"Asystent selekcjonera zbierał numery kont". Nowe informacje ws. afery premiowej. Piłkarze byli zażenowani
"Przegląd Sportowy" ujawnił kolejne informacje na temat "afery premiowej" w reprezentacji Polski. Według informatora gazety temat nagrody od premiera wywołał sam Czesław Michniewicz.
Od kilku dni najgorętszym tematem nie jest występ reprezentacji Polski na mistrzostwach świata, a afera dotycząca niedoszłej nagrody finansowej od premiera Mateusza Morawieckiego. Kadra za wyjście z grupy miała otrzymać nawet 50 mln zł, ale ostatecznie strona rządowa zadecydowała, że żadnych pieniędzy nie będzie.
Rozmowy o premii negatywnie wpłynęły na atmosferę w kadrze. "Przegląd Sportowy" pisał, że na tle podziału pieniędzy doszło do konfliktu między zawodnikami. Gazeta zaprezentowała jeszcze jeden głos z wnętrza drużyny - tym razem anonimowej osoby ze sztabu szkoleniowego.
– Temat premii zaczął selekcjoner. Prowadził go z jakimś człowiekiem od premiera Morawieckiego. Z pominięciem PZPN. Asystent selekcjonera wydzwaniał do tego człowieka od premiera. Po meczu z Argentyną na kolacji selekcjoner wywołał temat premii. Zaproponował sposób podziału. Lewandowski był wyraźnie zażenowany, czemu w takim momencie zaczyna się dyskusje o premiach. Cała ta sytuacja bardzo źle wpłynęła na atmosferę w kadrze przez kolejne dwa dni. Asystent selekcjonera zbierał numery kont. Chciał, żeby wypłaty były załatwione jeszcze przed meczem z Francją - powiedział informator "Przeglądu Sportowego".
Według niego na odprawie przed meczem z Francją doszło do ostrej wymiany zdań w sprawie podziału pieniędzy. Selekcjoner, który "sprawiał wrażenie trochę obrażonego", miał wówczas zadeklarować, że nie weźmie pieniędzy.
Opis okoliczności tej sytuacji stoi w sprzeczności z wcześniejszymi wypowiedziami Michniewicza. Selekcjoner twierdził, że nie było różnicy zdań, a tym bardziej kłótni, między nim a piłkarzami. Cała sytuacja miała być zamknięta w pięć minut.
Informator "Przeglądu Sportowego" uważa, że w najtrudniejszej sytuacji są zawodnicy. Podkreśla, że żaden z nich nie zabiegał o premię.
- Oni mają ograniczone możliwości obrony. Żaden z nich nie zna losów selekcjonera, każdemu zależy na dobru reprezentacji i aktualnie nie wiadomo, z kim przyjdzie im pracować w marcu na starcie eliminacji. Mając to na uwadze, publiczne oskarżanie selekcjonera odbiłoby się na ich obecności w kadrze. W prywatnych rozmowach wielu z nich nie kryło jednak swojego zażenowania rozegraniem całej tej sytuacji – stwierdziła osoba ze sztabu kadry.