Kobieta może prowadzić topową reprezentację. Wymienia się dwa mocne kraje. "Najlepsza na świecie"
Kobiety pełnią rozmaite funkcje w świecie męskiego futbolu. Zasiadają na stanowiskach dyrektorskich, bywają prezeskami, przeprowadzają transfery. Znajdują się również w sztabach szkoleniowych oraz medycznych. Brakuje jednak kobiet, które odpowiadałby za wyniki zespołów męskich z najwyższego poziomu. Jeśli ktoś ma to zmienić, to jedynie Sarina Wiegman.
Pomysł powierzenia męskiej drużyny w ręce kobiety rodzi olbrzymie kontrowersje. Takie przypadki oczywiście zdarzały się w przeszłości i będą zdarzały nadal. Ostatnio przelotnią przygodę z Forest Green Rovers zaliczyła Hannah Dingley, ale Walijce nie dano szansy w żadnym oficjalnym spotkaniu. Jedynie na moment zastąpiła Duncana Fergusona, a po czternastu dniach na jej miejsce wskoczył David Horseman. Znacznie dłuższym stażem może pochwalić się Renate Blindheim - 29-letnia Norweżka od ponad trzech lat odpowiada za wyniki rodzimej Sotry, czyli ekipy trzecioligowej. Swoje szanse otrzymywały też Yuen-Ting Chan (Hongkong, Eastern) czy Inka Grings (Niemcy, SV Straelen), zaś największe sukcesy odnosiła bodaj Corinne Diacre. Francuzka przez trzy lata pracowała w Clermont Foot i umocniła zespół w Ligue 2.
Przykładów jest więc kilka, ale wypada zauważyć, że żadna z trenerek nie otrzymała szansy na najwyższym poziomie. Eksperymentują przede wszystkim kluby z niższych lig, co powoduje, że kobiety są skutecznie w tej kwestii izolowane. Szansą na przebicie pozostają zatem sukcesy odnoszone właśnie w żeńskim futbolu, który przecież - chociaż nie brakuje głosów sprzeciwu - nie jest inną dyscypliną sportu. Obowiązują dokładnie te same zasady, zawodniczki poruszają się po jednakowym boisku i ich celem jest umieszczenie piłki w identycznej bramce. Na tym poziomie różnice są niedostrzegalne. Oczywiście, piłkarki z natury poruszają się nieco wolnej, a ich meczom brakuje dynamiki znanej z najlepszych rozgrywek mężczyzn. Czemu jednak miałoby to dyskwalifikować kobiety zasiadające na ławkach szkoleniowych?
Przecież u sterów sporej liczby reprezentacji żeńskich zasiadają lub zasiadali mężczyźni. Phil Neville zaczynał w Salford City, ale jego pierwszą poważną rolą było szkolenie "The Lionesses". Po trzech latach z kadrą, gdzie nie odniósł żadnych wielkich sukcesów, otrzymał szansę w Interze Miami, a obecnie jest asystentem selekcjonera reprezentacji Kanady. Żadna z tych nominacji nie wywołała takiego szoku, jaki spowodowałoby zaufanie dowolnej trenerce. To pod tym kątem dość niezrozumiała perspektywa. Szlak w jakiś sposób należy w końcu przetrzeć, stanie się to prędzej czy później. Na ten moment zaś nie ma nikogo, kto do tej roli nadawałby się bardziej niż Sarina Wiegman.
Najlepsza na świecie
Trudno znaleźć trenerkę, która miałaby osiągnięcia większe od Holenderki. Z kobiecą drużyną swojego kraju zwyciężyła na mistrzostwach świata w 2017 roku, zaś Angielki poprowadziła do zwycięstwa na EURO 2022 i do finału mundialu w tym roku. Tam ekipa "The Lionesses" musiała uznać wyższość Hiszpanek (bramki z meczu zobaczycie TUTAJ), ale nie zmieniło to pozycji, jaką 53-latka zdołała sobie wypracować. Wręcz przeciwnie - wydaje się, że na ten moment Sarina Wiegman jest u szczytu swojej popularności. "The Telegraph" i "The Guardian" przekazały, że ceniona selekcjoner znajdzie się na listach potencjalnych kandydatów do ewentualnego zastąpienia Garetha Southgate'a lub Ronalda Koemana. Pierwszy z kadrą "Synów Albionu" ma pożegnać się w przyszłym roku, zaś nad drugim zbierają się ciemne chmury związane ze słabiutkimi wynikami po powrocie na ławkę.
Sama główna zainteresowana na temat tych spekulacji wypowiada się bardzo spokojnie. Chociaż jej kandydaturze już teraz towarzyszy mnóstwo zgryźliwych komentarzy, to nie one będą miały decydujący wpływ na kroki włodarzy wielkich europejskich federacji. Znacznie ważniejszy jest fakt, że 53-latka broni się pod względem sportowym. Doświadczenie zaczęła zbierać w 2006 roku, gdy przejęła zespół Ter Leede. Tym samym już teraz może pochwalić się 17 latami na stanowisku pierwszej trenerki i to bez żadnej przerwy. Sukcesów na koncie też nie brakuje, co udowadniają przytoczone wyniki osiągnięte z reprezentacjami. Nie będzie zbytnią przesadą, jeśli przyjmiemy, że obecnie Wiegman ma CV lepsze niż Jerzy Brzęczek w momencie wskoczenia na pokład kadry Polski.
Oczywiście pod pewnym względem porównanie do Brzęczka jest niewygodne, wszak jego wybór był powszechnie krytykowany. Chodzi jednak o to, aby pokazać, że opcje zaskakujące się już zdarzały i wcale nie oznaczały absolutnej klapy. Przecież taki Southgate miał za sobą trzy lata spędzone w Middlesbrough, ale w Premier League szło mu tak rewelacyjnie, że ostatecznie drużyna spadła do Championship. Później Anglik wziął sobie dwa lata przerwy i swoją pozycję odbudowywał w młodzieżowych reprezentacjach swojej ojczyzny. Gdy zajął stanowisko sprawowane wcześniej przez Roya Hodgsona, miał za sobą trzy lata z kadrą U21 i brak tytułów. A jednak w pierwszej drużynie mężczyzn dał radę, zajął drugie miejsce w Europie i trzecie na świecie. Na jakiej podstawie mielibyśmy zatem uznać, że był znacznie bardziej przygotowany niż Wiegman?
Jedyna różnica polegać może na tym, że Holenderka nie pali się do pożegnania z kobiecym futbolem, nie traktuje tego jako awans. Nie musi niczego udowadniać, ponieważ w środowisku wypracowała sobie markę najlepszą z możliwych. Każde drzwi pozostają dla niej otwarte, a jednocześnie wiele spraw jawi się jako niedokończone. Sama podkreśla przecież, że jej umowa z "The Lionesses" wciąż pozostaje ważna, toteż skupia się na dalszym trenowaniu Angielek. Jest to współpraca o tyle wyjątkowa, że przed kadencją 53-latki zespół ten czekał siedem lat na jakikolwiek medal (brąz mistrzostw świata w 2015 roku), zaś po trofeum nie sięgnął nigdy wcześniej. Zmieniła to dopiero Wiegman. - Mój kontrakt obowiązuje do 2025 roku i zupełnie nie planuję opuszczenia Anglii. Naprawdę cieszę się z tej pracy. Cieszę się z tego, co udało mi się osiągnąć z zespołem, sztabem i FA - powiedziała jeszcze przed finałem z Hiszpanią. Tym samym dyskusja na jej temat pozostaje w gruncie rzeczy akademicką.
Obawy, obawy, obawy
Najwięcej uwag dotyczących potencjalnej zmiany w karierze Sariny Wiegman wiąże się z potencjalną trudnością w dostosowaniu taktyki pod mężczyzn. Sam finał mistrzostw świata nie był dla Holenderki najlepszą reklamą, bo Angielki zaprezentowały futbol bardzo prosty, żeby nie powiedzieć prostacki. Niewiele składnych akcji, sporo grania na aferę, skupienie się na defensywie, gdzie jednak kluczową rolę pełniła bramkarka, Mary Earps. Wyciąganie końcowych wniosków tylko na podstawie jednego spotkania byłoby jednak poważnym błędem. Sam Michael Cox, autor między innymi "Odwróconej piramidy", jeszcze przed mistrzostwami świata komplementował ogólny warsztat 53-latki. Dziennikarz "The Athletic" stwierdził:
- Różnice taktyczne między reprezentacjami kobiet i mężczyzn są mniejsze niż w wypadku piłki klubowej (...) Jeśli chcesz odnieść sukces na szczeblu międzynarodowym, to zatrudnienie kogoś, kto odniósł ten sukces, jest bardziej sensowne, niż powierzenie tej roli komuś, kto tego nie osiągnął lub w ogóle nie radził sobie w reprezentacjach. To nie takie dziwaczne.
Zdaniem Coxa Wiegman bardziej pasuje do "Synów Albionu" niż jej potencjalni kontrkandydaci, których jest też stosunkowo niewielu. W wypadku reprezentacji Anglii rozpatrywano Mauricio Pochettino, ale ten przejął Chelsea. Sean Dyche jest zajęty Evertonem, do tego w bieżącym sezonie ligowym kwestionuje się jego zdolność adaptacji. Graham Potter pozostawił mnóstwo znaków zapytania po nieudanym epizodzie z Chelsea, zaś Steven Gerrard i Frank Lampard na własną rękę wykreślili się z grona realnych opcji. Nie powinno być zatem zdziwieniem, jeśli FA realnie będzie analizowało CV Holenderki oraz Steve'a Coopera. 53-latka ma za sobą szereg świetnych meczów na arenie międzynarodowej, zaś 43-latek błyszczał niegdyś w drużynach młodzieżowych, a obecnie wyciąga niezłe wyniki ze zróżnicowanej kadry Nottingham Forest.
Pytania nie milkną również w kwestii zarządzania mężczyznami przez kobietę. Po pierwsze to dość niewygodne, jeśli z góry zakładamy, że to faceci są płcią bardziej krnąbrną, trudniejszą w słuchaniu poleceń przełożonych. Po drugie, nie brakuje przecież kobiet, które pełnią funkcje kierownicze, mamy XXI wiek! Nie istnieje również najmniejszy powód, aby traktować piłkarzy jako niezmyślne zwierzęta, które na widok płci przeciwnej w szatni dostaną małpiego rozumu i zarządzą gigantyczny bunt. Owszem, pomieszczenie jest wypełnione milionerami z przebrzmiałym ego, ale kadencja Garetha Southgate'a pokazała, że da się nad tą grupą zapanować. Poza śmieszno-strasznymi ekscesami ze strony Jacka Grealisha próżno szukać powodów do jakichkolwiek obaw, a też sam zawodnik Manchesteru City nie daje najmniejszego pretekstu, aby posądzać go o szowinistyczne zachowanie. Kwestionowanie Wiegman tylko ze względu na płeć pozostaje zatem bez odpowiedzi, bo na samym poziomie sensu przejawia zbyt duże braki logiczne. CEO FA słusznie zauważył, że liczy się to, czy dany kandydat jest przekonujący. Nikt nie powierzy Holenderce sterów w myśl równouprawnienia, to nie taka historia.
53-latka przez całą karierę skutecznie udowadniała, że w kobiecym futbolu właściwie nie ma sobie równych. Z dwoma różnymi reprezentacjami wywalczyła wielkie tytuły na arenie międzynarodowej. Niewielu męskich selekcjonerów jest w stanie pochwalić się podobnym osiągnięciem. Rozważania na jej temat nie mają niczego wspólnego z tak zwaną lewicową ideologią, ale są wypadkową wszystkiego, na co Wiegman sumiennie zapracowała. Przykład Johna Herdmana, którego Kanada wydarła historyczny awans na mundial w 2022 roku, pokazał, że przejście z reprezentacji pań do reprezentacji mężczyzn może być właściwie bezbolesne. Zanim Anglik otrzymał nominację do kadry panów, pracował właśnie z "The Canucks". Nie ma sensu deprecjonować 53-latki tylko z powodu tego, że swoje dziedzictwo budowała na innym futbolowym gruncie.
Kluczowym zagadnieniem pozostaje zatem stwierdzenie, czy Holenderka naprawdę będzie tego chciała. W jej przypadku nie ma sensu, żeby przejmować jakąś znacznie mniejszą reprezentację lub iść do słabszego męskiego klubu tylko po to, aby coś na siłę udowodnić. Taką postawę zaprezentowała między innymi Emma Hayes. Legendarna trenerka Chelsea Women otrzymała propozycję od AFC Wimbledon, ale odrzuciła ją bez zawahania, gdyż cofnęłaby się w karierze. Wiegman również raczej nie będzie rozpatrywała ofert od, przypuśćmy, Rumunii, Grecji, Irlandii lub Słowenii. Ma status, który predestynuje do tego, aby to o nią walczono. Anglia i Holandia naturalnie stanowiłyby gargantuiczne wyzwanie, lecz Holenderka z pewnością zebrała odpowiednią drużynę, zanim wyruszyła w tę drogę.