Brak powodów do optymizmu po Szkocji. Jeden piłkarz wyjątkowo zawiódł. "Pora się z nim pożegnać"

Brak powodów do optymizmu po Szkocji. Jeden piłkarz wyjątkowo zawiódł. "Pora się z nim pożegnać"
Pawel Andrachiewicz/Pressfocus.pl
Powiedzieć, że to nie było udane spotkanie w naszym wykonaniu, to właściwie nie powiedzieć nic. Reprezentacja Polski szczęśliwie zremisowała ze Szkocją 1:1 (0:0) i w gruncie rzeczy powinniśmy się cieszyć, że udało się wyszarpać aż tyle. Odstawaliśmy właściwie pod każdym względem i powodów do optymizmu właściwie nie ma. A najważniejszy mecz roku tuż, tuż.
Wybór Szkocji na naszego sparingpartnera z jednej strony budził wątpliwości - w końcu stereotyp kadry fizycznej i brutalnej nadal jest silny - ale z drugiej pojawiały się liczne głosy, które taką decyzję chwaliły. W końcu była szansa na starcie z naprawdę silnym rywalem, który stoi mniej więcej na poziomie kadry Czech i Szwecji. Było to zatem idealne możliwe przetarcie przed wtorkowym finałem baraży do mistrzostw świata w Katarze.
Dalsza część tekstu pod wideo
Szkopuł w tym, że wszyscy mieliśmy nadzieję, że my z tą Szkocją pokażemy... cokolwiek. Mimo nieobecności Roberta Lewandowskiego oczekiwania względem występu reprezentacji Polski były na umiarkowanie wysokim poziomie. Nikt nie spodziewał się, że zagramy jakiś koncert, rozniesiemy gospodarzy 5:0. Była jednak uzasadniona wola kibiców, którzy chcieli kadry mającej swój pomysł, potrafiącej reagować na boiskowe wydarzenia i prezentującej ciekawy futbol. Niestety, na każdej z tych płaszczyzn zupełnie zawiedliśmy.
Po takim występie wyzłośliwianie i złorzeczenie "Biało-Czerwonym" przychodzi z dziecinną wręcz łatwością. Nie ma jednak od tego ucieczki - jasne, koniec końców udało się zremisować, ze świetnej strony pokazał się Łukasz Skorupski, dobry powrót zaliczył Bartosz Salamon, Krzysztof Piątek jest światowej klasy jokerem. Istnieją realne problemy, których zbagatelizować nijak nie można. Generalny wniosek nasuwa się bowiem sam - z taką grą, to my do Kataru nie pojedziemy.
Lista zarzutów wobec dzisiejszego występu reprezentacji Polski jest jednak znacznie dłuższa i szczegółowa.

Brak pomysłu

Wypada sobie zadać pytanie - co my w tym meczu chcieliśmy grać? Jaki był konkretny plan na to spotkanie? Jeśli odpowiedzią są długie piłki, które docelowo miały wędrować za plecy szkockich obrońców, to dlaczego nie zrezygnowaliśmy z tego w momencie, gdy dziesiąta taka próba z kolei spaliła na panewce? To było rozczarowujące spotkanie pod względem przygotowania taktycznego, na tle Szkotów wypadliśmy po prostu słabo.
To gospodarze mieli więcej z otwartej gry, to oni prezentowali więcej pomysłów. Wystarczyło tylko zwrócić uwagę na McTominaya. Zawodnik Manchesteru United występował dzisiaj w roli środkowego obrońcy, lecz regularnie zabierał się z piłką, większość akcji inicjując już z obszaru naszej połowy boiska. Wśród reprezentantów polski trudno było znaleźć kogoś, kto by się na taki manewr potrafił zdecydować.
Kolejny kamyczek do ogródka stanowią stałe fragmenty gry. Raz - straciliśmy po nim bramkę. Dwa - nie byliśmy przygotowani na warianty, które Szkoci sobie wypracowali. Oczywiście, był to tylko towarzyski mecz, do tego rywal dobierany został na szybciku. Szkopuł w tym, że nasi przeciwnicy potrafili nas zaskoczyć swoimi rozwiązaniami, w drugą stronę tak dobrze to nie wyglądało. Tutaj należy dodać, że Czesław Michniewcz został wrzucony na minę, bo na odciśnięcie swojego znaku firmowego na takich aspektach piłkarskiego rzemiosła ma skandalicznie niewiele czasu. Nie można tym jednak usprawiedliwiać wszystkiego.

Przestwór oceanu

Jedną z takich kwestii bez wątpienia jest postawa naszego środka pola, a w zasadzie brak tej postawy. Jakub Moder zaczął mecz ustawiony bardzo wysoko i to nie zdało egzaminu. Pomocnik Brighton starał się szarpał, ale jego pozycja sprawiła, że był odłączony od gry, nie miał szansy na zaprezentowanie swojego talentu właściwie przez całe spotkanie. Gdy raz uśmiechnął się do niego los, to wypracował dobrą okazję Krzysztofowi Piątkowi.
Jeszcze bardziej rozczarowujący występ zaliczył chyba Grzegorz Krychowiak. Była siła, było dobre podanie do Salomona w pierwszej części, ale było też dużo momentów, które nasz pomocnik po prostu przespał. Billy Gilmour - na oko jakieś 60 kilogramów żywej wagi - nie miał najmniejszych problemów, by Krychowiaka wyprzedzić, przepchnąć i powalić. Wyglądało to co najwyżej przeciętnie.
Wreszcie kompletnie w cień osunął się Piotr Zieliński. Apatyczny przez całe spotkanie, nie potrafił pokazać niczego ze swojego szerokiego wachlarza zagrań. Nikt już nie oczekuje, by piłkarz Napoli sam nam wygrywał spotkania, ale pod nieobecność Roberta Lewandowskiego przydałoby się, żeby to właśnie on napędzał grę "Biało-Czerwonych". W Glasgow tak się nie stało, w Glasgow Zieliński zniknął, zaliczył dwa dobre zagrania i tyle go widzieli.
Najważniejsze w postawie naszego środka pola jest to, że on zupełnie nie żył w symbiozie z obroną. Odległość między tymi dwiema formacjami była taka, że Szkoci bez najmniejszego problemu i skrupułów penetrowali nasze rejony, nastręczając mnóstwa problemów. Gdyby nie kilka świetnych interwencji Kamila Glika i Bartosza Salamona, wynik mógłby być zgoła bardziej pesymistyczny dla naszej reprezentacji.
Nad tą kwestią zdecydowanie się trzeba pochylić, bo pomocnicy Szkocji zafundowali nam dzisiaj naprawdę niemiłą przejażdżkę. Byli szybciej przy bezpańskiej piłce, lepiej naciskali, właściwie kontrolowali środek pola. Odpuszczenie tej strefy we wtorek może skończyć się katastrofą.

Pożegnanie Recy

Tak samo jak dalsze stawianie na Arkadiusza Recę. To jest dobry piłkarz, być może nawet bardzo dobry, bo mało kto tak regularnie gra w Serie A. Problem w tym, że gdy nasz wahadłowy opuszcza terytorium Włoch, jego umiejętności magicznie parują. Nie ma zawodnika, który radzi sobie w jednej z najbardziej wymagających lig Europy.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, co jest tego przyczyną. Coś jednak być musi, skoro kolejny mecz w reprezentacji jest w wykonaniu Arkadiusza Recy po prostu fatalny. Dzisiaj był notorycznie mijany przez Szkotów, nie zaprezentował niczego w ofensywie. Trudno wskazać realny powód, dla którego miałby w hierarchii wyprzedzać Tymoteusza Puchacza i, zupełnie niebawem Nicolę Zalewskiego. Z Recą pora się pożegnać.
Szkoda, ale jeśli prawdą jest, że zespół jest tak słaby jak jego najsłabsze ogniwo, to mamy naprawdę duży problem. Arkadiusz Reca za swój występ przeciwko Szkocji otrzymał od nas notę 1 i wydaje się ona w pełni zasadne.

Bielik to nie jest obrońca

Mieliśmy też w tym spotkaniu dużo pecha, przynajmniej w wymiarze kontuzji. Zejście Bartosza Salamona skłoniło Czesława Michniewicza do postawienia na Krystiana Bielika, ale ten eksperyment też nie wypadł najlepiej. Wydaje się bowiem, że gracz Derby County w formacji defensywnej traci po prostu zbyt wiele ze swojej jakości.
Arsene Wenger stwierdził drzewiej, że Krystian Bielik jest idealnym nowoczesnym defensorem. Tylko no właśnie - to było kilka lat temu. Od tamtej pory nasz reprezentant był sukcesywnie przesuwany wyżej. Obecnie jest rasowym środkowym pomocnikiem i to właśnie na tej pozycji wygląda najlepiej. Robienie z niego faceta z pierwszej linii frontu jest zabiegiem po prostu ryzykownym, szczególnie biorąc pod uwagę dzisiejszą niedyspozycję w środku pola.

Co z Milikiem?

Wreszcie kwestia, na którą nikt nie ma wpływu, ale której nie da się pominąć. Arkadiusz Milik jest bowiem w niesamowitym gazie. W Marsylii wrócił na właściwe tory, radzi sobie świetnie. Oczyma wyobraźni widzieliśmy już jego potencjalną współpracę z Robertem Lewandowskim, która mogłaby dać nam wyjazd na mundial w Katarze.
Niestety na wyobraźni może się skończyć, bowiem napastnik kolejny raz doznał urazu i jego wtorkowy występ staje pod znakiem zapytania. To zaś powoduje, że kolejny raz trudno wydać ostateczny wniosek w sprawie realnej przydatności Milika dla "Biało-Czerwonych". W teorii trudno sobie wyobrazić kadrę bez niego, w praktyce jest to obrazek jak każdy inny.

Przeczytaj również