Fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Zbyt łatwe eliminacje EURO 2020 hamują rozwój reprezentacji Polski

Fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Zbyt łatwe eliminacje hamują rozwój Polaków
asinfo.
Jutrzejsze spotkanie z Macedonią Północną i poniedziałkowy mecz z Izraelem są dla Polaków bardzo istotne. Zwycięstwa w obu z nich mogą ulokować nas na autostradzie na mistrzostwa Europy, mimo że eliminacje nie będą jeszcze nawet na półmetku. 12 punktów po 4 spotkaniach dadzą reprezentacji ogromny komfort i luz zarówno przed rywalizacją z ostatnim grupowym rywalem, Słowenią, jak i przed rundą rewanżową. Spoglądając na poziom naszych przeciwników już chwilę po losowaniu musieliśmy zadać sobie pytanie: co „Biało-czerwonym” da (teoretycznie) wygranie żenująco słabej grupy?
Jasne, najpierw trzeba wyjść na boisko i to rzeczone 6 punktów wywalczyć. Izrael i Macedonia Północna to też nie takie ogórki, żebyśmy jak Jacek Magiera przed spotkaniem z Tahiti wymagali minimum 5 bramek z przodu i zera z tyłu.
Dalsza część tekstu pod wideo
Ale załóżmy czysto teoretycznie, że oba mecze wygrywamy i przed rundą rewanżową zaczynamy już powoli oglądać bazy treningowe i dogodne przeloty na stadiony ME. Następnie przystępujemy do drugiej części eliminacji, powtarzamy wyniki i ruszamy na europejski czempionat.
Z jakiej pozycji? Co będziemy tak naprawdę o kadrze wiedzieć? Jaki mamy potencjał? O co walczymy? I przede wszystkim: co piłkarze będą mieli w głowach przed kolejnym ważnym turniejem?

Sport narodowy? Pompowanie balonika!

Pamiętacie opinie przed rosyjskim mundialem?
A balonik rósł, rósł i rósł… no i stało się to, co w 2002, 2006, 2008 czy 2012 r. Huk pękającej gumy słychać było w Seulu, Berlinie, Wiedniu, Pradze i Tokio. Pycha kroczy przed upadkiem, a polscy reprezentanci co rusz muszą uczyć się tej maksymy.
Nieco lepiej było na najlepszym od lat turnieju, w którym Polska brała udział czyli Euro 2016. Tam po 8-letniej posusze od światowej piłki byliśmy trochę bardziej ostrożni i rozważni w wypowiadaniu opinii.
Paradoksalnie to właśnie przed Euro 2016 reprezentanci mogliby sobie w wywiadach pozwolić na więcej. W końcu udało im się wtedy wyprzedzić Irlandczyków i Szkotów, a i Niemcy byli tylko punkt przed nami. Zupełnie inna półka niż Austria i Izrael, nie obrażając oczywiście naszych aktualnych rywali.
Polska czuła się mocna, bo skutecznie rywalizowała z silnymi przeciwnikami. Do tego przed turniejem kadrowicze nie gadali głupot o medalach ME, tylko skupili się na pracy. No i w telewizji oglądaliśmy „Biało-czerwonych” walczących na treningach, a nie wymachujących Rexoną czy polecających najlepsze dachówki firmy Blacho-Trapez.
Była ciężka praca, była skromność, były też wyniki. Za czynami poszły skutki, po raz pierwszy w polskim piłkarskim XXI wieku.

Awans obowiązkiem, a potem wstydliwy blamaż

Załóżmy wariant mocno optymistyczny: Polska kończy zmagania w grupie G z 30 punktami na koncie. Karuzela zacznie kręcić się z niespotykaną dotychczas prędkością, a szumne i buńczuczne wypowiedzi będziemy czytać na każdym kroku, na każdej stronie internetowej czy papierowej.
„Jesteśmy drugimi Niemcami”, „Jedziemy po medal”, „Jesteśmy nakręceni na zwycięstwa”, itd. itp. Do tego jeszcze jakaś reklama chipsów czy szamponów w międzyczasie i strach będzie otworzyć lodówkę, żeby nie wyskoczył z niej przypadkiem któryś z reprezentantów.
Następnie losowanie grup, mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Ewentualnie remis w meczu o wszystko i liczenie matematycznych szans na wyjście z grupy po ponaciąganych do granic możliwości skrajnych wariantach w 5 meczach innych grup. A potem smutek i zażenowanie.
Niestety styl po dwóch pierwszych meczach el. ME 2020 nie napawa optymizmem. Jeśli Polacy w najbliższych dwóch spotkaniach nie zaprezentują się lepiej (czyt. ładniej dla oka, a nie laga na „Lewego” i patrzymy co zrobi), to schemat miłego awansu i żenującego turnieju finałowego może okazać się naszą nową tradycją narodową.

Ranking z kosmosu

Fakt losowania Polaków z pierwszego koszyka z jednej strony jest uhonorowaniem dobrej gry w okolicach 2016 roku oraz eliminacji do MŚ 2018 i jednocześnie przekleństwem na przyszłość. Wysoka punktacja w rankingu FIFA sprawia, że nie mierzymy się już z silniejszymi od siebie w spotkaniach o turniej finałowy.
6. miejsce w światowym rankingu. Matko Boska Przenajświętsza. Przed Francją, Belgią i Kolumbią. Tego by nawet wróżbita Maciej na ciężkich lekach nie wymyślił. Za to szalony Adama Nawałka i jego brak spotkań o pietruszkę już tak.
Na szczęście w kontrowersyjnym zestawieniu wróciliśmy już mniej więcej tam gdzie powinniśmy, czyli w okolice 20. miejsca. I jest ok, bo w tej chwili bylibyśmy gdzieś na początku drugiego koszyka, co realnie odzwierciedla nasz potencjał. I pozbawia nas szans na bycie losowanym jako potencjalnie jedna z najlepszych ekip świata.

Liga rządzi, Liga radzi, Liga nigdy Cię nie zdradzi

Dziękujmy UEFIE za pomysł z Ligą Narodów. Za kubeł zimnej wody, który potwierdził nam, że mundialowe mecze to nie był przypadek przy pracy. Bo dopiero potyczki z silniejszymi od Ciebie pokazują Ci co tak naprawdę potrafisz, a czego jeszcze nie.
Siódma na świecie Portugalia, siedemnaste Włochy kontra sześćdziesiąta ósma Macedonia Północna i osiemdziesiąty czwarty Izrael. Dwudziesta Polska. Zwycięstwo nad drużynami z końcówki pierwszej setki jest czystym obowiązkiem, a nie sprawdzianem umiejętności. Tak więc nawet jeśli przebrniemy eliminacje z 10 zwycięstwami na koncie, to dalej nic to nie znaczy. To o niczym, absolutnie o niczym nie świadczy.
Z utęsknieniem patrzmy w kalendarz, bo we wrześniu UEFA zamierza podjąć decyzję albo o naszym spadku do dywizji B w LN, albo o rozszerzeniu dywizji A o wcześniejszych spadkowiczów. Jeśli chcemy rozwijać polską kadrę i realnie liczyć na sukces jak na EURO 2016, to musimy obowiązkowo grać przeciwko tym najsilniejszym. Nie tylko na co czteroletnich turniejach.

Kształtować styl i schematy

Nasza reprezentacja ma przed sobą jeszcze 8 grupowych spotkań, w których może narodzić się drużyna zdolna walczyć jeden za drugiego aż do upadłego. Szkoda tylko, że na małowartościowym tle. Ale nie ma też co przesadzać w drugą stronę, w końcu Austriacy i (co gorsza) Łotysze napsuli nam początkowo sporo krwi.
Kadra Nawałki grała skrzydłami i potrafiła stworzyć gęste zasieki defensywne. Kadra Brzęczka gra w obecnej chwili tak, jak młodzieżówka w bieżących mistrzostwach - huzia na Józia i laga do przodu, może coś się uda. Dośrodkowanie, wrzutka, centrostrzał. Do oporu, aż 1 na 100 piłek trafi wreszcie w Lewandowskiego czy kto mu tam będzie z przodu partnerował.
Panowie, zbudujcie własny styl. Stwórzcie własne schematy. Zachwyćcie nas swoją grą. Pokażcie, że Macedonia Północna i Izrael to dla was przetarcie przed prawdziwym futbolem. Bo kolejne wymęczone 1:0 uśpi waszą czujność i za chwilę będziecie pamiętali tylko o wyniku, a nie o tych męczarniach, które ludzie w Was zakochani będą zmuszeni oglądać przez 90 minut. I przed następnymi mistrzostwami znowu pomyślicie, że naprawdę jesteście dobrzy.
Adrian Jankowski

Przeczytaj również