Cezary Kucharski zabrał głos ws. zatrzymania i ujawnionego nagrania. "Nigdy nie szantażowałem Lewandowskiego"
Sprawa konfliktu między Cezarym Kucharskim i Robertem Lewandowskim trwa w najlepsze, ale dopiero teraz były agent piłkarza zabrał głos po raz pierwszy po zatrzymaniu. W rozmowie z "Pulsem Biznesu" opowiedział, jak wszystko wyglądało z jego perspektywy.
48-latek został zatrzymany na polecenie prokuratury we wtorkowy poranek. Noc spędził w areszcie, a kolejnego dnia wyszedł na wolność. W wywiadzie z Grzegorzem Nawackim podtrzymuje, że jest niewinny.
- Nieco po 6 rano zapukali funkcjonariusze policji, było ich aż sześcioro. Od razu wręczyli mi do podpisania jakieś dokumenty. Poprosiłem, żebyśmy poczekali na przyjazd adwokata. Funkcjonariusze byli profesjonalni i sympatyczni. W czasie tych kilku godzin nawet o piłce trochę pogadaliśmy. Mniej przyjemnie było w prokuraturze - opowiada Kucharski.
- Nie rozumiem, dlaczego zostałem zatrzymany. Po pierwsze - jestem niewinny, nigdy nikogo nie szantażowałem. Po drugie - za zarzuty, które mi postawiono, grozi grzywna, ograniczenie wolności lub pozbawienie wolności do lat trzech. Moi adwokaci twierdzą jednak, że do więzienia trafia tylko niewielki odsetek oskarżonych, a zdecydowana większość dostaje grzywnę. Gdybym został wezwany do prokuratury, oczywiście bym się stawił. Nie trzeba było robić tego teatru, najazdu na dom i biuro - zaznaczył.
Kucharski nie zgadza się z oskarżeniami o szantaż - utrzymuje, że kwota 20 milionów euro należy mu się ze względu na niedokończone rozliczenia z piłkarzem. Trzeba jednak zaznaczyć, że w sądzie były agent domaga się kwoty dwukrotnie niższej.
- Sprawa ma szeroki kontekst, a przewijająca się kwota 20 mln EUR nie wzięła się z sufitu, tylko jest związana bezpośrednio z naszymi rozliczeniami i trwającymi lata negocjacjami. Wyrwanie jej z kontekstu, którym są prawa do wizerunku Roberta oraz treść porozumienia, zaakceptowanego przez jego pełnomocników, to jakiś absurd. Niestety, tak to robi prokuratura. Nie chciałem od niego 20 mln EUR. W 2017 r. podjęliśmy decyzję o rozstaniu biznesowym. Mieliśmy wspólną działkę na Okęciu oraz spółkę, która zarządzała prawami marketingowymi. Odkupiłem od Lewandowskiego udziały w działce, płacąc cenę rynkową - twierdzi.
Zupełnie inną wersję historii przedstawił Krzysztof Stanowski. Kucharski odpiera zarzuty, twierdząc, że opublikowany przez media fragment rozmowy został zupełnie wyrwany z kontekstu i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
- Rozmowa trwała kilka godzin, prowadziła ją osoba, która nagrywała i miała określony cel, a to wyrwany z kontekstu fragment. Przez wiele miesięcy negocjowaliśmy warunki mojego wyjścia ze spółki, a kwoty, o których rozmawialiśmy, dotyczyły negocjowanego porozumienia, co wynika wprost z ujawnionych fragmentów nagrań. To prawnicy Lewandowskiego projektowali klauzulę mojego wieloletniego obowiązku „milczenia” - zakończył.