Adam Buksa senior oskarża władze Wisły Kraków o oszustwo. "To metody z poprzedniej epoki" [NASZ NEWS]

Adam Buksa senior oskarża władze Wisły Kraków o oszustwo. "To metody z poprzedniej epoki" [NASZ NEWS]
Marcin Kadziolka / shutterstock.com
Aleksander Buksa nie przedłuży kontraktu z Wisłą Kraków. Saga związana z negocjacjami umowy utalentowanego piłkarza trwa od wielu miesięcy. Ojciec 18-latka na naszych łamach po raz pierwszy zabiera głos w sprawie. - Skoro Wisła tak chętnie podnosi argument o uściśnięciu sobie dłoni i nie dotrzymaniu słowa, rozumiem, że dotyczy to tylko jednej strony - rodziny Buksów? Wystarczy spojrzeć, co faktycznie zrobili z Olkiem. Wspomniany obiecany projekt sportowy okazał się bujdą. Nieudaczni zarządzający klubem nie potrafili wcielić go w życie. Dziś chcą wybielać się przed kibicami, udając budowanie Wielkiej Wisły podczas gdy nie potrafią podejmować sensownych kroków wobec swojego wychowanka. Dlaczego? Bo nie mieli i nie potrafili stworzyć do tego narzędzi. Po kilku miesiącach to zauważyłem, dlatego powiedziałem, że rozmowy o podpisie w styczniu zaczynamy od nowa - mówi Adam Buksa senior.
W środę, na łamach "Gazety Krakowskiej" i "Interii", ukazał się wywiad jednego z właścicieli Wisły Kraków, Tomasza Jażdżyńskiego, na temat negocjacji kontraktu Aleksandra Buksy. Wywiad pt. "Sprawa Buksy jest zamknięta. To klub jest stroną oszukaną", który komunikuje, że napastnik nie zostanie przy Reymonta.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wisła Kraków przedstawiła swoje stanowisko w temacie. Postanowiliśmy skontaktować z drugą stroną, aby poznać jej punkt widzenia. Wysłaliśmy wiele pytań na temat sytuacji. Adam Buksa senior nie zgodził się na wywiad. Natomiast przedstawił nam swoją wersję wydarzeń w obszernym oświadczeniu odpowiadając na większość z nich.
Ojciec Buksy, który negocjował umowę syna przed ukończeniem osiemnastych urodzin, rzuca zupełnie inne światło na sprawę:
Zacznę od wywiadu pana Tomasza Jażdżyńskiego na łamach „Gazety Krakowskiej” i „Interii”, który wypowiedział się na temat negocjacji umowy mojego syna, Aleksandra, z Wisłą Kraków. Jak wspomniał sam pan Jażdżyński, nigdy osobiście nie brał udziału w rozmowach, dlatego nie wiem, dlaczego on, a nie zarząd, zabiera głos w tej sprawie jako swego rodzaju adwokat czy pośrednik. Mogę jedynie skwitować taką postawę powiedzeniem: „Głuchy słyszał, ślepy widział, jak kulawy gonił garbatego”.
W piątek mój syn został poproszony do biura zarządu Wisły Kraków w celu podpisania umowy, której nigdy nie widział na oczy. Umowy, której nigdy sam nie negocjował i która nigdy nie była parafowana przez niego, mnie czy jego agenta. Władze Wisły dały mu znać dwa dni wcześniej, że chciałyby się z nim spotkać i porozmawiać. Natomiast nie raczyły nawet zaznaczyć, co będzie przedmiotem tej rozmowy. Ukrywały to.
Kilka dni wcześniej wysłały jakiś projekt umowy Piniemu Zahaviemu. On nigdy nie został zaakceptowany. Następnie, już w piątek, postawiły mojego syna przed faktem dokonanym. Miał podpisywać dokument, być może ten wysłany Zahaviemu, bez obecności doradców. Niejako pod przymusem i presją, bez żadnej konsultacji ze swoim menedżerem czy mną. Członek zarządu, Maciej Bałaziński, chciał wprowadzić syna w błąd, że umowa jest ustalona z panem Zahavim, co zdziwiło Olka, bo nigdy nie słyszał, aby tak faktycznie było. Pan Bałaziński zadzwonił w trakcie spotkania do Zahaviego w celu wyjaśnienia zamieszania. Po zakończeniu rozmowy rozłączył się i oznajmił synowi, że pan Zahavi jest zaskoczony postawą Olka, bo wszystko jest ustalone i Olek może spokojnie złożyć podpis. W rzeczywistości był to zwykły blef. Metody z poprzedniej epoki. Mimo tych zapewnień Olek nie zgodził się i w obliczu tak agresywnego podejścia do sprawy opuścił spotkanie.
W klubie uznano to za zakończenie sprawy i wytoczono działa w postaci wywiadu. My także, w związku z takim zachowaniem, nie mamy zamiaru dalej rozmawiać z Wisłą. Natomiast wcześniej, już po objęciu syna opieką przez pana Zahaviego takie rozmowy się toczyły. Nieudolnie, ale jednak. Chciałbym podkreślić, że od początku chcieliśmy przedłużyć umowę z Wisłą. To zawsze było naszym celem, ale po wcześniejszym poznaniu KONKRETNEGO planu na rozwój Olka. Planu, który w myśl wcześniejszych ustnych ustaleń, tak chętnie przywoływanych przez klub, nie został zrealizowany. Wisła Kraków przez ostatnie miesiące konsekwentnie nie realizowała swoich obietnic. Jednak, mimo tych uchybień, nadal uważała, że ustalenia z minionego roku są wiążące. Taką postawę z dzisiejszej perspektywy traktuję jako polowanie na „ofiarę”, nieporozumienie i stratę czasu: „Buksa podpisze kontrakt, a potem będziemy martwić się, jak na nim zarobić”.
W każdym przypadku, gdy Wisła Kraków zabiera głos w sprawie przedłużenia umowy przez mojego syna, uderza się we mnie. Stawia w świetle opinii publicznej jako despotę, któremu zależy jedynie na pieniądzach. Jest kreowana alternatywna rzeczywistość ze mną w roli główniej. A prawda leży zupełnie gdzie indziej. To ja przez lata ze swoich prywatnych pieniędzy, których nigdy nie było w klubie, inwestowałem w rozwój syna. Dodatkowe treningi, lekarze, psycholog, transport. Takie wydatki pod kątem rozwoju syna stały przez lata po mojej stronie. Wisła stała się ich beneficjentem, bo po czasie dostała chłopca, który w wieku szesnastu lat zadebiutował w Ekstraklasie. Nigdy nie chciałem tego zamieszania. To prawda, twardo stawiałem na rozwój syna w jego ukochanym klubie. Olek zawsze był oddany Wiśle. Od małego wiązał przyszłość z tym klubem. W pełni oddawał się pasji, którą świetnie obrazuje jego pokój do treningów, pomalowany własnymi rękami w barwach „Białej Gwiazdy”. To jest rzeczywistość, będąca w absolutnej przeciwności do stanowiska zajmowanego dziś przez Wisłę Kraków. To klub, nie ja, od wielu miesięcy stawiał Olka jako finansowy, a nie sportowy priorytet.
Cofnijmy się do czerwca i lipca 2020 roku, gdy po wielu rozmowach z Jakubem Błaszczykowskim faktycznie doszliśmy do porozumienia w sprawie trzyletniej umowy. Wisła sprzedała mi wtedy piękną bajkę o wspólnym celu klubu i syna. Rozwoju jego talentu. Krok po kroku. Rozmawiałem wtedy z Kubą często. Kilka razy spotkaliśmy się w restauracji. Usłyszałem wtedy, że Olek miał być absolutnym priorytetem dla klubu, bo każdy wiedział, że jego odpowiedni rozwój gwarantuje zabezpieczanie finansowe w postaci dużego transferu. Kuba obiecał być sportowym mentorem Olka. Opowiadał mi o taktyce uwzględniającej syna. Mówił o kolejnych krokach w jego drodze. Traktowałem te słowa bardzo poważnie, a Kubę uważałem za opiekuna, któremu powierzam los syna. Podkreślę - klub nakreślał jasną wizję i plan. Tylko dlatego, dzięki zapewnieniom Kuby, zgodziłem się na przedłużenie umowy. Uwierzyłem w jego słowa. Tymczasem potem do pracy włączyli się absolutni dyletanci. Dziś widzę, że po pół roku nic z tych obietnic nie zostało zrealizowane. Dlaczego więc Olek miałby zostać w Wiśle? Przestałem ufać klubowi. Nie mam zamiaru składać go w „ofierze”, bo to ładnie brzmi na zewnątrz.
Po rozmowach i ustaleniach z Kubą trzyletnia umowa miała być formalnością. Tak to traktowałem. Przedmiotem naszej dyskusji zawsze był projekt sportowy i tego się trzymałem. Dogadaliśmy się w kilkadziesiąt minut. Wystarczyło przelać to wszystko, co sobie powiedzieliśmy na papier. Nie zrobiono tego. Z perspektywy czasu żałuję, że nie poprosiłem, aby wpisać konkretne sportowe cele dla syna, o których mówiono. Dziś sprawa byłaby jasna, kto zawalił. Mielibyśmy jasne punkty odniesienia co do dotrzymanego słowa i kto je złamał - ja czy klub.
W kolejnych miesiącach od porozumienia, gdy Kuba już się wycofał z rozmów i formalizowaliśmy dokumenty, dostawałem projekty umowy, w których po analizie prawnej, okazywało się, że zawsze znajdują się w niej nielegalne zapisy kasujące ustalone kwoty odstępnego za Olka. Każdy kolejny kontrakt podstawiany mi do podpisu, jako prawnego opiekuna Olka, był nielegalny. Czułem się oszukany i jasno powiedziałem panu Maciejowi Bałazińskiemu, że właśnie dlatego, że chcą mnie złapać na kruczki prawne, dzielimy umowę na dwie części. Oni przez te miesiące naciskali, aby kontrakt był podpisany na trzy lata, lub chociaż drugi parafowany od razu do szuflady, bo przecież nikt tu nikogo nie wykiwa. Przecież sobie ufamy. Jeszcze raz zaznaczyłem, że oba przypadki - kontrakt z wpisaną klauzulą lub dwa podpisane kontrakty - są działaniem nielegalnym. Odmówiłem.
Natomiast wola podpisania drugiej umowy po osiemnastych urodzinach była długo utrzymana. Oczywiście na ustalonych wcześniej warunkach i podparta obietnicami - dziś bajkami. Skoro Wisła tak chętnie podnosi argument o uściśnięciu sobie dłoni i nie dotrzymaniu słowa, rozumiem, że dotyczy to tylko jednej strony - rodziny Buksów? Wystarczy spojrzeć, co faktycznie zrobili z Olkiem. Wspomniany obiecany projekt sportowy okazał się bujdą. Nieudaczni zarządzający klubem nie potrafili wcielić go w życie. Dziś chcą wybielać się przed kibicami, udając budowanie Wielkiej Wisły podczas gdy nie potrafią podejmować sensownych kroków wobec swojego wychowanka. Dlaczego? Bo nie mieli i nie potrafili stworzyć do tego narzędzi. Po kilku miesiącach to zauważyłem, dlatego powiedziałem, że rozmowy o podpisie w styczniu zaczynamy od nowa.
Z całą stanowczością zaznaczam, że nigdy nie naciskałem klubu, aby Olek grał w pierwszym zespole na jakichś uprzywilejowanych zasadach. Zdaję sobie sprawę, że ma jeszcze wiele do poprawy i nie będzie grał regularnie na poziomie Ekstraklasy. Musi pracować. Natomiast musi gdzieś grać! W Wiśle niestety nie ma gdzie. Przecież ta sama obiecała, że będzie go rozwijać jako priorytetowy projekt klubu. Te bajeczki okazały się kpiną i haczykiem wypuszczonym na podpisanie umowy. Olek sam któregoś razu poszedł do Artura Skowronka i poprosił o wysłanie go na mecz juniorów, aby złapać trochę rytmu meczowego. Odmówiono mu, bo „był potrzebny pierwszej drużynie”. Potem wyszedł na kilka minut w meczu z Rakowem. Na prawą obronę. Wcześniej rozmawiał z innym członkiem sztabu prosząc o skonkretyzowanie planu na najbliższy czas. Określenie, jaka jest jego rola w zespole. Powiedziano mu, że to niemożliwe, bo pozycja trenera jest niepewna więc takiego planu nie mogą mu przedstawić.
W jaki sposób Wisła zadbała o rozwój swojego wielkiego talentu i dumy, jak lubili nazywać Olka? Przez siedzenie na ławce czy granie z kolegami w karty na wyjazdach? Kpina. Wisła nie ma drugiego zespołu. Nie ma sensownie działających struktur. Są tylko fasady i dbanie o PR. Olek jako jedyny reprezentant do lat 19 nie występował na jakimkolwiek poziomie regularnie i usłyszał to na zgrupowaniu od selekcjonera. Po przedłużeniu kontraktu stał się czwartym napastnikiem. Dano mu kilka szans, a potem odstawiono na boczny tor. Miał problemy zdrowotne, ale gdy już wyszedł na prostą nikt nie miał na niego planu - co dalej, jak wrócić do składu, jak zbudować formę? Nawet gdy sam chciał zejść do grup młodzieżowych, taki pomysł też był zły. Żadnej możliwości nadrabiania zaległości, nabijania minut, aby budować formę. Każdy wie, że bez gry jest regres, a nie progres. Dziennikarze i kibice mówią dziś, że Buksa się nie rozwija. Stoi w miejscu. Zgadzam się. Czy to jego wina? Czy źle trenuje? Były do niego w tym temacie jakieś pretensje? Nie.
Latem syn mógł podpisać kontrakt z klubami występującymi w Lidze Mistrzów za kilka milionów euro. Czy by tam grał? Pewnie nie. Ale mógłby rozwijać się w drużynach młodzieżowych czy rezerwach. Miałby alternatywę. Alternatywą w Wiśle jest co najwyżej wypożyczenie. Wisła zabrała mu możliwość harmonijnego rozwoju, jednocześnie obiecując, że chłopak będzie szedł do przodu. Pytam więc, kto tu złamał dane słowo?
Pan Jażdżyński sugeruje w wywiadzie, że Wisła została przeze mnie wręcz oszukana finansowo, bo Olek dostał podwyżkę czy pieniądze za podpisanie kontraktu przy obietnicy, że umowa będzie obowiązywała do 2023 roku. Jest to kłamstwo. Ja nigdy nie robiłem problemu z pensji. To Wisła zaproponowała jej wysokość, a ją zaakceptowałem. Jeśli sugeruje się otrzymanie jakiś bonusów, proszę zarząd Wisły o pokazanie przelewu za podpis kontraktu. Jeśli taki istnieje, zwrócę klubowi dwukrotność tej wartości.
Jeszcze jedna sprawa związana z przedłużeniem umowy do czerwca 2021 roku i pensją Olka. Czy w klubie nikt nie zna się na przepisach zapominając, że już samo przedłużenie i podpisanie profesjonalnej umowy dało klubowi dodatkowe pieniądze za wyszkolenie? W myśl wcześniejszych zapisów stawki z tytułu wyszkolenia byłyby niższe. O jakich stratach finansowych mówi więc Wisła? Nawet jeśli odejdzie latem, dostanie za niego lepsze pieniądze z ekwiwalentu, które pokrywają podwyżkę. Znów wspomnę, że de facto zrzekłem się ubiegłego lata zarobienia kilku milionów euro, aby Olek przedłużył kontrakt w obecnej formie. To jednak jest oczywiście pomijane.
Wreszcie sprawa samego zaprezentowania kontraktu Olka jako podpisanego do 2023 roku. To nie był mój pomysł, aby tak przedstawić tę sprawę. To klub podjął ryzyko takiej komunikacji chcąc odnieść PR-owy sukces, który mógłby zapisać na swoim koncie nowy zarząd. W tamtym czasie presja kibiców była ogromna. W mediach przewijało się, że umowa zostanie przedłużona o trzy lata. Gdy przedstawiono mi pomysł ogłoszenia przedłużenia kontraktu do 2023, nie protestowałem. Dlaczego? Bo uwierzyłem na słowo. Uznałem, że przedłużenie umowy to formalność, która dokona się w styczniu. Byłem pewien, że klub będzie w sposób ekstremalny zaangażowany w rozwój swojego wychowanka. Myliłem się. Wszystko okazało się kłamstwem.
Po kilku miesiącach zakomunikowałem więc w telefonicznej rozmowie Kubie Błaszczykowskiemu, że nowym agentem Olka będzie Pini Zahavi. Powiedziałem, że nie tak to miało wyglądać. Że rozmawialiśmy o zupełnie innej wizji, dlatego klub od teraz musi rozmawiać z agentem na temat nowej umowy. Druga część nie obowiązuje, a ja się wycofuję. Co się stało? Przez trzy miesiące znów było więcej kręcenia niż konkretów. Nic nie byli w stanie ustalić. A umowę, którą sobie wymyślili, sami proponując minuty gry, wysłali kilka dni temu. I oczekiwali natychmiastowej akceptacji. Gdy wyszło na jaw, że kontrakt został formalnie przedłużony o pół roku, Dawid Błaszczykowski podał się do dymisji, ale nie została ona przyjęta. Klub zaczął przyjmować pozycję, w której to ja złamałem dane słowo. Mimo to nie zamknąłem przed nimi drzwi. Mogli dalej rozmawiać z Zahavim. Nie mieli jednak na to żadnego pomysłu.
Chciałbym, aby kibice Wisły przejrzeli na oczy. Zarząd i właściciele oraz ich przemowy w mediach nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. To klasyczne ukrywanie swojej nieudolności i braku kompetencji kosztem innych - mnie czy Olka. Odwracanie uwagi od istotnych problemów. Tam nie ma sentymentów. Zrobią wszystko, aby przypodobać się opinii publicznej i kibicom, którzy finansują ich amatorską zabawę w Wielką Wisłę. Przy Reymonta bliskimi układami chce się zastępować odpowiednie kompetencje.
Przykro mi, ale z mojego punktu widzenia tak wygląda prawda.

Przeczytaj również