Doprowadził Ronaldo do łez, strzela więcej od Lewandowskiego. Kolejne rekordy to kwestia czasu
Kilka miesięcy temu doprowadził Cristiano Ronaldo i całą Portugalię do łez. W tym sezonie ligowym strzelił więcej goli od Roberta Lewandowskiego. Mimo występów na drugim poziomie rozgrywkowym, klasę Aleksandara Mitrovicia trzeba docenić. Serbski bombardier z każdym tygodniem udowadnia, że w swoim magazynku ma jeszcze wiele naboi.
Aleksandar Mitrović strzelił w tym sezonie Championship już 30 goli. Gdyby druga liga angielska liczyła się w Złotym Bucie przy współczynniku 2, Serb byłby liderem klasyfikacji nad takimi tuzami, jak Robert Lewandowski czy Mohamed Salah. Napastnik Fulham w pojedynkę osiąga na zapleczu Premier League lepsze liczby niż ekipy pokroju Derby County lub Hull City. 27-lat niemal w pojedynkę prowadzi “The Cottagers” do brytyjskiej elity.
Strzelec wyborowy
Dotychczas najlepszy wynik strzelecki w jednym sezonie Championship opiewał na 31 trafień. Ivan Toney dokonał tego w zeszłych rozgrywkach i pewnie sam nie spodziewał się, że rekordem nacieszy się co najwyżej przez rok. Musiałby bowiem zdarzyć się cud, aby Mitrović, który strzela średnio ponad jednego gola na mecz, nagle zaciął się w nadchodzących kilkunastu kolejkach. Pod względem regularności Serb dorównuje absolutnie najlepszym napastnikom świata.
Oczywiście, zaplecze Premier League nijak się ma do topowych europejskich rozgrywek, jednak forma Mitrovicia i tak zasługuje na wielki szacunek. Przepaść dzieląca wychowanka Partinazu Belgrad i pozostałych rywali jest tak duża, że od pewnego czasu snajper Fulham rywalizuje właściwie sam ze sobą. Dość powiedzieć, że najlepszymi strzelcami w tym sezonie Championship są Mitrović (30 bramek) i… Mitrović, gdyby liczyć jedynie jego trafienia prawą nogą (22). Podium uzupełniłby Ben Brereton Diaz z 20 golami.
- Jego motywacja i pracowitość są na niesamowitym poziomie. To kluczowy piłkarz dla całego projektu. Kiedy jest w takiej formie, jako trener nawet nie muszę z nim rozmawiać. On wie, co ma robić. Jego liczby mówią same za siebie - zachwycał się na łamach dziennika “West London News” trener Fulham, Marco Silva.
Przy czym warto zaznaczyć, że Mitrović nie oferuje jedynie fury bramek i klinicznej skuteczności w polu karnym. W tym sezonie napastnik po raz pierwszy w karierze błyszczy, jeśli chodzi o grę drużynową i współpracę z partnerami. W przeszłości Serb często był boiskowym egoistą, wykorzystywał status gwiazdy w negatywny sposób. Marco Silva nauczył go koegzystencji z pozostałymi trybikami maszyny na Craven Cottage. “Mitro” zanotował w bieżących rozgrywkach już siedem asyst. Nie bierze się to znikąd, bowiem zalicza on średnio jedno kluczowe podanie na mecz. Korzystają na tym wszyscy, o czym świadczy fakt, że w samym styczniu Fulham zdobyło 24 bramki w pięciu ligowych meczach. Sam Mitrović zrozumiał, że bycie solistą na niewiele się zda w sporcie drużynowym.
- Chodzi o drużynę. Jeśli zespół gra dobrze, mogę strzelać gole. To proste - stwierdził snajper po jednym ze spotkań.
Od zera do bohatera
Mitrović wrócił do formy po najtrudniejszym okresie w swojej karierze. Poprzedni sezon zakończył ze skandalicznie mizernym dorobkiem trzech bramek. Wtedy zamienił 4% swoich strzałów na gole. Teraz co czwarte uderzenie ląduje w siatce. Wówczas jednak jego dramatyczna dyspozycja walnie przyczyniła się do spadku Fulham z Premier League.
- To trudny okres dla mnie, dla nas. Zawiedliśmy dziś, zawodziliśmy przez cały sezon. Trudno znaleźć słowa po tym wszystkim. Nie zasłużyliśmy na utrzymanie W futbolu zawsze zajmujesz takie miejsce, na jakie zasługujesz. Wszystko, co pokazaliśmy w tym sezonie, nie było wystarczające, aby pozostać w Premier League. Pozostaje nam przeprosić kibiców - mówił na koniec poprzedniego sezonu w rozmowie ze "Sky Sports".
Patrząc na karierę Mitrovicia, trudno nie odnieść wrażenia, że jest to piłkarz zbyt dobry na Championship, ale jednocześnie wciąż zbyt słaby na angielską ekstraklasę. Serb w barwach “Wieśniaków” strzelił już 83 gole, ale tylko 14 z nich na poziomie Premier League. Fulham już po raz trzeci z rzędu po spadku zamiata drugą ligę z Mitroviciem na czele i można jedynie zastanawiać się, czy w kolejnym sezonie historia się powtórzy i napastnik znów zapomni, jak się gra.
Chociaż wydaje się, że teraz “Mitro” wreszcie jest w pełni gotowy na powrót do elity. Nie tylko jego sportowa dyspozycja, ale także poziom pewności siebie wreszcie osiągnął odpowiednie rozmiary. Wpływ na to musiała mieć nie tylko jego postawa w klubie, ale również reprezentacyjne perypetie. Nieco ponad rok temu napastnik osobiście przyczynił się do klęski Serbii, kiedy w 90. minucie ostatniego meczu eliminacji do mistrzostw Europy snajper zmarnował rzut karny ze Szkocją. Tym samym przekreślił szansę swojego kraju na awans. Poprzedni selekcjoner zapłacił za to posadą, a żądni większych roszad kibice domagali się odsunięcia od składu najlepszego strzelca w historii kadry. Mitrović był symbolem porażki zarówno w klubie, jak i reprezentacji. Wiedział jednak, w jaki sposób wrócić do łask.
Przed rokiem nowym selekcjonerem Serbii został Dragan Stojković. Nie posłuchał się on rozsierdzonej opinii publicznej i na liście powołanych znalazł miejsce dla Mitrovicia, wówczas wroga publicznego numer 1. Ten w pierwszym meczu odwdzięczył się za to, strzelając dublet. Później ukąsił jeszcze Portugalię i dołożył kolejne dwa trafienia przeciwko Azerbejdżanowi. Stojković wiedział, że zna się na robocie lepiej niż siedem milionów kanapowych selekcjonerów w Serbii.
- Przed zgrupowaniem rozmawiałem z Mitroviciem, powiedziałem mu, żeby zapomniał o przeszłości. Był w tragicznym stanie psychicznym, ale nigdy nie miałem wątpliwości w kwestii jego piłkarskiej jakości. Wiedziałem, że może ponieść reprezentację na swoich barkach - tłumaczył później Stojković na antenie “Arena Sport 1”.
W drodze do elity
Wszelkie krzywdy zostały Mitroviciowi wybaczone 14 listopada ubiegłego roku. Wtedy Serbowie zmierzyli się z Portugalią na wyjeździe, wiedząc że zwycięstwo zapewni im bezpośredni awans na mundial. Do 90. minuty w Lizbonie było 1:1, wynik gwarantujący pierwsze miejsce w grupie Cristiano Ronaldo i spółce. Wtedy jednak “Mitro” na Estadio da Luz zgasił światło milionom Portugalczyków. Takiego buzzer-beatera nie powstydziłby się nawet "Jego Powietrzność", Michael Jordan.
- To mój rewanż za pudło z karnego przeciwko Szkocji. Brakuje słów, aby opisać moje odczucia. Trener powiedział nam, że jesteśmy w stanie sprawić cud. Dokonaliśmy tego - stwierdził po meczu Mitrović ze łzami w oczach.
Napastnik zakończył eliminacje z dorobkiem ośmiu bramek. Więcej od niego zgromadzili jedynie Harry Kane i Memphis Depay. Mitrović osobiście odpowiadał za 40% trafień swojej reprezentacji, która w Katarze powalczy o najlepszy wynik w historii występów na mistrzostwach świata. W RPA i Rosji Serbowie nie wyszli z fazy grupowej, do Brazylii nawet nie pojechali. Teraz “Orły” mają w zanadrzu wszystko, aby stać się czarnym koniem na katarskiej imprezie.
Przed Mitroviciem najtrudniejszy, a zarazem najciekawszy czas w jego karierze. Na koniec sezonu powinien wraz z Fulham wywalczyć awans do Premier League, gdzie już nie będzie mógł liczyć na taryfę ulgową. Jeśli tym razem nie odpali w najwyższej klasie rozgrywkowej, to już nie zrobi tego nigdy. Z kolei na koniec roku spółka “Mitro” i partnerzy stanie przed szansą namieszania podczas mistrzostw świata. Serbowie udadzą się do Kataru z nadzieją na sukces i poważnymi argumentami sportowymi, które powinny do niego doprowadzić. Jeśli Mitrović utrzyma tempo, zakończy sezon z bilansem około 40 trafień, w Serie A skutecznością błyszczy jeszcze Dusan Vlahović, Filip Kostić i Sergej Milinković-Savić to gwarancja jakości, a Dusan Tadić z każdym rokiem staje się coraz lepszy. Ten serbski film powinien zakończyć się happy endem.