po czasie najbardziej pamięta się mecze z Austrią Wiedeń, Manchesterem City czy Juventusem. To wszystko działo się w pucharach. Tu będzie albo radość, albo smutek. Zdecydowanie liczymy na to pierwsze.

Przeczytaj również