Był uparty i zrezygnował z przyszłej legendy, zwalniano go w przerwie. Sukces mistrza rodził się w bólach
Jego błąd spowodował transfer Gianfranco Zoli do Chelsea. Zmienił się dopiero dla Zinedine’a Zidane’a. Pomógł rozwinąć skrzydła Andrijowi Szewczencę czy Kace. Uwielbiano go w Chelsea. To on zapoczątkował dominację Paris Saint-Germain we Francji i Realu Madryt w Europie. Oto Carlo Ancelotti - kolejny z mistrzów zarządzania piłkarzami. Choć akurat Włoch… nie zawsze do nich należał.
- Poznanie charakteru zawodników jest najważniejszą częścią mojej pracy - wyznał ostatnio Carlo Ancelotti. - Trzeba nawiązać różne relacje, uwzględniające charaktery poszczególnych graczy. Ja chcę mieć otwarte relacje z zawodnikami, nie chcę być nad ani pod nimi. Chciałbym mieć relacje na tym samym poziomie. Prowadząc drużynę, trzeba być sobą. Ja nie jestem dyktatorem ani chirurgiem.
W naszym trenerskim cyklu przedstawiamy kolejnego po Harrym Redknappie i Sir Alexie Fergusonie szkoleniowca, który po prostu… kocha piłkarzy.
Ważniejsze ustawienie
- Na początku ustawiałem drużynę w systemie 1-4-4-2 - wspominał Carlo Ancelotti na antenie “Sky Sports”. - W tamtym okresie nie grałem z “numerem 10”. W pierwszym meczu sezonu spróbowałem wystawić go na prawej stronie, jako skrzydłowego. Nie spodobało mu się za bardzo, choć w mojej opinii zagrał dobrze. Chciał występować w środku.
Na starcie rozgrywek 1996/1997 ówczesny nowy trener Parmy miał do dyspozycji dwóch środkowych napastników z wysokiej półki: Hernana Crespo oraz Enrico Chiesę. I nie zamierzał zmieniać sprawdzonego systemu gry. Nawet po to, by móc wykorzystać umiejętności tak utalentowanego piłkarza jak Gianfranco Zola.
- W mojej karierze zawodniczej grałem pod wodzą Liedholma, który był jednym z pierwszych trenerów stosujących krycie strefą, a także Erikssona czy Sacchiego, którzy ustawiali drużynę w systemie 1-4-4-2 - wyjaśniał swoją ówczesną decyzję obecny menedżer Evertonu. - Sam zacząłem zatem następnie wykorzystywać to ustawienie jako szkoleniowiec.
Kilka miesięcy później niezadowolony Zola skorzystał z okazji transferu do Chelsea, gdzie został klubową legendą. Współpraca na linii klasowy, cofnięty napastnik - niedoświadczony jeszcze trener odmieniła jednak późniejsze kariery obu panów. Ancelotti przyznał po latach, że popełnił błąd, kurczowo trzymając się wybranego systemu gry i nie znajdując w nim miejsca dla piłkarza pokroju Zoli. Na swoje nieszczęście Gianfranco po prostu nie był Zidane’m.
Ważniejsi zawodnicy
- Zidane zmienił moje przekonania dotyczące piłki nożnej - nie ukrywa jeden z najbardziej utytułowanych trenerów we współczesnym futbolu. - Wcześniej byłem tak bardzo skoncentrowany na systemie 1-4-4-2. Dopiero wtedy spróbowałem ustawić drużynę tak, żeby znaleźć dla niego pozycję i pozwolić mu czuć się na boisku komfortowo.
W kolejnym po Parmie klubie, w którym zatrudniono Ancelottiego na stanowisko szkoleniowca, 1-4-4-2 odeszło w zapomnienie. W sezonie 1999/2000 Juventus występował w systemie gry 1-3-4-1-2 z Zinedine’m Zidane’m operującym za plecami duetu napastników: Alessandro Del Piero - Filippo Inzaghi. W następnych rozgrywkach drużyna z Turynu grała już w ustawieniu z czwórką obrońców. Francuski mistrz nadal cieszył się jednak na boisku swobodą. To właśnie dla niego “galaktyczny” Real Madryt pobił wkrótce ówczesny transferowy rekord świata.
Przez dwa lata pracy na Stadio delle Alpi Ancelotti zdobył z zespołem zaledwie… Puchar Intertoto. W obu sezonach pod wodzą “Carletto” Juventus przegrywał walkę o mistrzostwo Włoch w ostatniej kolejce rozgrywek - raz z Lazio, raz z Romą - podczas gdy w europejskich pucharach doszedł najdalej do 1/8 finału… Pucharu UEFA (w Lidze Mistrzów zajął z kolei ostatnie miejsce w grupie!). Jego zwolnienie ogłoszono w przerwie kończącego ligowy sezon 2000/2001 meczu przeciwko Atalancie. W momencie, gdy turyńczycy nadal mieli szansę na zdobycie tytułu!
To właśnie okres pracy w Juventusie, wraz ze współpracą z Zidane’m, ukształtował jednak Ancelottiego jako szkoleniowca. To tam Włoch stał się “trenerem piłkarzy”. Co niedługo później przełożyło się na trofea.
Apogeum sukcesów
- Na początku dużo mocy - odpowiedział Ancelotti, zapytany o największy atut jednego z najlepszych napastników, z jakimi przyszło mu pracować. - Był w stanie biegać oraz wykonywać wiele sprintów podczas meczu. I oczywiście zdobywać bramki. Mnóstwo bramek.
To trafienie Andrija Szewczenki w konkursie rzutów karnych przesądziło o zwycięstwie Milanu nad, jakżeby inaczej, Juventusem w rozegranym na Old Trafford w Manchesterze finale Ligi Mistrzów w 2003 roku. “Rossoneri” w doskonale pamiętanych okolicznościach nie powtórzyli tego wyczynu dwa lata później. Zrobili to jednak po raz kolejny w 2007 roku.
Jako trener Milanu, którego był wcześniej zawodnikiem, Ancelotti potrafił znaleźć system gry oraz miejsce na boisku zarówno dla swoich wybitnych napastników (Szewczenki i Inzaghiego, choć także Crespo), jak i rozgrywających (Rui Costy i przede wszystkim Kaki). Podobnie było następnie w Chelsea, gdzie Włoch od razu sięgnął po krajowy dublet, bezbłędnie oceniając możliwości poszczególnych zawodników.
- Kiedy przychodziłem, drużyna już tam była - przywoływał Ancelotti. - To nie ja ją zbudowałem. Byłem podekscytowany, mogąc trenować takich piłkarzy, jak Lampard, Terry, Drogba, Anelka, Malouda, Joe Cole, Kalou, Ballack, Essien, Deco, Alex, Ivanović czy Ashley Cole. To była naprawdę fantastyczna drużyna. Wyobraź sobie przygotowywanie stałych fragmentów gry, mając w zespole Johna Terry’ego, Alexa, Drogbę czy Ballacka. Nie było trudno strzelać po nich gole!
Roman Abramowicz marzył oczywiście o triumfie w Champions League. Właśnie po to sprowadził do Chelsea dwukrotnego zwycięzcę tych rozgrywek. Mimo dwóch podejść, tego Ancelotti mu nie dał. Włoch został zatem, dla odmiany, zwolniony w… tunelu stadionu Goodison Park po ostatnim meczu ligowym w sezonie 2010/2011.
Pragmatyk
- Ja nie pozwoliłem się nabrać na śpiewkę o liście osiągnięć Ancelottiego - mówił na początku lutego 2012 roku legendarny francuski trener, Guy Roux. - Zbudował ją przede wszystkim dzięki bardzo dobrej organizacji gry obronnej, ale nigdy nie poprowadził zespołów, takich jak Barcelona czy Real Madryt.
Nie jest oczywiście tak, że Ancelotti nie spotykał się podczas swojej kariery szkoleniowej z krytyką. I to nawet wtedy, kiedy osiągał dobre wyniki. Obejmując w połowie sezonu 2011/2012 liderujące w tabeli Ligue 1 Paris Saint-Germain, Włoch początkowo ustawił swoją nową drużynę w tzw. “choince”, czyli ustawieniu 1-4-3-2-1. Chciał tym samym w jak największym stopniu wykorzystać potencjał swoich najlepszych zawodników z przednich formacji: Nene, Javiera Pastore i Jeremy’ego Meneza.
Na koniec rozgrywek po mistrzowski tytuł sensacyjnie sięgnęło Montpellier. Ancelotti odzyskał go w kolejnym sezonie, zdobywając pierwsze mistrzostwo Francji dla “katarskiego” PSG. Nad Sekwaną uchodził jednak za pragmatyka, co najlepiej ukazało domowe spotkanie Paryża z ostatnim w ligowej tabeli Troyes. To goście zakończyli tamten mecz z przewagą w… posiadaniu piłki. PSG zwyciężyło równocześnie 4:0. Ancelotti wiedział, że rywale lubią wyprowadzać piłkę od tyłu krótkimi podaniami. Postanowił ich zatem wpuścić na swoją połowę. A następnie wykorzystać zabójczą siłę swoich piłkarzy w kontrataku.
Najłatwiejsza robota
- Myślę, że będąc trenerem, trzeba spróbować pewnego dnia poprowadzić Real Madryt - z uśmiechem na ustach powiedział Ancelotti. - Spędziłem tam dwa lata i było to niezapomniane doświadczenie, ponieważ moim zdaniem Real Madryt jest najlepszym wizerunkowo klubem na świecie. Do jakiego kraju byśmy nie pojechaliśmy, wszędzie było mnóstwo ludzi, którzy chcieli nas zobaczyć i wspierać drużynę.
Nigdy nie dowiemy się, czy - w odróżnieniu od tych Abramowicza - Ancelotti spełniłby marzenia katarskich właścicieli Paris Saint-Germain o triumfie na europejskiej arenie. Jakby na przekór wcześniejszym słowom Roux, wiemy za to, że tak jak Ancelotti zapoczątkował dominację PSG we Francji, tak to właśnie pod jego wodzą Real Madryt zakończył swoje 12-letnie oczekiwanie na upragniony, dziesiąty Puchar Europy. Włoch raz jeszcze potrafił wydobyć potencjał drzemiący w drużynie z Cristiano Ronaldo, Garethem Bale’m, Angelem Di Marią, Karimem Benzemą i wreszcie Sergio Ramosem w składzie.
- Fantastycznych zawodników trenuje się najłatwiej - uważa Ancelotti. - Są profesjonalni, poważni, mają osobowość, są zmotywowani. Nie trzeba budować zespołu wokół Cristiano Ronaldo czy Zidane’a. Ale trzeba umieścić ich w najbardziej komfortowym dla nich miejscu na boisku. Od takich zawodników nie należy wymagać sztywnego trzymania się założeń taktycznych w obronie. Tak jak są gracze bardziej zaangażowani w grę defensywną, tak oni należą do tych, którzy uczestniczą w większym stopniu w atakowanie.
- Największa jakość Sergio Ramosa nie dotyczy taktyki ani techniki - zwrócił uwagę Ancelotti. - To jego charakter i osobowość, którą posiada, a także umiejętność motywowania ludzi wokół siebie, w tym wypadku kolegów z drużyny. W tamtym okresie był ważny z tego powodu. Zawsze znajdował się w najwyższej formie w najważniejszych meczach oraz ich najważniejszych momentach.
Kiedyś a dziś
Jak Carlo Ancelotti postrzega zarządzanie zawodnikami obecnie?
- To bardzo się zmieniło - powiedział niedawno włoski szkoleniowiec w rozmowie z oficjalną klubową stroną internetową Evertonu. - Stało się trudniejsze, ponieważ kiedy zaczynałem pracę jako trener, miałem tylko 16 zawodników. Teraz mam ich 25, a każdy z nich chce grać w meczach. Musisz tym zarządzać, ponieważ potrzebujesz utrzymać u graczy motywację. Ja rozumiem, że czasami muszę być z nimi cierpliwy. W poprzednich klubach zdarzało się, że ich zachowanie nie było dobre ani profesjonalne, ale ja muszę zrozumieć, że jeżeli zawodnik nie gra, jest to dla niego frustrujące. Muszę na to zwrócić uwagę.
Kto by przypuszczał, że Gianfranco Zola tak wiele Ancelottiego nauczy.
Wojciech Falenta