Cezary Kulesza nowym prezesem PZPN. Twardy i skuteczny szef. Jak będzie rządził polską piłką?
Cezary Kulesza został wybrany nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Po dziewięciu latach zastępuje na tym stanowisku Zbigniewa Bońka. Były prezes Jagiellonii Białystok wygrał miażdżącą przewagą głosów z Markiem Koźmińskim - 92 do 23.
Delegaci na Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze zjechali się przed dziesiątą rano do hotelu Sofitel Victoria w Warszawie. Przed rozpoczęciem obrad nie brakowało rozmów w kuluarach. Oprócz piłkarskich działaczy pojawili się goście, m.in. Andrzej Strejlau, Jerzy Engel czy Dariusz Dziekanowski. Wszyscy powtarzali jedno: „To będą szybkie i nudne wybory”.
Silny front zbudowany za kulisami
Czasy gdy ściany Victorii były świadkami nocnych narad przy kieliszku, przeciągania delegatów na swoją stronę, a potem tzw. liczenia szabel, dawno minęły. Temperatura na korytarzach była już mocno jesienna, bo najważniejszy punkt obrad, czyli wybór nowego prezesa PZPN, był właściwie rozstrzygnięty długo przed głosowaniem.
Trzy miesiące temu na linii startu stanęło dwóch kandydatów do przejęcia schedy po Bońku: Marek Koźmiński i Cezary Kulesza. Pierwszy nie krył swoich aspiracji do tego stanowiska i już dawno zgłosił się do wyborów. Drugi niemal do samego końca skrywał swoje zamiary, choć mówiło się o nich od bardzo dawna.
Początkowo większe szanse na zwycięstwo przyznawano Koźmińskiemu - wskazywanemu jako naturalny następca Bońka. Opinia publiczna jednak bardzo nie doceniła kampanijnych zdolności Kuleszy i jego wielkiej siły - znajomości tzw. terenu.
Były prezes Jagiellonii Białystok od lat działał na wielu poziomach. Zna wszystkich i wszyscy znają jego. Gdy jeździł po kraju, sprawnie przekonywał baronów do swojej wizji. Zbudował silny front, o którym druga strona przekonała się w lipcu gdy wybierano przedstawicieli piłkarstwa profesjonalnego i amatorskiego przez szefów klubów z dwóch najwyższych szczebli ligowych oraz wojewódzkich związków. Wygrali Wojciech Cygan i Adam Kaźmierczak, którzy trzymali stronę Kuleszy więc jasne stało się, że jego obóz ma silny skład.
Nowy prezes: twardy i skuteczny gracz
Wyczuł to także sam Koźmiński, który w połowie lipca zaczął negocjować z Kuleszą ewentualny polityczny rozejm - przyjęcie wiceprezesury w jego gabinecie. Panowie się jednak nie dogadali, a podjęcie takich rozmów de facto oznaczało dla niego przypieczętowanie porażki, bo znaczna część sprzymierzeńców poczuła się zdradzona i przeszła na stronę Kuleszy. Gwóźdź do trumny, który oznaczał deklasację w głosowaniu.
Jeszcze przed uruchomieniem maszynek do wskazania przyszłego prezesa dało się wyczuć, kto czuje się zwycięzcą. Kulesza przyjechał na salę wcześnie. Pewnie przechadzał się między gośćmi - witał i zagadywał kolegów. Natomiast Koźmiński przemknął przez główny korytarz wypełniony dziennikarzami. Przy stole prezydialnym usiedli ramię w ramię, ale w wyborczych realiach Kulesza wyprzedzał Koźmińskiego o dwie długości, co potwierdził nie tylko wynik głosowania, ale też przemówienia obu kandydatów. Jedno rozwlekłe i pełne żali. Drugie? Drugie w zasadzie nie miało miejsca. Kulesza wyszedł na mównicę, przywitał się i na tym zakończył. Wiedział, że wygra więc jak stwierdził – nie było sensu przedłużać.
Nowy prezes PZPN okazał się twardym i skutecznym graczem. Jeszcze za sterami Jagiellonii udowadniał, że musi wyjść na jego, albo wcale. Przekonywali się o tym trenerzy i piłkarze, których nie bał się karcić, gdy uważał, że na to zasługiwali.
Doskonale rozegrał kampanię, która nie toczyła się w mediach, gdzie lepiej czuje się Koźmiński, a za kulisami. Miał za sobą większość klubów i baronów, którym obiecał większą demokrację. Wyjście z cienia, w którym stali gdy rządził Boniek - jedna z najbardziej charyzmatycznych postaci w przestrzeni publicznej.
Boniek jak minister spraw zagranicznych
A propos, na finiszu kampanii stary i nowy prezes zaczęli ze sobą intensywnie dyskutować, co może sugerować stworzenie porozumienia oraz współpracę owocującą wstawiennictwem w UEFA, której Boniek jest wiceprezydentem. To najprawdopodobniej będzie oznaczać organizację przez nasz kraj mistrzostw Europy kobiet w 2025 roku.
Drugi sygnał sugerujący tę teorię? Maciej Sawicki, sekretarz generalny i najbliższy współpracownik Bońka, który przed wyborami zrezygnował z funkcji może pozostać na stanowisku o co lobbował były już prezes.
Trzeci znak? Likwidacja stanowiska wiceprezesa ds. zagranicznych - funkcja widmo zwłaszcza gdy w Europie tak silną pozycję zbudował sobie w ostatnich latach Boniek. Zanim opuścił fotel prezesa zarząd wybrał go ambasadorem polskiej piłki. Na zjeździe przyznał tytuł honorowego prezesa. „Zibi” być może usunie się w cień, ale to rewelacyjny polityk. Tylko naiwni mogą myśleć, że nie będzie miał żadnego wpływu na to, co dzieje się w polskiej piłce, choć on sam będzie obserwował ją z Rzymu, w którym - jak mówią nasze źródła - też może mieć coś do powiedzenia...
Teraz, jak powiedział Boniek żegnając się ze współpracownikami, na rower wsiada i pedałuje ktoś inny - na klatę sukcesy i porażki naszego futbolu będzie brał już Cezary Kulesza. Nowy prezes zapowiedział pracę w czterech obszarach: szkolenia, wsparcia dla klubów i szkółek, integracji środowiska oraz profesjonalizacji i doskonalenia trenerów.
To oczywiście bardzo generalne zagadnienia - hasła wyborcze i obietnice. Trudno na razie odczytać, co się za nimi kryje. Teraz czas na owoce, bo Kulesza nie jest pierwszym i ostatnim, który zapowiadał najpiękniejsze reformy, a potem plany wielokrotnie rozbijały się o twardy mur rzeczywistości.
Dziś bez wątpienia zaczyna się nowy rozdział polskiej piłki, w którym bardzo trudno będzie zapisać lepsze strony niż te w ostatniej dekadzie przez Bońka. Ale tego należy życzyć Kuleszy, bo to będzie oznaczać silną reprezentację i kluby, które reprezentują nas w Europie.