Bereszyński o reprezentacji Brzęczka: Byliśmy żywymi memami. Sami po części na to zapracowaliśmy [NASZ WYWIAD]

Bereszyński o reprezentacji Brzęczka: Byliśmy żywymi memami. Sami po części na to zapracowaliśmy [NASZ WYWIAD]
Marco Iacobucci EPP / Shutterstock.com
Dopiero co świętował swoją pierwszą bramkę zdobytą po kilku latach gry we Włoszech, a zaraz przyleci na zgrupowanie reprezentacji Polski. Jak postrzega Paulo Sousę? Czy reprezentacja Jerzego Brzęcznie nie była kochana? Co z Włoch zostanie w jego mentalności już na lata? Zapraszamy na rozmowę z Bartoszem Bereszyńskim.
SAMUEL SZCZYGIELSKI: Trochę poczekałeś na pierwszego gola w Serie A. Była euforia po trafieniu z Cagliari?
Dalsza część tekstu pod wideo
BARTOSZ BERESZYŃSKI: Na pewno bardzo fajnie, że się udało w końcu strzelić, tym bardziej że był to gol, który decydował bezpośrednio o wyniku spotkania. Co innego strzelać bramkę na 4:0, a co innego na 1:1. Rzeczywiście fajne uczucie, którego dawno nie miałem okazji poczuć. Nie miałem zbyt wielu okazji we Włoszech do strzelenia bramki. Myślę, że to może dać mi takiego kopa i być może kolejne bramki będą kwestią czasu.
Oglądałeś Harry’ego Pottera?
Pewnie, oglądałem.
Tam były gazety, gdzie za pomocą czarów poza zdjęciami, były umieszczane fragmenty nagrań. Zakładam, że gdyby w La Gazzetta dello Sport włoscy kibice obok artykułów mieliby też wideo, to twój gol by się tam znalazł. Zastanawiam się, czy miałeś siłę, by dobiec do tej piłki.
Biegłem, biegłem aż ją dostałem. Po meczu rozmawiałem z Gastonem Ramirezem, to powiedział mi, że podawał do mnie. Jednak jak zobaczyłem na powtórkach, to bardziej chyba było podanie do Jankto. Zadzwoniłem do Gastona i się z niego śmiałem, było trochę szyderki. Nawet na mnie nie patrzył, więc na pewno grał do Jankto!
Nie macie takich perturbacji jak w poprzednim sezonie, ale to nie jest twój najlepszy sezon we Włoszech. Jak ty się sam czujesz? Jako solidny ligowiec? Minęły czasy, kiedy mówiło się, że możesz trafić do Interu albo Romy.
Zawsze trzeba patrzeć wyżej, natomiast spójrzmy prawdzie w oczy – nie mam 22 lat. Jestem już zawodnikiem doświadczonym, mam ponad 120 meczów w Serie A. Ostatnio widziałem jakąś statystykę, że ponad 85 procent meczów zaczynałem w pierwszym składzie. Oczywiście jak byłem zdrowy i gotowy do grania. Trener Giampaolo rotował, ale u trenerów di Francesco i Ranieriego w 90 procentach wybiegałem na boisko w podstawie. Można powiedzieć, że to jest w pewnym sensie osiągnięcie, że w średnim zespole Serie A wywalczyłem sobie miejsce na tyle, że nie mamy nominalnego prawego obrońcy. Jeden, którego mieliśmy – Fabio Depaoli poszedł na wypożyczenie. Oczywiście zawsze celuję wyżej, natomiast miałem też swoje inne zadania. Po pierwszym sezonie faktycznie były spekulacje o większych klubach, Interze czy Romie, ale jeszcze nie jestem wiekowy i wiem na co mnie stać. Jeśli forma wzrośnie to stać mnie by grać w lepszym klubie.
Włochy to już takie twoje miejsce czy nie zamykasz się na inne ligi?
Jestem bardzo szczęśliwy we Włoszech, ale jestem też człowiekiem który lubi poznawać różne kultury. Spędziłem tutaj kawałek czasu, sporo w moim życiu w Genui się pozmieniało, ale gdyby była propozycja – strzelam, z Bundesligi – to nie zamykałbym się na to. Patrzę na swoją karierę i swój rozwój. Szanuję to miejsce i to, gdzie jestem.
Żyjesz w fajnym miejscu. Gdybyś miał pójść grać do innego kraju albo wrócić już do Polski, to czego by ci po Włoszech brakowało?
Przede wszystkim jedzenia, bo gdziekolwiek byśmy nie pojechali to wszędzie są włoskie restauracje. To jednak nie są prawdziwe włoskie potrawy, tutaj widać jednak różnice że to ich jedzenie. Po części na pewno ich mentalności, sposobu życia. W Hiszpanii pewnie jest podobnie, ale w Anglii czy Niemczech już niekoniecznie. Na pewno po części pogody, choć w Genui to też różnie wygląda. Ostatnio akurat trzy tygodnie było ładnie, ale zdarzają się naprawdę spore ulewy. Też pewnie trochę przesiąknąłem tymi Włochami, więc starałem się przejąć od nich to, co najlepsze.
Czyli palenie papierosów między treningami i winko do obiadu? (śmiech)
Nie, nie, a sjesty nienawidzę! (śmiech) My akurat nie możemy chodzić do restauracji, bo ostatnio był u nas jeden chłopak z covidem, więc mamy jeszcze kwarantannę i to takie życie dom-trening.
Jak wracasz na święta czy ogólnie do Polski, to śmieją się, że jesteś ’’Italiano”?
Na wakacjach ze znajomymi jak sobie postawię włosy i lepiej ubiorę, to wiadomo, że od razu pada hasło ’’ty, Italiano”! Może gestykulacja, na pewno to się u mnie pojawiło. To typowo włoskie zachowanie, które na mnie przeszło. Mimo wszystko – uspokajam, jestem Polakiem. Z krwi i kości. Zostałem Polakiem w głowie, my też mamy dobre cechy.
Polak z krwi kości… To przejdźmy do tematu reprezentacji. Jakie wrażenie wywarł na tobie trener Paulo Sousa?
Z trenerem widziałem się we Włoszech. Przyleciał na mecz z Fiorentiną, akurat graliśmy z Bartkiem Drągowskim u siebie, wygraliśmy 2:1. Miałem okazję poznać też asystentów na spotkaniu w Benewencie z Kamilem Glikiem. Rozmawialiśmy też indywidualnie online, więc trochę się poznaliśmy. Na pewno trener sprawia wrażenie bardzo mądrego człowieka, który ma dobre podejście. Takie opinie płynął też od Włochów, którzy razem z trenerem pracowali. Kierownik drużyny od nas pracował z trenerem Sousą we Fiorentinie, ma o nim dobre zdanie. Wszystko wyjdzie w praniu podczas zgrupowania i wtedy na pewno będziemy mogli więcej powiedzieć. Na pewno ta indywidualna rozmowa to było owocne spotkanie, rozmawialiśmy ponad 40 minut – wiem, co mam robić, pomysły są fajne i trzeba będzie je teraz przedstawić na treningach i na meczach.
Jak postrzegasz jego osobowość?
Fajne jest to, że trener jest poliglotą, rozmawia w wielu językach. Nie wiem, czy jest piłkarz który nie rozmawia po angielsku w naszej kadrze. Trener płynnie mówi też po włosku, a mamy przecież wielu piłkarzy, którzy grają we Włoszech. Komunikacja na pewno będzie istotna. Pierwszy raz odkąd jestem w reprezentacji, będzie nas prowadził trener zagraniczny. Ciekawe doświadczenie, które trzeba będzie przełożyć na grę reprezentacji. Na pewno to też inna praca dla niego, jeszcze nie był selekcjonerem. Będziemy starać się robić wszystko tak, by to nasze wspólne dobro było najważniejsze, bo jednak wszyscy gramy do jednej bramki.
Po pierwszej konferencji, która była takim przedstawieniem się przed narodem, zastanawiałem się jaka była pierwsza różnica między Sousą a Brzęczkiem. Za trenera Brzęczka było tworzenie oblężonej twierdzy, nawet powstał ten dokument o tytule ’’Niekochani”. Mam wrażenie, że Sousa odwrotnie - chce budować taką wspólną tożsamość.
Ja przeżyłem ten moment, kiedy za kadencji Adama Nawałki na nasze mecze się czekało, każdy mówił, że jesteśmy super, a piłka nożna w kraju była na topie. Potem rzeczywiście wróciliśmy do tego stanu sprzed trenera Nawałki. Byliśmy żywymi memami. Przecież zdajemy sobie z tego sprawę… Na pewno sami po części na to zapracowaliśmy i tego nie ma co ukrywać. Sam dobrze wiesz o czym mówię – stało się modne to, żeby o tej reprezentacji źle mówić i pisać. Jakby nie patrzeć, to jest to nasza wspólna reprezentacja i musimy grać do jednej bramki. Trener Sousa chyba też przykłada do tego wagę, by ten kontakt z mediami i kibicami był jak najlepszy.
Rozmawiałeś z trenerem Sousą o twojej pozycji na boisku?
Nie, takiej rozmowy nie było. Trener ma na pozycję lewego obrońcy powołanych trzech piłkarzy. Jest Tymoteusz Puchacz, jest Arek Reca, Maciek Rybus. Do tego jeszcze Michał Karbownik, który może grać na lewej obronie. Ja jestem prawym obrońcą, więc zakładam, że to tam będę brany pod uwagę. Oczywiście, jeśli trener będzie miał pomysł, bym ja grał na lewej obronie czy gdziekolwiek indziej, to będę gotowy. Na dziś jednak gram na boku albo jestem prawym środkowym w trójce obrońców – tak też już kilkanaście razy zagrałem, więc możliwości jest kilka.
Co jeśli trener zdecyduje się na granie 1-3-5-2? Widzisz się bardziej w roli jednego z trójki obrońców czy wolałbyś grać na wahadle?
Mam zdrowie do tego, by grać na wahadle. Teraz jednak w Sampdorii grałem w trójce. Bramkę strzeliłem grając właśnie w trójce obrońców, poszedłem na obieg. Tutaj kilkanaście tych meczów zagrałem w takim systemie. Zresztą, to nasze ustawienie jest bardzo elastyczne. Często jest tak, że jedną połowę gramy w trójce, drugą w czwórce. To też jest pozycja, gdzie musisz dobrze wyprowadzić piłkę, musisz być dynamiczny i asekurować wahadłowego. Lubię też grać w czwórce, na prawej obronie – to moja nominalna pozycja. To są jednak decyzje trenera.
Nie masz wrażenia, że w tej ’’niekochanej” reprezentacji byłeś często usprawiedliwiany? Dziennikarze i kibice cię bronili, bo trener Brzęczek wystawiał cię na obcej pozycji.
Staram się nie czytać komentarzy i nie patrzeć na opinie. Czasem są trafne, a czasem są kosmicznie nieprawdziwe. Nie ma to dla mnie większego znaczenia, nikt mnie nie musi lubić. Staram się dać z siebie wszystko, można mi wiele zarzucić, ale chyba nie to, że nie walczę, nie odstawiam nogi. Taki mamy zawód, że piłkarz nie zawsze jest szanowany. Odgórnie jesteśmy czasem wrzucani do jednego wora i często zdarza się takie generalizowanie.
W marcu rozpoczniemy rok w jeszcze innej sytuacji niż zawsze. Z nowym trenerem, ale też z Robertem Lewandowskim jako najlepszym piłkarzem świata. Masz takie wrażenie, że w tej sytuacji na EURO można zrobić więcej?
Jakby nie patrzeć mamy najlepszego piłkarza na świecie w składzie. Ale jak przeciwnik analizuje grę naszej drużyny, to Robert będzie podwajany, potrajany. To będzie pomocne dla innych zawodników, bo ’’Lewy” będzie jednak absorbować uwagę rywali. Jak się gra przeciwko Ronaldo, Messiemu, Lewandowskiemu, to tak trzeba postępować. Jak się go zostawi jeden na jeden, to Robert szybko zrobi krzywdę rywalom. Zdajemy sobie sprawę, że my też musimy wziąć na siebie odpowiedzialność i pomóc Robertowi. Jesteśmy drużyną i nie możemy patrzeć na jednostki, bo nasze wspólne dobro jest najważniejsze. Mamy mocną kadrę i coraz więcej znaczymy w Europie i chciałbym ta reprezentacja z trenerem Sousą osiągnęła coś więcej w turnieju. A nie tylko wygranie meczu lub wyjście z grupy.
Czekasz na ogłoszenie powrotu Zlatana do reprezentacji Szwecji?
Grałem przeciwko Zlatanowi, sam mam jednego Szweda w drużynie – Albina Ekdala, z którym rozmawiałem. Teraz nie wiadomo, co będzie, bo Zlatan miał jakieś problemy zdrowotne, ale on uważa, że będzie powołany. A na pewno ma lepsze przecieki niż my. To na pewno zawodnik, który da dużo pewności siebie Szwedom, widać jak jego osoba oddziałuje na Milan. My natomiast mamy lepszego piłkarza od niego i tego się trzymajmy. Ostatnio była potyczka pomiędzy Zlatanem a Lukaku i niektórzy pewnie się zastanawiali, kto wygrałby na macie. To nie jest jednak ktoś, kogo jako Polacy mamy się bać.

Przeczytaj również