Legia Warszawa. Dariusz Mioduski: Florentino Perez to wielki egoista. Przeprosiny buntowników nie są szczere
Takiego przewrotu jak w ostatnich dniach nie było w europejskim futbolu od dekad. Pomysł powstania Superligi spadł na wszystkich jak bomba atomowa. W centrum całego zamieszania znajdował się Dariusz Mioduski. Właściciel Legii Warszawa zasiada w zarządzie ECA, Europejskiego Stowarzyszenia Klubów, które wspólnie z UEFA wypracowało nowy format Ligi Mistrzów. Format, który przez weekend wisiał na włosku, podobnie jak kształt futbolu, który znaliśmy do tej pory. - To co działo się w ostatnich dniach nadszarpnęło reputację wielu poważnych ludzi. Będąc na szczycie piłkarskiej hierarchii dobre imię i relacje są o wiele ważniejsza niż pieniądze. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego zbuntowani prezesi postawili wszystko na szali. Będzie im bardzo trudno wrócić do środowiska. Dla niektórych będzie to wręcz niemożliwe - mówi nam Mioduski i opowiada o kulisach wydarzeń ostatnich dni.
Na czele ECA do niedzieli stał Andrea Agnelli, szef Juventusu Turyn, który okazał się jednym z głównych architektów Superligi i czołowym buntownikiem. On, podobnie jak pozostałych jedenastu prezesów i reprezentowane przez nich kluby, z dnia na dzień wycofał się z organizacji oraz europejskich struktur piłkarskich.
Zdrada w białych rękawiczkach i telefon od Ceferina
Jeszcze w miniony piątek Agnelli przemawiał przed swoimi kolegami z ponad dwustu klubów i zapewniał ich o wypracowaniu korzystnego kompromisu z UEFA a propos formatu Ligi Mistrzów, który będzie obowiązywał od 2024 roku. Jego format opisujemy TUTAJ.
- Tego dnia spotkaliśmy się na wideokonferencji. Trwała ona kilka godzin i wydawało się, że to tylko miła formalność kończąca nasze wielomiesięczne wysiłki. Wspólnie z Andreą pracowałem bardzo blisko, aby nowy format Ligi Mistrzów był udanym kompromisem dla dużych i mniejszych klubów, których interesy reprezentuję. Okazało się, że jednak wszystko, co mówił w ostatnim czasie było kłamstwem, bo na boku pracował nad zupełnie innym projektem – opowiada Mioduski.
- Do niedzieli wydawało się, że wszystko jest okej. Jednak o 7:30 rano odebrałem telefon od Aleksandra Cefrerina, prezydenta UEFA, który zszokował mnie informacją, że dzieje się coś niedobrego i część klubów planuje stworzyć osobne rozgrywki. Od ponad godziny byłem na nogach, a wydawało mi się, że to jakiś nieprzyjemny sen. Z biegiem czasu spływały kolejne informacje, które jedynie potwierdzały, że Superliga staje się faktem - dodaje szef Legii.
Mioduski osobiście próbował skontaktować się z Agnellim, ale ten miał wyłączony telefon. Odciął się. Właściciel mistrzów Polski przyznaje, że wysłał mu bardzo nieprzyjemną wiadomość tekstową. Włoch ją odebrał, ale do teraz nie odpisał. - Teraz to już bez znaczenia. Może nie odpisywać – stwierdza jeden z szefów ECA, kręci głową i przyznaje, że różne rzeczy widział w swojej biznesowej karierze, ale jeszcze nigdy takiego zachowania i intrygi. Zdrady w białych rękawiczkach wąskiej grupy ludzi, która miała ogromne zaufanie i bardzo mocną pozycję w świecie futbolu.
- To co działo się w ostatnich dniach nadszarpnęło reputację wielu poważnych ludzi. Będąc na szczycie piłkarskiej hierarchii dobre imię i relacje są o wiele ważniejsza niż pieniądze. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego zbuntowani prezesi postawili wszystko na szali. Będzie im bardzo trudno wrócić do środowiska. Dla niektórych to wręcz niemożliwe - mówi nam Mioduski i opowiada o kulisach wydarzeń ostatnich dni.
"Perez to wielki egoista. Jego zastępca nazywa mnie komunistą"
Z dzisiejszej perspektywy piłkarski pucz był bardzo intensywny, ale ostatecznie niegroźny, bo stłumiony w zarodku w ciągu 48 godzin. Z Superligi zaczęły wycofywać się najpierw angielskie kluby, a potem kolejne. Nie wytrzymały presji piłkarskiego środowiska i polityków, którzy stanęli po stronie większości.
- Jeszcze w poniedziałek byłem bardzo zaniepokojony. Przekonany, że batalia prawna będzie ciągnęła się miesiącami, a może nawet latami, co oczywiście miałoby drastyczne konsekwencje na cały piłkarski ekosystem. Buntownicy chyba jednak nie spodziewali się aż tak dużej solidarności środowiska, co było akurat świetną sprawą w całym tym zamieszaniu. Myślę, że moi niedawni koledzy żyli w bańce. Oderwani od rzeczywistości. Otoczeni potakiwaczami nie spodziewali się, że ich projekt zostanie aż tak fatalnie przyjęty. Kluczowe było zachowanie Anglików, którzy musieli otrzymać poważną groźbę konsekwencji legislacyjnych w swoim kraju. Kiedy po kolei kluby Premier League zaczęły rezygnować z udziału w Superlidze, stało się jasne, że nie ma ona racji bytu – twierdzi Mioduski.
Mimo rozpadu superligowej koalicji prezydent Realu Madryt, Florentino Perez, jeszcze w kolejnych wywiadach przekonywał, że projekt nie upadł ostatecznie. Podkreślał, że jest jedynym ratunkiem dla przyszłości futbolu, a ich pakiet solidarnościowy będzie znacznie korzystniejszy niż ten skonstruowany przez UEFA.
- Przedstawiał w tych wypowiedziach same kłamstwa lub półprawdy. Fakty są takie, że w Superlidze chodziło tylko o pieniądze i przejęcie kontroli nad zarządzanie piłką w Europie, Niewiele się o tym mówi, ale już sam format, czy to nowej Ligi Mistrzów czy Superligi, nie miał znaczenia. Batalia toczyła się właśnie o przejęcie wpływów - zapewnia właściciel Legii.
- Nie znam drugiej osoby z tak wielkim ego jak Perez. Jest bardzo skupiony na sobie i potrzebach najbliższego otoczenia. Egoistyczny w działaniach i jak wspomniałem wcześniej - oderwany od rzeczywistości. Jak to możliwe, że opowiada o tym, że futbol powinien się zmienić, bo trzeba dostosować go do współczesnych wymagań młodego odbiorcy? Gwarantuję, że sam nie ma o tym pojęcia i ktoś podsunął mu te formułki. To w ECA zrobiliśmy dokładne badania na ten temat i wiemy, że futbol wymaga zmian. Ale Superliga na pewno nie była odpowiedzią na te potrzeby – mówi Mioduski, który wyznał, że Perez na spotkania europejskich klubów wysyła swojego zastępcę, bo sam nie mówi po angielsku.
- Jeśli ktoś myśli, że spotkania ECA są miłe i przebiegają w zgodzie, myli się. Ściera się tam mnóstwo wpływów. Kluby z najsilniejszych lig walczą z całą resztą. Zastępca Pereza nazywa mnie komunistą, bo nie odpuszczam ważnych dla mnie spraw. Abstrahując od tego epitetu, zważywszy z jakiego historycznego zaplecza wywodzą się Hiszpanie, to racja, że nie odpuszczam. Dzięki temu w ostatniej chwili udało mi się wywalczyć piąte miejsce w eliminacjach Ligi Mistrzów dla ścieżki mistrzowskiej. Muszę podkreślić, że to bardzo ważne. Zwiększa nasze szansę i poprawia sytuację na awans do fazy grupowej. Dodam, że gdy ostatni raz graliśmy w Champions League, takich miejsc dla ścieżki mistrzowskiej było aż sześć.
"Legia w pucharach? Nie wyobrażam sobie innego scenariusza"
Po wczorajszym zwycięstwie z Piastem Gliwice stołeczny klub jest o krok od zdobycia kolejnego mistrzostwa Polski. Czy tym razem wreszcie uda się awansować do fazy grupowej europejskich pucharów?
- Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Pandemia dała nam mocno w kość. Budżet Legii skurczył się przez nią o 30 procent, a koszta nie spadły tak drastycznie. Musimy sobie z tym radzić. Mimo to walczymy. Do Warszawy nie zawita raczej szejk z workiem pieniędzy więc musimy budować swoją pozycję poprzez ranking. Zacząć grać regularnie w pucharach. Fazie grupowej Ligi Europy i Ligi Konferencji, która startuje w nowym sezonie. Nie tylko my, ale jeszcze jeden polski klub. Wierzę, że nas na to stać, bo wbrew powszechnej opinii widzę, że Ekstraklasa staje się coraz lepsza. Musimy robić krok po kroku w górę. Przez budowanie silnego rankingu nasza droga do Ligi Mistrzów będzie znacznie krótsza. Tu nie będzie cudu.