Chelsea zgarnęła promocję. Nowa gwiazda oczkiem w głowie Pochettino. "To będzie ogromne wyzwanie"
Christopher Nkunku nie uniknie porównań do Timo Wernera i Kaia Havertza. Być może będzie kolejnym, którego przemieli londyńska niszczarka talentów, ale na razie trwa okres fascynacji tym, jak wyjątkowego piłkarza dostaje Mauricio Pochettino i czy uda mu się ulepić wokół niego drużynę. 53 mln funtów zapłacone Lipskowi brzmią jak promocja. Pytanie teraz: co zrobić, żeby wycisnąć tę cytrynę jak najmocniej?
Gdyby ten transfer dokonywał się dzisiaj, taki piłkarz nie miałby prawa podpisać umowy z Chelsea. Raczej nie wybrałby drużyny w chaosie i bez gry w europejskich pucharach. Pini Zahavi inaczej zakręciłby kołem fortuny, ale to już nie ma znaczenia, bo Todd Boehly zrobił majstersztyk, gdy zaklepał Francuza już dziesięć miesięcy temu. Nkunku badania medyczne przechodził za kadencji Thomasa Tuchela. Papiery podpisał, gdy u sterów był Graham Potter. A teraz będzie budował nową Chelsea z Mauricio Pochettino. Rok w piłce to wieczność.
Król półprzestrzeni
Nkunku w chwili podpisywania umowy nie miał prawa wiedzieć, że triumfator Ligi Mistrzów z 2021 roku i aktualny klubowy mistrz świata nie strzeli gola w ponad jednej trzeciej meczów Premier League. Nie mógł przewidzieć, że jej najlepszy strzelec Kai Havertz będzie miał żenujący dorobek siedmiu goli, a kibice po porażce 1:4 z United zaśpiewają rywalom: “Nie zrobiliście niczego wyjątkowego. Przegrywamy co tydzień”. Chelsea stała się graciarnią piłkarzy, która dopiero teraz jest sprzątana. W trakcie jednego tygodnia dostaliśmy informacje o pozbyciu się: Havertza (Arsenal), Kovacicia (City), Ziyecha (Al Nassr), Kante (Al Ittihad), Koulibaly’ego (Al-Hilal), Mendy’ego (Al-Ahli), oraz Bakayoko (bez klubu). A w kolejce czekają choćby Hudson-Odoi, Aubameyang i Lukaku. Miotła chodzi wyjątkowo sprawnie.
Nkunku zaraz na początku lipca wejdzie do drużyny, która już któryś raz w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy próbuje wymyślić się na nowo. Przychodzi jako gość z 36 golami i 17 asystami w dwóch ostatnich sezonach, czyli z najlepszym dorobkiem w Bundeslidze. W Lipsku mówili na niego “Christo” = jak ten artysta z Bułgarii, co ponad dwie dekady temu zapakował w folię budynek Reichstagu w Berlinie. Kocha wolność i szukanie przewag w półprzestrzeniach. Może obskoczyć trzy pozycje, co daje Pochettino ogromne pole wyboru. Dla Argentyńczyka pewnie nie będzie nowym Harrym Kane’em, ale kimś w rodzaju Heung-min Sona albo dawnego Dellego Allego - jak najbardziej.
Niska poprzeczka
Chelsea jest globalnym fenomenem pod względem marnowania potencjału piłkarzy, szczególnie tych ofensywnych. Jest coś niewyjaśnionego w drużynie The Blues, co sprawia, że każdego sezonu powstaje masa tekstów, dlaczego piłkarz X był doskonały w klubie Y, ale już w Londynie nie potrafi trafić z metra. Nie chodzi już nawet o słynną klątwę numeru “9”, która dotykała Fernando Torresa, Radamela Falcao, Alvaro Moratę, Gonzalo Higuaina, a ostatnio Romelu Lukaku. Chelsea marnotrawi zawodników z każdą numeracją, a ostatni sezon przebił wszystko.
Być może jest to rekord tej dyscypliny: wydać tak dużo środków na ofensywę i dodać tak mało w zamian. Chelsea w ciągu czterech ostatnich sezonów kupiła ośmiu napastników za ok. 300 mln funtów. Cała ta grupa pracowała na mizerię ostatnich rozgrywek, strzelając w sumie 27 goli, czyli tyle ile sam Erling Haaland miał w pierwszej połowie marca. Jedynym piłkarzem Chelsea, który w ciągu 12 ostatnich sezonów przekroczył w lidze 20 goli był Diego Costa.
To będzie spory test dla Nkunku - zarówno pod względem jakości, dopasowania, ale też cierpliwości, bo asystenci też ostatnio nie rozpieszczali. Najlepszy z nich Mason Mount zaraz pewnie opuści klub. Plusem tego wszystkiego jest oczywiście nisko zawieszona poprzeczka. Nkunku nie musi doskakiwać do liczb z Bundesligi, byśmy za rok powiedzieli, że odmienił grę Chelsea.
Mauricio Pochettino nie może dziś mówić, że nie ma zawodników do tego, by Chelsea za rok wróciła do Ligi Mistrzów. W pewnym sensie dwie planety wreszcie spotkały się na jednej trajektorii: Stamford Bridge potrzebuje trenera z elity, a ten potrzebuje klubu z ogromną historią, wymaganiami i solidnym zapleczem. W Tottenhamie od pierwszego dnia mógł rzeźbić w grupie młodych piłkarzy, ewidentnie będących przed swoim szczytem. Teraz też nie ma najgorzej. Mudryk, Fernandez, Fofana, Badiashile, Madueke - to są wszyscy gracze, mający 22 lata. Za chwilę drugim po Thiago Silvie najstarszym graczem będzie 28-letni Sterling. W podobnym wieku jest Kepa. Reszta to piłkarze wciąż stosunkowo młodzi. Jak 25-letni Nkunku, który od przykładowego Kyliana Mbappe starszy jest tylko o rok, a w Chelsea mógłby wylądować w pokoju starszyzny.
Dziesiątka za napastnikami
Różni go od Kaia Havertza i Timo Wernera, czyli dwóch poprzednich gwiazdek z Bundesligi, to że sprawdził się poza własną ojczyzną. Musiał zaryzykować jako 21-latek, gdy wybrał Lipsk zamiast PSG, do czego zresztą zachęcał go Thomas Tuchel, mówiący wprost jak wygląda hierarchia w Paryżu. Gdy przychodził do Bundesligi, pierwszy sezon zakończył z pięcioma golami. W drugim miał siedem, a potem nagle wyskoczył z 35 trafieniami plus 20 asystami i łatką jednego z najbardziej pożądanych ludzi na rynku. W “L’Equipe” opowiadał o pracy nad przyrostem masy mięśniowej i statystykach, gdzie zalicza mniej kontaktów z piłką, a mimo to ma lepszy liczby. Innymi słowy stał się graczem konkretu. Gościem nie tylko od efektownych rulet, ale też z bezwzględnością w polu karnym.
Można przytaczać jego słabsze liczby z ostatnich rozgrywek (16 goli w Bundeslidze), ale trzeba od razu wziąć poprawkę na kontuzję, która wykluczyła go z mundialu. Problemy mięśniowe zabrały mu też kilka meczów wiosną, a mimo to regularność nie spadła. Nkunku strzelał co 119 minut, to dorobek lepszy o kwadrans niż rok temu. Dla porównania Kai Havertz trafiał średnio w co czwartym meczu. Jego xG przewidywało mu 13 goli, ale ostatecznie miał ich siedem. Ta przepaść sporo mówi o problemach Chelsea.
Gdy dziennikarze dopiero co potwierdzili transfer Niemca do Arsenalu, portal “Squawka” opublikował grafikę, przedstawiającą Havertza jako najlepszego gracza “The Blues” w aż dziewięciu aspektach gry jak gole, strzały, wygrane pojedynki i wykreowane szanse. Problem w tym, że docelowo nikt nie znalazł dla niego pozycji i sposobu, by jak najmądrzej ten talent zmaksymalizować. To będzie ogromne wyzwanie, by nie powtórzyć tego błędu z Nkunku - piłkarzem też do końca nieokreślonym, bo w ostatnim sezonie grywał jako środkowy napastnik w ustawieniu 4-4-2 w parze z Timo Wernerem. Jego wyjątkowość polega na tym, że wszędzie daje radę.
Na dziś trudno jednak spodziewać się jako go klasycznej dziewiątki, bo Pochettino chce tam jednego piłkarza i prędzej będzie to Nicolas Jackson z Villarreal, gdy Chelsea w końcu się z Hiszpanami dogada. Pewną wskazówkę dał też sam Nkunku, gdy w wywiadzie dla producentów gry Football Manager, obwieścił: “Najlepiej gra mi się na środku pomocy, zaraz za napastnikiem”.
Oby Pochettino wsłuchał się w te potrzeby. To byłoby kolejne zjawisko paranormalne, gdyby nawet taki piłkarz odbił się od Chelsea.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.