Atak wygrywa pojedyncze spotkania, obrona wygrywa mistrzostwo. Wielki Liverpool FC zbudowano od tyłu

Atak wygrywa pojedyncze spotkania, obrona wygrywa mistrzostwo. Wielki Liverpool zbudowano od tyłu
Paul Chesterton / PressFocus
W sportach drużynowych sukces zawsze ma wielu ojców. Szukając architektów mistrzostwa Anglii Liverpoolu, można by pozornie sądzić, że “The Reds” wywalczyli je za sprawą fantastycznej ofensywy. Tercet Salah-Firmino-Mane zdobył kilkadziesiąt bramek, radził sobie znakomicie, ale nic by nie wskórał bez znakomitej defensywy. Sekret doskonałości układanki Juergena Kloppa tkwi w obronie.
Przybycie Niemca na Anfield było równoznaczne z mistrzowskimi aspiracjami Liverpoolu, jednak moment przełomowy dla klubu nastąpił dopiero w styczniu 2018 r. Wtedy “The Reds” poczynili ruch, który utorował im drogę na szczyt. Wystarczyło wyjąć jeden klocek z linii ataku, żeby stworzyć drużynę na miarę największych sukcesów.
Dalsza część tekstu pod wideo

Coutinho z wozu, Liverpoolowi lżej

Tym, który nieco zawadzał w procesie odbudowy zespołu z prawdziwego zdarzenia, był Philippe Coutinho. Może to zabrzmieć zaskakująco, bo Brazylijczyk doskonale spisywał się w czerwonym trykocie. Przez lata grał efektownie, notował świetne liczby, a ofensywa Liverpoolu spędzała rywalom sen z powiek. Huraganowe ataki nie przekładały się jednak na jakiekolwiek namacalne sukcesy, a gablota nadal świeciła pustkami.
“Cou” wnosił do drużyny wiele, ale wyłącznie w aspektach ofensywnych. Obecność takiej klasycznej dziesiątki jak Brazylijczyk, zmuszała Kloppa do ustawiania składu w formacji 4-2-3-1, przez co ewidentnie brakowało balansu. Liverpool potrafił strzelić trzy gole, żeby stracić kolejne cztery. Średnia wpuszczonych bramek w lidze regularnie oscylowała w okolicach 40-45. W takich warunkach nie dało się przerwać kilkudziesięcioletniej posuchy.
- Nie sprowadzimy następcy Coutinho w tym okienku transferowym. Tu nie chodzi o zastępowanie kogokolwiek 1 do 1, ale wykorzystanie własnych narzędzi, taktyk, formacji. Wierzę w utalentowanych zawodników, których obecnie posiadamy. Po pożegnaniu z Philem będziemy iść dalej. Tym razem zainwestujemy w drużynę - mówił trener LFC, gdy Barcelona oficjalnie sfinalizowała zakup filigranowego pomocnika. Brak chęci wypełnienia luki po zjawiskowym Brazylijczyku mógł dziwić, lecz Klopp dobrze wiedział, co robi. Zamiast panicznie poszukiwać jeszcze jednej ofensywnej gwiazdy, postawiono na załatanie dziur w tyłach.

Gwiazdy defensywy

- Pierwszą rzeczą, którą kibice Liverpoolu powinni natychmiast zrobić, to zapomnienie o kwocie tego transferu. Virgil wniesie do tej drużyny jakość, cena jest bez znaczenia. Zyskamy odpowiednią mentalność, charakter, umiejętności - stwierdził Juergen, gdy brytyjskie media wrzały po transferze Virgila van Dijka. Ponad 70 mln funtów na środkowego obrońcę i to z Southampton? Kto ma grać za Coutinho? Gdzie to wszystko zmierza? Czas pokazał, że w stronę tytułu.
Pieniądze uzyskane od Barcelony przelano na konta “Świętych” oraz AS Romy, z której ściągnięto Alissona. Liverpool pobił dwa rekordy transferowe, kompletnie odpuszczając wzmocnienia ataku. Klopp słusznie doszedł do wniosku, że ofensywny trójząb jest na wystarczającym poziomie, a różnica dzieląca “The Reds” i Manchester City wiąże się z niesprawną obroną. W sezonie 2017/18 “Obywatele” stracili jedenaście bramek mniej, rok temu tylko jedną, a dziś to klub z Merseyside może się pochwalić najszczelniejszą defensywą na Wyspach. Dopiero po przypieczętowaniu mistrzostwa Alisson i spółka nieco spuścili z tonu.
Przebieg bieżącego sezonu potwierdził sens modelu budowy Liverpoolu, na który zdecydował się Juergen Klopp i jego pracodawcy. City zdobyło kilkanaście bramek więcej, ale nawet nie otarło się o tytuł. Wprawdzie Aguero, Sterling, Mahrez i przede wszystkim de Bruyne prezentowali się kapitalnie, ale zabrakło im wystarczającego wsparcia obrońców. Z kolei Liverpool przestał być “heavy-metalową” drużyną, która za wszelką cenę prze do przodu. Klopp zrozumiał, że lepiej jest czasem spuścić z tonu, zagrać ekonomicznie i dowieźć np. bezpieczne 1-0, niż forsować kolejne ataki. Z Coutinho i bez duetu van Dijk-Alisson taka przemiana nie byłaby możliwa.

Drużyna paradoksów

Odejście Brazylijczyka pozwoliło na małą rewolucję w środku pola, co odbiło się na wszystkich sektorach boiska. Ciężar rozegrania spoczywa w bocznych strefach, a nominalni pomocnicy cieniują w klasyfikacji kanadyjskiej. Nie sprowadzono nowej “dziesiątki”, bo tak naprawdę nie miałoby to żadnego sensu. Andy Robertson i Trent Alexander-Arnold robią to, co kiedyś leżało w gestii reprezentanta “Canarinhos”.
- W Liverpoolu boczni obrońcy są skrzydłowymi, pomocnicy obrońcami, a skrzydłowi snajperami - napisał Barney Ronay w felietonie dla “The Guardian”. W 2015 r. Klopp sam przyznał, że najlepszym playmakerem jest tzw. gegenpressing. Dopiero po trzech latach Niemiec w pełni zaimplementował własną filozofię.
Philippe Coutinho to bez wątpienia doskonały zawodnik, aczkolwiek brakuje mu głównie zadziorności. W fazie bronienia jest pasywny, nie przykłada się do pressingu, nie nadąża kondycyjnie. To piłkarz, który nigdy nie para się “noszeniem fortepianu”. Nie bez powodu w Bayernie przegrał rywalizację z niezmordowanym Thomasem Muellerem, a na Camp Nou wyżej ceniono umiejętności bardziej pracowitego Antoine’a Griezmanna. Zresztą w Liverpoolu nawet ofensywniej usposobieni Alex Oxlade-Chamberlain i Naby Keita mają problem z regularną grą. Klopp preferuje pomocników o defensywnych inklinacjach, aby zapewnić swobodę wahadłowym. Efekty mówią same za siebie.
Coutinho padł ofiarą braku własnej wszechstronności. Liverpool w składzie z nim, duetem stoperów Gomez-Matip i bez profesjonalnego bramkarza mógłby nie podołać w walce o upragnione mistrzostwo. Virgil van Dijk i Alisson wnieśli na Anfield nowy poziom. Jakość, o której wcześniej nawet nie śniono. Rok temu statuetkę dla najlepszego zawodnika ligi odebrał przecież Holender, a nie Salah czy Mane, którzy podzielili się tytułem króla strzelców. Fundamenty są ważniejsze niż wykończenie. Z biegiem lat sporo zyskał także inny gracz niekojarzony z ofensywą, piłkarz sezonu 2019/20 według Stowarzyszenia Angielskich Dziennikarzy, Jordan Henderson.
I choć zabrzmi to abstrakcyjnie, wiele spotkań Liverpoolu z tego sezonu oglądało się gorzej, niż występy np. sprzed dwóch lat. Ceną za utratę żywiołowości było pełne skupienie się na wyniku. Rezygnacja ze zbędnych fajerwerków. “The Reds” nie notowali meczów z sześcioma czy ośmioma trafieniami, jak ich główni rywale z Manchesteru. Dla nich liczył się cel, a nie droga.
W futbolu nie przyznaje się punktów za styl. Ostatnie lata dobitnie pokazały, że ligowe oczka zdobywa się solidną defensywą. Dzięki temu na Anfield tubalnie rozbrzmiało legendarne “We are the Champions”. Wreszcie to był ich sezon.
***
Zachęcamy do lektury tekstów podsumowujących miniony sezon Premier League:
TUTAJ znajdziesz wybraną przez redakcję Meczyków XI sezonu.
TUTAJ przeczytasz o siedmiu największych przegranych minionych rozgrywek.
TUTAJ przeczytasz o siedmiu największych wygranych minionych rozgrywek.
TUTAJ przeczytasz o największych niewypałach transferowych.
TUTAJ przeczytasz o piłkarzach, którzy mimo spadku ich drużyn mogą znaleźć zatrudnienie w klubach z ligowej czołówki
TUTAJ przeczytasz o ostatnim tańcu Davida Silvy. Hiszpan po dziesięciu obfitych latach pożegnał się z Manchesterem City.
TUTAJ przeczytasz tekst o Edersonie, najbardziej nowoczesnym bramkarzu świata, który stał się oczkiem w głowie Pepa Guardioli.
TUTAJ przeczytasz o przyszłości Jacka Grealisha, lidera Aston Villi, rozchwytywanego przez kluby z topu.
A w TYM miejscu przeczytasz o możliwych wielkich transferach w Premier League.

Przeczytaj również