Grał w FC Bayernie osiem lat. Lewandowski przebił go w jeden sezon. Dziś ma 39 lat i strzela mnóstwo goli
Do Bayernu trafiał jeszcze w XX wieku. W klubie spędził osiem lat, strzelając w tym czasie 51 goli. Mniej niż Robert Lewandowski w samej kampanii 2019/20. Po jego europejskich wojażach okrzyknięto go piłkarzem jednego sezonu. Dziś Roque Santa Cruz wciąż gra w piłkę. Ma 39 lat i zdobywa mnóstwo bramek w lidze paragwajskiej.
Rok 1999. 17-letni napastnik Olimpii Asunción kończy ligowy sezon ze znakomitym bilansem 13 goli strzelonych w 24 meczach. Jego świetną formę docenia selekcjoner reprezentacji Paragwaju. Powołuje go na rozgrywane u siebie Copa America. Tam Santa Cruz zachwyca. Zdobywa trzy bramki w czterech spotkaniach. Scouci europejskich potęg wpisują jego nazwisko do swoich notesów. Walkę o młodego snajpera wygrywa jednak Bayern Monachium. Płaci 5 mln euro. Jak na tamte czasy naprawdę sporo. W Bawarii są przekonani, że pozyskują przyszłą gwiazdę futbolu.
Bez czasu na aklimatyzację
Santa Cruz od razu został rzucony na głęboką wodę. Po przybyciu do Bawarii regularnie występował we wszystkich najważniejszych rozgrywkach. Pierwszy mecz Ligi Mistrzów - od razu podstawowa jedenastka. Na ławce wielkie nazwiska - Giovane Elber i Carsten Jancker. Pierwsze spotkanie Bundesligi - to samo. Jeden z najlepszych klubów w Europie postanowił oprzeć swój atak na chłopaku, który dopiero wchodził w dorosłość, a przed momentem występował jeszcze w niezbyt silnej lidze paragwajskiej.
W pierwszym sezonie po przenosinach do Monachium Santa Cruz strzelił we wszystkich rozgrywkach dziewięć goli. Dołożył swoją cegiełkę do podwójnej korony Bayernu, który triumfował w Bundeslidze i Pucharze Niemiec. Dyspozycja Paragwajczyka nie wyglądała spektakularnie, ale można było traktować ją - choćby ze względu na jego wiek - z umiarkowanym optymizmem. W kolejnej kampanii grał już nieco mniej, jednak nadal miał przebłyski. W Bundeslidze trafił pięć razy. Dostał 30 minut w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Tylko z ławki oglądał natomiast finał Champions League, który padł łupem jego drużyny.
Pierwsze trafienie w Bundeslidze jako zawodnik Bayernu zanotował w wieku 18 lat i 12 dni. Przez długie lata dzierżył później miano najmłodszego strzelca w ligowych zmaganiach klubu z Monachium. Dopiero całkiem niedawno przebił go Jamal Musiala.
Nie o taką regularność chodziło
Santa Cruz w Bayernie był wyjątkowo regularny. Pierwszy sezon w Bundeslidze - pięć goli. Drugi sezon w Bundeslidze - pięć goli. Trzeci sezon w Bundeslidze - pięć goli. Czwarty sezon w Bundeslidze - pięć goli. Piąty sezon w Bundeslidze - pięć goli. Nie o taką regularność jednak chyba chodziło.
O ile na początku przygody z “Die Roten” tego typu liczby mogły być traktowane jako przyzwoita rozgrzewka, z każdym kolejnym sezonem były już mocno rozczarowujące. Co to za napastnik, który w ciągu sezonu zdobywa kilka bramek? I nie jest to wypadek przy pracy, a ciągle powtarzany schemat.
W kolejnych trzech sezonach Santa Cruz przestał już upierać się na strzeloną piątkę. Było jeszcze gorzej. Rozgrywki 2004/05 spędził praktycznie w całości na trybunach. Zagrał w czterech meczach Bundesligi. Nie zdobył żadnej bramki. Rok później kończył z czterema trafieniami. Dwa lata później z dwoma. Monachijski serial Paragwajczyka trwał. Tylko happy-endu nie było widać na horyzoncie. Dziś to nieprawdopodobne, że tak mało skuteczny napastnik utrzymał się przez tyle lat w Bayernie Monachium. Trzeba też jednak przyznać, że miał niezłą konkurencję. Elber, Jancker, później Roy Makaay i Claudio Pizarro. Trudno było pełnić przy nich pierwszoplanową rolę.
One season wonder
Latem 2007 roku Santa Cruz w końcu pożegnał się z Bawarią. Przez osiem lat strzelił dla klubu 51 goli w 238 meczach. Wówczas zaufało mu Blackburn Rovers. I wtedy przyszedł TEN sezon. W całej europejskiej drodze Paragwajczyka jedyny naprawdę udany. To jemu mógł później zawdzięczać przypięcie łatki one season wonder.
Wychowanek Olimpii Asunción zdobył wówczas 19 bramek w samej Premier League. Dołożył do tego siedem asyst. W klasyfikacji strzelców wyprzedzili go jedynie Cristiano Ronaldo, Emmanuel Adebayor i Fernando Torres. Szczyt osiągnęła jego rynkowa wartość. Ale - jak pokazała przyszłość - był to tylko jednorazowy wyskok.
W kolejnym sezonie męczyły go urazy. Wypadał z gry trzykrotnie. Raz na cztery mecze, później na trzy, pod koniec rozgrywek już na dłużej. Zagrał w 20 spotkaniach Premier League, trafiając do siatki tylko cztery razy. Ale jego wcześniejsze wyczyny wciąż tkwiły w pamięci nie tylko kibiców, ale i włodarzy innych klubów na Wyspach. 21,2 mln euro wyłożył więc za Santa Cruza Manchester City. Tam Paragwajczyk ponownie zawiódł. Przez półtora roku zagrał tylko w 24 meczach. Prawie osiągnął swoją słynną piątkę z Bayernu. Tym razem strzelił cztery gole.
Życie na walizkach
Pomóc miało mu wypożyczenie do Blackburn. Miejsca, gdzie rozbudził nadzieje kibiców. Gdzie pokazał, że jednak potrafi strzelać więcej niż kilka goli na sezon. Nic z tego. Przyszedł zimą. Do końca rozgrywek dziewięć razy wybiegał na murawę. Licznik: zero goli, zero asyst. Po powrocie do Manchesteru nie było już tam dla niego miejsca. “Obywatele” wypożyczali go jeszcze do Realu Betis i Malagi. W tym pierwszym klubie wcale nie było lepiej (siedem goli w 35 meczach). Lekki progres Santa Cruz zanotował w Andaluzji.
Przyzwoicie odnalazł się tam na rocznym wypożyczeniu. Na boiskach La Liga zdobył osiem bramek, wystąpił też dziesięć razy w Lidze Mistrzów, gdzie piękną przygodę Malagi w dramatycznych okolicznościach zakończyła podczas ćwierćfinału Borussia Dortmund. Wcześniej, na etapie 1/8 finału, Santa Cruz strzelił decydującego o awansie gola przeciwko FC Porto, choć na murawie pojawił się zaledwie trzy minuty wcześniej. Został też bohaterem w ligowym meczu z Realem Madryt. W 64. minucie zmienił Javiera Saviolę, a następnie dwa razy trafił do siatki. Chociaż Malaga przegrywała 1:2, dzięki trafieniom Paragwajczyka ostatecznie pokonała “Królewskich” 3:2.
Santa Cruz zbierał na tyle pozytywne recenzje, że po wypożyczeniu Malaga zdecydowała się podpisać z nim stałą umowę.
W Blackburn po jednym świetnym sezonie był zjazd. Podobnie sytuacja wyglądała niestety na Estadio La Rosaleda. Santa Cruz spędził tam jeszcze półtora roku, ale z miesiąca na miesiąc prezentował się coraz gorzej. Sezon 2013/14 zakończył z bilansem sześciu goli i czterech asyst. W rundzie jesiennej kolejnych rozgrywek trafiał do siatki pięć razy i zanotował dwa decydujące podania. Był wówczas jednym z dwóch kapitanów drużyny. W końcu przyszedł jednak czas pożegnań.
- Bardzo dziękuję Roque Santa Cruz. Zawsze będziesz w naszych sercach. Życzę Ci wszelkich sukcesów - napisał wówczas na swoim Twitterze właściciel klubu, Abdullah bin Nasser Al Thani.
Santa Cruz spakował walizki i przeniósł się do odległego Meksyku. Automatycznie został tam najlepiej zarabiającym zawodnikiem ligi. Rocznie miał otrzymywać około 2 mln euro. Ale na boisku nie radził sobie najlepiej. W 11 meczach strzelił tylko cztery gole. Po kilku miesiącach powrócił wtedy do Malagi. Tym razem na niezbyt udane wypożyczenie. Wystąpił jeszcze w 19 meczach ekipy z Andaluzji i zdobył trzy bramki. Wtedy stało się już jasne, że nie będzie kontynuował swojej kariery w klubie z Estadio La Rosaleda. Nie wrócił także do Meksyku.
Powrót do domu i strzelania goli
Latem 2016 roku Paragwajczyk w końcu odnalazł swój dom. A raczej do niego wrócił. Dołączył do Olimpii Asunción. To tam rozpoczynał karierę. Tam przypięto mu łatkę jednego z największych talentów świata. Stamtąd wyruszał na podbój Europy, której niestety przez lata nie był w stanie podbić. W Paragwaju znów przypomniał sobie jednak, że potrafi grać w piłkę. Pierwsze dwa sezony miał jeszcze przeciętne, by nie powiedzieć po prostu słabe. Ale później coś - jak mawia klasyk - coś przeskoczyło mu w głowie. Jego gole dały drużynie tytuły mistrzowskie w 2018 i 2019 roku.
- 2016 - 5 goli w 16 meczach
- 2017 - 4 gole w 32 meczach
- 2018 - 14 goli w 38 meczach
- 2019 - 28 goli w 42 meczach
- 2020 - 17 goli w 32 meczach
Na stare lata Santa Cruz przypomniał sobie, że rolą napastnika jest jednak przede wszystkim strzelanie goli. Lepiej późno niż wcale. Wiadomo już też, że rozpoczynający się na początku lutego sezon ligi paragwajskiej będzie ostatnim w jego karierze. Paragwajczyk poinformował ostatnio, że wraz z końcem 2021 roku - już jako 40-latek - zawiesi buty na kołku.
Na oddzielny akapit zasługuje też na pewno reprezentacyjna kariera Paragwajczyka. Do dziś Santa Cruz jest bowiem najlepszym strzelcem w historii tamtejszej kadry. W 112 meczach zdobył 32 bramki. Do jego wyniku nie zbliżyli się nawet inni znani snajperzy z tego kraju - Nelson Valdez, Oscar Cardozo czy Lucas Barrios. A Santa Cruz? Wystąpił na trzech mundialach (2002, 2006, 2010). Jedynego gola na czempionacie zdobył w meczu z RPA (MŚ 2002). Zagrał też w kilku turniejach Copa America, gdzie wpisywał się na listę strzelców siedem razy. W 2016 roku oficjalnie pożegnał się z kadrą.